Uff, nasza wolność uratowana! Sejm rezygnuje z blokowania porno w Internecie
06.01.2015 11:59, aktual.: 10.03.2022 10:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Uchwała o ograniczeniu internetowej pornografii została wycofana z Sejmu. Powody są dość banalne, ale jest nadzieja, że na razie nikt Internetu nam cenzurować nie będzie.
Wolność, prywatność i cycki – grupa prawicowych posłów chciała nam zabrać to wszystko za jednym zamachem, ale na szczęście do najgorszego nie dojdzie, przynajmniej na razie. Marszałek Sejmu odesłał projekt uchwały autorom z powodu błędu formalnego i jest szansa, że pomysł już nigdy nie przejdzie.
Uchwała o ograniczaniu porno znika z Sejmu
Uchwałę o Internecie bez pornografii zgłosiła grupa posłów pod przewodnictwem Beaty Kempy. W zasadzie to nie miało być specjalnie niebezpiecznego dla internetowej wolności – mówiło się, że jeśli pomysł przejdzie, nikt nie będzie zmuszał dostawców Internetu do blokowania porno, forsowane będą raczej półśrodki, takie jak obowiązek udostępnienia za darmo oprogramowania filtrującego. Czyli w zasadzie wiele by się nie zmieniło – jeśli jakiś rodzic chciałby zablokować dostęp do filmów dla dorosłych na komputerze dziecka, mógłby to zrobić. Dokładnie tak jak może to zrobić teraz.
Ale po drodze byłoby mnóstwo krzyku o odbieraniu wolności i prywatności. Uchwała budziła całkiem zrozumiałe obawy – eksperci mówili, że może dojść do cenzury Sieci (i to nie tylko stron porno, bo przecież takie słowa jak "seks" są też na innych stronach) albo naruszeń prywatności użytkowników. Krótko mówiąc, w momencie kiedy Polska ma poważniejsze problemy, ze służbą zdrowia na czele, debata o internetowej pornografii nikomu nie przyniosłaby pożytku.
Błąd formalny uratował Internet
Wolność, prywatność i wszystko inne uratował błąd formalny. Marszałek Sejmu Radosław Sikorski zauważył, że aby uchwała trafiła pod obrady, powinno ją popierać 15 posłów. Tymczasem jeden z tych, którzy ją popierali, Jarosław Żaczek, został wybrany na burmistrza Ryk i zrzekł się mandatu. W efekcie zostało tylko 14 podpisów, co pozwoliło marszałkowi pozbyć się kłopotu. Bo okazuje się, że tym właśnie była ta uchwała – kłopotem. TVN24 cytuje wypowiedzi posłów, którzy odetchnęli z ulgą. "Wielu spadł kamień z serca, bo od początku nie wiadomo było, co z tym fantem zrobić" – mówi anonimowy parlamentarzysta.
Odetchnęli przedstawiciele narodu, którym głupio było przyznać się, że nie chcą chronić dzieci przed złem, odetchnąć może też naród. Internet pozostanie Internetem. Nie wiadomo oczywiście, czy na zawsze – Beata Kempa zapowiada powrót projektu w kolejnej kadencji Sejmu. Ale nawet jeśli rzeczywiście pomysł cenzurowania Sieci powróci, prawdopodobnie w takiej formie, że nie będzie czym się przejmować. Aktualnie mówi się już nie o blokowaniu stron dla wszystkich użytkowników, a o udostępnianiu przez dostawców bezpłatnego oprogramowania, i to tylko osobom, które zgłoszą taką potrzebę. Jeżeli ta wersja powróci – czy to w Sejmie, czy w ministerstwie – głosów sprzeciwu będzie pewnie mniej niż teraz. Ale jakieś będą, choćby dlatego, że nie ma bezpłatnych obiadów, takie oprogramowanie kosztuje i ktoś za nie zapłacić będzie musiał.
Jakieś próby odbierania nam internetowej wolności na pewno prędzej czy później pojawią się znowu – z porno na razie nie wyszło, ale przecież jeszcze są strony z hazardem, które chciałby zablokować wiceminister finansów. Prawodawcy mają to do siebie, że uwielbiają regulować to, czego nie rozumieją i co jeszcze nie zostało uregulowane. Nie tylko polscy – wystarczy popatrzeć na Wielką Brytanię, która wprowadziła bardzo drastyczne ograniczenia dostępu do internetowej pornografii.