Polscy posłowie zabierają się za ograniczanie dostępu do porno w Sieci. Co z tego wyjdzie?
Polska pójdzie w ślady Wielkiej Brytanii i zablokuje dostęp do internetowej pornografii? Na razie nasi posłowie uważają, że coś trzeba zrobić. Nie bardzo jeszcze wiedzą, co dokładnie trzeba zrobić, ale już się do roboty zabierają.
To było do przewidzenia. Po tym jak na Wyspach Brytyjskich za blokowanie porno zabrał się premier Cameron, i w polskim parlamencie pojawili się amatorzy takich rozwiązań. Pierwsze kroki zostały podjęte, ale na konkrety jeszcze poczekamy.
Sejm już wie, że coś trzeba zrobić. Tylko co?
"Gazeta Wyborcza" donosi, że jutro pod obrady Sejmu trafi uchwała mająca na celu utrudnienie dostępu do porno w Internecie. Jej pomysłodawczynią jest Beata Kempa z Solidarnej Polski, ale to nie jest tak, że popiera ją tylko prawica. Na komisji za uchwałą głosowali wszyscy, włącznie z posłami SLD.
Co w praktyce oznacza taka uchwała? Na razie niewiele – jeśli zostanie przegłosowana przez Sejm, Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji będzie miało 18 miesięcy na przedstawienie konkretnych rozwiązań prawnych, dzięki którym zostanie utrudniony dostęp do internetowej pornografii. Oczywiście obowiązek wprowadzenia całej machiny w ruch będzie spoczywał na dostawcach Internetu.
W praktyce nie wiadomo, jak to się skończy. Początkowo rzeczywiście była mowa o modelu brytyjskim - "Internecie bez pornografii", czyli rozwiązaniu polegającym na blokowaniu porno przez operatorów. Ale forsowanie takiego pomysłu nie przysporzyłoby nikomu popularności społecznej przed wyborami, dlatego parlamentarzyści złagodnieli i teraz mówią raczej o udostępnieniu przez dostawców oprogramowania filtrującego, które każdy mógłby zainstalować za darmo. Do tego miałoby dojść zachęcanie do instalowania tegoż oprogramowania.
No dobrze, a co z wolnością i prywatnością?
Brzmi rozsądnie? Dla mnie brzmi to całkiem rozsądnie – jeśli rodzic nie chce, żeby jego 13-letni syn spędzał wieczory na RedTubie, będzie mógł w prostu sposób mu to uniemożliwić. Nie ma natomiast mowy o odbieraniu dostępu do porno wszystkim, włącznie z dorosłymi ludźmi. Nasza wolność wydaje się niezagrożona, a i pornografia raczej nie zginie.
Ale i tak pojawiają się głosy przeciwne. "Wyborcza" rozmawiała z ekspertami, którzy zwracają uwagę na potencjalne zagrożenia. Vagla ostrzega, że nawet łagodne rozwiązanie może oznaczać ingerencję w prywatność użytkowników. "W pierwszej kolejności należy wszak obserwować komunikację użytkowników sieci, by ewentualnie w drugim kroku móc ją blokować lub filtrować" – mówi prawnik na łamach gazety.
Fundacja Panoptykon przestrzega z kolei, że uchwała jest mało precyzyjna. Niby wygląda jak zachęta do instalowania filtrów rodzinnych, w praktyce jednak może doprowadzić do wprowadzenia elementów cenzury. Wszystko zależy od tego, jakie dokładnie rozwiązanie techniczne i prawne wymyślą w ministerstwie. Do tego dochodzą wszelkie wady tego typu filtrów – jeśli blokują one takie słowa, jak "seks" czy "wagina", uniemożliwiony zostaje dostęp nie tylko do stron porno, ale też na przykład do stron z poradami medycznymi.
Niezależnie od tego, które rozwiązanie ostatecznie wygra, jedno jest pewne: to się dzieje. Polscy posłowie zabrali się za ograniczanie internetowej pornografii. Niektórzy już krzyczą, że to cenzura i że na blokowaniu dostępu do porno się nie skończy. Czy rzeczywiście? Wątpię. Przypuszczam raczej, że skończy się półśrodkach, które zupełnie nic nie zmienią ani w naszym życiu, ani w życiu naszych nastoletnich dzieci.