Uzi o numer mniejszy. Perypetie kompaktowego pistoletu maszynowego

Uzi o numer mniejszy. Perypetie kompaktowego pistoletu maszynowego

Czterech izraelskich żołnierzy za drutem kolczastym
Czterech izraelskich żołnierzy za drutem kolczastym
Źródło zdjęć: © Getty Images | Joel Carillet
17.11.2022 18:19, aktualizacja: 17.11.2022 20:41

W latach 70. ubiegłego wieku, po części za przykładem zza Żelaznej Kurtyny, zaczęła się moda na kompaktowe wersje pistoletów maszynowych do samoobrony, działań eskortowych i operacji specjalnych. Pierwszym seryjnie produkowanym "obrzynkiem" był wprawdzie od 1976 roku MP5K – ale bardzo szybko wyrosła mu konkurencja z Izraela.

Tak naprawdę prace nad kompaktową wersją Uzi zaczęły się już w roku 1956, niedługo po uruchomieniu produkcji zasadniczego modelu izraelskiego peemu. Uziel Gal wziął na warsztat jeden z egzemplarzy i zaczął ciąć. Skrócił komorę zamkową z tyłu (wycinając fragment długości 35 mm) i z przodu (34 mm), jej pokrywę, zamek, lufę i drewnianą kolbę, starając się przy tym zachować środek ciężkości w okolicy gniazda magazynka.

Broń nadal jednak strzelała z otwartego zamka, który był lżejszy, a na skutek skrócenia komory zamkowej skróceniu uległa także jego droga – oba te czynniki oczywiście spowodowały podniesienie szybkostrzelności z leniwych 550 strz./min. do ponad 1000 i zwykły żołnierz nie był w stanie utrzymać broni na celu. Kompaktowy Uzi miał jeszcze jedną nieprzyjemną niespodziankę dla użytkownika: skrócone łoże i lufa długości 170 mm – ledwie wystająca z nakrętki – sprawiały, że bardzo łatwo było zapomnieć w ferworze walki o pozycji ręki podtrzymującej i wsadzić palce przed wylot lufy.

Gal przez chwilę pracował jeszcze nad odchudzonym Uzi, w którym wiele części wykonano z aluminiowej blachy, ale chociaż "Al-Uzi" był zauważalnie lżejszy od zasadniczego modelu, to żywotność wykonanej w ten sposób broni pozostawiała wiele do życzenia, koszt jednostkowy był zaś kilkakrotnie wyższy. Nawet mniej radykalny zakres zmian, z aluminiowymi jedynie pokrywą komory zamkowej i szkieletem rękojeści, obniżał ich żywotność do takiego poziomu, że koszty wprowadzenia lekkich stopów absolutnie się nie równoważyły.

Rozczarowany konstruktor zajął się innym sposobem na skrócenie swej broni i zamiast "obrzynka" skonstruował składaną stalową kolbę, która pozostała z dużym Uzi już do końca, zastępując z czasem kolbę drewnianą całkowicie. Masa jednak, zamiast się zmniejszyć jeszcze wzrosła, gdyż stalowa, pantografowa kolba po złożeniu mieszcząca się całkowicie w obrysie broni, była zbudowana jak czołg. Musiała, bo dla Uzi przewidywano wówczas rolę... granatnika nasadkowego!

Na wylot lufy, zamiast nakrętki ustalającej miało się nakręcać nasadkę do miotania granatów – i to nie byle jakich, bo ważących niemal kilogram granatów przeciwpancernych Energa. Kolba – składana, czy nie – musiała wytrzymać strzał granatem, stąd ma odpowiednią do tego konstrukcję. Projekt Uzi-Energa był na tapecie ledwo kilka lat, zanim ktoś wreszcie stuknął się w czoło odpowiednio mocno – ale my, użytkownicy, do dziś musimy dźwigać na grzbiecie konsekwencje tego postrzelonego pomysłu.

Powrót obrzynka

W latach 70. XX wieku zanosiło się na to, że wielką karierę w siłach specjalnych zrobi pistolet maszynowy Ingrama (STRZAŁpl 6/22). Izraelczycy zakupili łącznie kilkaset M10/9 mm i M11/.380, a Shin Bet (Służba Bezpieczeństwa) nawet przyjęła je oficjalnie do uzbrojenia, choć zgłaszano wiele zastrzeżeń. Mimo to, 4 lipca 1976 roku izraelskie Ingramy wzięły udział w słynnym rajdzie na Entebbe, gdzie izraelscy komandosi uwolnili pasażerów porwanego przez Palestyńczyków samolotu Air France. Akcja zakończyła się sukcesem, ale po jej zakończeniu siły specjalne wystosowały zapotrzebowanie na nowy kompaktowy pistolet maszynowy, mający zastąpić Ingramy. Chodziło nawet nie do końca o to, że coś z nimi było nie tak – dopóki działały, użytkownicy byli z nich zadowoleni.

Problem polegał na tym, że po latach intensywnego treningu i działań coraz częściej coś się w nich zużywało lub wymagało wymiany, a tymczasem upadek firmy MAC sprawił, że do roku 1978, gdy w końcu opadł kurz postępowania likwidacyjnego, nie było od kogo kupować części zamiennych. Jeszcze przed Entebbe utrzymanie działania M10 i M11 w zespołach bojowych wymagało kanibalizacji pozostałych – ale wkrótce nawet możliwości kanibalizacji doszły do ściany.

W związku z tym w roku 1977 siły specjalne wystosowały oficjalne zapotrzebowanie do IMI na kompaktowy pistolet maszynowy rodzimej produkcji, który mógłby z powodzeniem zastąpić Ingramy. Kierujący działem badawczo-rozwojowym w Ramat-HaSharon Israel Galili miał ręce pełne roboty doprowadzając do produkcji nowy izraelski karabin automatyczny Galil, więc zamówienie na kompaktowy pistolet maszynowy przekazał młodemu Efraimowi Yaariemu, a ten dobrał sobie na współpracownika świeżo przyjętego do pracy i pełnego zapału inżyniera nazwiskiem Dan Raiz.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Uzi-Compact

Od początku ideą nowego projektu był powrót do prac Gala nad kompaktowym wariantem Uzi – skrócenie komory zamkowej i zamka przy pozostawieniu maksymalnej liczby części wymiennych ze starym peemem, by w ten sposób zbić cenę jednostkową i koszt eksploatacji w jednostkach: umożliwić wykorzystanie starych części zapasowych i uniknięcie konieczności gruntownego przeszkolenia zarówno użytkowników, jak i personelu technicznego.

Na tapet powrócił projekt obrzynka dużego Uzi. Prototypy wykonywano z komór zamkowych pełnej wielkości, z których wycinano sekcje, a owalne wycięcia na spodzie i szczycie obsady lufy miały za zadanie zmniejszyć masę broni. Cały chwyt z mechanizmem spustowym pozostawiono bez zmian. Zamek został skrócony odpowiednio do długości komory zamkowej – co znów zmniejszyło jego masę i drogę, windując szybkostrzelność, ale tym razem miała to być z założenia broń dla komandosów, a nie zwykłych żołnierzy, więc nie uważano tego za przeszkodę. Praktyka użycia Ingramów dowiodła, że poziom wyszkolenia jednostek specjalnych pozwala zapanować nad szybkostrzelnym peemem, a w niektórych sytuacjach taktycznych ta wysoka szybkostrzelność okazywała się wręcz zaletą.

Widok wnętrza komory zamkowej z zamkiem – u góry Mini Uzi strzelający z zamkiem zamkniętym, na dole strzelający z zamkiem otwartym.
Widok wnętrza komory zamkowej z zamkiem – u góry Mini Uzi strzelający z zamkiem zamkniętym, na dole strzelający z zamkiem otwartym.© Strzal.pl | Jarosław Lewandowski

Nowa broń wymagała nowej kolby – drewniana, skrócona w stylu Gala nie wchodziła w grę, a skrócenie komory zamkowej z tyłu sprawiło, że nie było tam dość miejsca na zamontowanie pantografu z Uzi. Początkowo Raiz wymyślił do kompaktowego peemu kolbę wysuwaną, z nietypowym niesymetrycznym układem ramion. Normalnie kolba wysuwana (w stylu M3 Grease Guna) jest stabilizowana ramionami obejmującymi komorę zamkową z obu stron. Raiz pozostawił dwa druciane ramiona, z tym że ustawił je oba na lewej stronie komory zamkowej, jedno nad drugim, a do drutów w linii symetrii broni przyspawał stopkę od składanej kolby (co wymagało przyspawania do niej ramion z zewnątrz).

Pierwsza wersja tej kolby miała pręty ramion proste, na wysokości lufy (układ liniowy), by przeciwdziałać podrzutowi, ale w badaniach okazało się, że jest niestabilna, jej cienkie druciane ramiona sprężynują, wzmagając wibrację i dodatkowo utrudniając utrzymanie broni na celu.

  • Zamki Mini Uzi obu odmian: strzelającego z zamka otwartego (poniżej) i strzelającego z zamka zamkniętego.
  • Zamki Mini Uzi obu odmian: strzelającego z zamka otwartego (poniżej) i strzelającego z zamka zamkniętego.
  • Zamki Mini Uzi obu odmian: strzelającego z zamka otwartego (poniżej) i strzelającego z zamka zamkniętego.
  • Zamki Mini Uzi obu odmian: strzelającego z zamka otwartego (poniżej) i strzelającego z zamka zamkniętego.
[1/4] Zamki Mini Uzi obu odmian: strzelającego z zamka otwartego (poniżej) i strzelającego z zamka zamkniętego.Źródło zdjęć: © Strzal.pl | Jarosław Lewandowski

Drugi model kolby wysuwanej miał konstrukcję analogiczną do pierwszego, ale tym razem kolba zamontowana była ukośnie w stosunku do osi symetrii broni, wynosząc przyrządy celownicze do wysokości oka, pręty były zaś niemal dwukrotnie grubsze od początkowych drutów. Trzeci model kolby miał już pojedynczy wysuwany pręt, ułożony znów równolegle. Wszystkie kolejne wcielenia miały z punktu widzenia użytkownika tę samą wadę: wysuwanie kolby wymagało uprzedniego zwolnienia zatrzasku, co komplikowało procedurę, dodając niepotrzebny ruch.

Jeden z doświadczonych fabrycznych strzelców zaproponował wówczas użycie kolby składanej na bok, z pojedynczym ramieniem, jak w czeskiej pumpičce Sa-26 (STRZAŁpl 9/20). Kolba ta miała jeszcze tę dodatkową zaletę, że po złożeniu jej stopka pełniła funkcję przedniego chwytu, którego w tej krótkiej i bardzo szybkostrzelnej broni rozpaczliwie brakowało. Ostatecznie powstała kolba konstrukcji odmiennej w szczegółach, znacznie prostszej, choć wyraźnie inspirowana peemem Holečka.

Stopka nie była jak w peemie czeskim ruchoma (składana) tylko przyspawana na stałe, nie było też komplikującego rozkładanie zatrzasku stopki w przednim położeniu. Zawias kolby wyposażono – podobnie jak w rozwijanym równolegle Galilu – w sprężynowy zatrzask zaopatrzony w dwukierunkowe skosy. Zarówno składanie, jak i rozkładanie było możliwe bez zwalniania jakichkolwiek zatrzasków – wystarczyło energiczne pchnięcie, które poprzez pręt ramienia kolby i interakcję skosów zawiasu uginało sprężynę, opuszczając ustalacz poza zasięg zawiasu, dopóki ramię nie osiągnęło drugiego skrajnego położenia, co pozwalało płynnie składać i rozkładać kolbę.

Do prototypu kolby skróconego Uzi użyto stopki od kolby składanej, z charakterystycznym podłużnym wycięciem w dolnej części, którego nie miała niemal identyczna stopka kolby drewnianej. Mało kto na świecie zdawał sobie sprawę, do czego służyło to wycięcie. Zapytany o nie już w latach 80., po emigracji do Ameryki, Uziel Gal wyjaśnił, że jest to... otwieracz do kapsli. Picie jest w gorącym klimacie Izraela koniecznością, więc zanim powstały plastikowe butelki, żołnierzom dostarczano na pustynię całe palety skrzynek wody w szklanych butelkach, zamykanych blaszanymi kapslami, które trzeba było jakoś otwierać.

Użycie magazynków groziło deformacją szczęk i zacięciami, więc po jednej z regularnie odbywanych wizyt w jednostkach, w których czasie konstruktor zbierał opinie i wnioski dotyczące ulepszeń swojej broni – w stopce kolby składanej pojawiło się owo tajemnicze wycięcie. Żeby było śmieszniej, o jego przeznaczeniu nikt nigdy oficjalnie żołnierzy nie poinformował! Zresztą wygląda na to, że konstruktorów też, bo seryjny Mini Uzi otrzymał wkrótce specjalnie zaprojektowaną stopkę – węższą i bez otworu. Szczelina powróciła dopiero wraz z dłuższą kolbą i pierwotną stopką w eksportowej wersji modelu MU-CB.

Skrócenie komory zamkowej nie pozostało bez wpływu na funkcjonowanie broni. Skrócenie zamka zmniejszyło jego masę, co oprócz już wspomnianego podniesienia szybkostrzelności, wywołało problemy z wybraniem i dosłaniem pierwszego naboju w serii. Otóż pierwszy strzał oddawany jest z zamka napiętego na zaczepie spustowym, o który opierał się zębem bojowym, wkomponowanym w przednią ścianę płaszcza zamka (czółko znajdowało się mniej więcej w połowie długości zamka – a nie jak w dużym Uzi w tylnej jednej trzeciej). Odległość między nabojami w magazynku a czółkiem zamka startującego z tej pozycji jest krótsza, niż w przypadku kolejnych strzałów, gdy zamek zaczyna suw roboczy znacznie dalej: natychmiast po kończącym odrzut wyhamowaniu.

Dłuższa droga pozwala zamkowi bardziej się rozpędzić i nabrać więcej energii w chwili uderzenia w dno naboju w magazynku, co zapewnia niezawodne wybranie i dosłanie. Skrócenie przedniej części zamka sprawiło, że ta energia – i tak mniejsza z powodu krótszej drogi – spadła w końcu na tyle, że zamek nie zawsze był w stanie wypchnąć nabój z magazynka, dosłać do lufy i odpalić, zwłaszcza przy strzelaniu w górę lub z zabrudzonej broni. Testy dowiodły, że do zapewnienia odpalenia w każdych warunkach brakuje naprawdę niewiele, ledwie 7 mm drogi. Ale w skróconej komorze dodanie tych 7 mm płaszcza zwiększało masę całego zamka na tyle, że uderzał on w tylną ścianę z energią zdolną ją uszkodzić. Nowy peem był bronią z założenia ekstremalną, chodzącą po linie – kilka milimetrów, kilkanaście gramów w tę, czy w drugą stronę i nieszczęście gotowe.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

I ten problem w końcu usunięto, w bardzo zmyślny sposób. Otóż płaszcz zamka został wydłużony nie na całej wysokości, a jedynie w dolnej części, której przednia krawędź stanowiła jednocześnie ząb bojowy. W ten sposób powstały występy (zwane "stopami zamka") przedłużające drogę zamka o brakujących 7 mm, z minimalnym przyrostem masy. W tylnej ścianie obsady lufy wycięto jednocześnie dwa odpowiadające im wybrania (zwane "strzemionami"), w które "stopy" wchodziły przy zamku w przednim położeniu.

Ostateczny produkt, nazywany w reklamówkach firmowych początkowo Uzi-Compact w wersji maszynowej i Uzi-Pistol w wersji na cywilny rynek amerykański (wyłącznie samopowtarzalny i z kolbą zaspawaną w pozycji zamkniętej) okazał się o około 50 mm krótszy od oryginału z kolbą rozłożoną i niemal 100 mm ze złożoną, a także prawie kilogram lżejszy. Kosztem było jednak dwukrotne zwiększenie szybkostrzelności – do 1200 strz./min. – ale broń była bardzo składna, co ułatwiało zapanowanie nad nią. Już wcześniej doświadczenie z Ingramem M10 dowiodło, że odpowiedni poziom wyszkolenia pozwala osiągnąć pozytywne wyniki strzelania, mimo ekstremalnych osiągów. Uzi-Compact powstawał jako broń dla jednostek specjalnych, a nie dla zwykłego wojska, więc ponadprzeciętny poziom wyszkolenia ogniowego, którego ta broń wymagała do opanowania, nikogo nie przerażał.

Na wszelki wypadek dodano jednak jeszcze integralny kompensator gazowy w postaci dwóch ukośnych nacięć, skierowanych wylotem w tył i w górę, by wspomóc strzelca w walce z odrzutem i podrzutem broni. To do pewnego stopnia zmniejszyło działające na broń siły – ale nigdy za mało powtarzania: mały pistolet maszynowy na silny nabój z dużą szybkostrzelnością nie jest bronią dla każdego i trzeba o tym pamiętać, jeśli kiedyś trafi w nasze ręce egzemplarz z możliwością ognia ciągłego. Zabawa przednia, ale bardzo niebezpieczna, wymagająca opanowania rzemiosła na tyle, by potrafić zabrać palec ze spustu, gdy tylko wyczujemy, że peem chce zejść z celu. Bo reakcja podjęta, kiedy on już z niego zejdzie, może być spóźniona i wtedy zabawa może skończyć się nieprzyjemnie.

Na przełomie 1977 i 1978 roku powstała pierwsza partia prototypowa 20 egzemplarzy Uzi-Compact. Po zakończeniu badań wewnętrznych i dopracowaniu prototypów partia badawcza 100 egzemplarzy trafiła do prób wojskowych w połowie 1978 roku. Wraz z eksperymentalnymi peemami dostarczono magazynki o pojemności 20 nabojów, ledwo wystające z chwytu, które miały poprawiać możliwości ukrycia broni w służbach, które tego potrzebowały. Pierwsze magazynki 20-nabojowe powstały przez przeróbkę (skrócenie) standardowych krótkich magazynków Uzi mieszczących 25 nabojów.

Wszystkie trzy magazynki (20, 25 i 32 naboje) zachowywały pełną wymienność we wszystkich metalowych Uzi – tylko dzisiejszy plastikowy Uzi Pro wymaga innych. Ciekawym akcesorium pierwszej partii (niestety, niekontynuowanym) był przedni chwyt mocowany na zaczepie do bagnetu, odziedziczonym z dużego Uzi. Pierwsza partia zachowała celownik standardowego dużego Uzi, wczesne egzemplarze produkcyjne miały celownik identycznej konstrukcji, ale z niżej osadzonymi przeziernikami do strzelania na 75 i 150 m – ale w trakcie produkcji przywrócono celownikowi nastawy 100 i 200 m.

Uzi-Compact przeszedł próby pozytywnie i trafił do uzbrojenia już w roku 1979, a rok później miał premierę na SHOT Show i zaczął być oferowany na eksport. Jeszcze w roku 1981 występuje jako Uzi-Compact, ale już jesienią tegoż roku w prasie amerykańskiej pojawiła się nowa nazwa – Mini Uzi. Być może stąd wzięła się popularnie podawana data roku 1982 jako chwili powstania tej broni – w trzy lata po przyjęciu do uzbrojenia w Izraelu. Nawiasem mówiąc, w Muzeum IDF na wystawie poświęconej Uzi, prototypy z wysuwanymi kolbami z 1978 roku są błędnie podpisane rocznikiem "1982".

Wraz z Mini Uzi pojawił się bazujący na nim Uzi Pistol – także reklamowany w Ameryce w roku 1982, ale w odróżnieniu od wersji maszynowej nigdy ostatecznie tam niesprzedawany. W Uzi-Pistol zastosowano zamek przerobiony na samopowtarzalny w taki sam sposób, jak w dużym Uzi, czyli przez ścięcie żebra dosyłającego na dnie czółka zamka. Zamek taki od biedy dosyłał pojedyncze naboje, startując z zaczepu – ale gdy trafiał w nabój z pełną siłą, tak jak przy strzelaniu ogniem ciągłym, powodował zacięcia przy dosyłaniu.

Inną efemerydą, jawnie obliczoną na przejęcie rynku Ingrama M11, był Mini Uzi na naboje .380 ACP – zarówno maszynowy, jak i samopowtarzalny. Powstała wyłącznie jedna krótka partia tej broni, bo nikt nie był nimi zainteresowany i idea upadła, zanim się na dobre ukorzeniła.

Model B

Mini Uzi zaczęto poprawiać jeszcze zanim dobrze wszedł na rynek. Kolba spełniała swoje zadanie, ale parzyła żołnierzy w twarze w lecie i mroziła w zimie, a także wymuszała zgarbienie przy strzelaniu, by wycelować z przyrządów, bo za mało unosiła broń na ramieniu, a po złożeniu z kolei odstawała zanadto na bok. Aby pręt po złożeniu spoczywał bardziej płasko, zawias kolby, do tej pory przyspawany po prostu bokiem do pręta, odsunięto o ponad centymetr i sam pręt przyspawano teraz do prawego boku wewnątrz stopki, by nacisk sprężyny, domykający kolbę przez skosy zawiasu dociskał ją silniej do łoża. Zmianie uległ także kształt samego pręta, początkowo tworzący płaskie "S", w którym oba końcowe odcinki były do siebie równoległe.

Siły specjalne chciały początkowo ramienia w ogóle prostego, opadającego od zawiasu do stopki, by łatwiej dostosować wysokość oparcia stopki do potrzeb użytkownika. Ostatecznie stanęło na propozycji kompromisowej, w której pręt miał po staremu formę płaskiej litery "S", ale jej tylna część przebiegała ukośnie w dół, a nie równolegle. Wygięcie tylnej części kolby sprawiło, że teraz stopka sięgała poniżej łoża, a nie opierała o nie z boku, co wraz z odsadzeniem zawiasu kolby sprawiło, że broń stała się po złożeniu bardziej płaska. W wojsku pręt kolby obszyto skórą, żeby przestał parzyć – a od roku 1985 IMI w ogóle zastąpiło go nowym, fabrycznie okrytym grubą gumową powłoką i powróciła stopka ze szczeliną. Nowa kolba została uznana za tak udaną, że potem przy okazji remontów i przeglądów montowano ją masowo na starszych egzemplarzach i dziś naprawdę ciężko znaleźć pełnoobjawowy egzemplarz wczesnego Mini Uzi.

Porównanie stopek kolby MU-CB – z prawej węższa i niższa stopka kolby Model B, z lewej zapożyczona z kolby pantografowej dużego Uzi stopka ze szczeliną otwieracza do butelek.
Porównanie stopek kolby MU-CB – z prawej węższa i niższa stopka kolby Model B, z lewej zapożyczona z kolby pantografowej dużego Uzi stopka ze szczeliną otwieracza do butelek.© Strzal.pl | Jarosław Lewandowski

Jednocześnie z modernizacją kolby doszło do zmiany przyrządów celowniczych na zapożyczone z produkowanego na amerykański rynek cywilny samopowtarzalnego Uzi Model B, z celownikiem regulowanym w poziomie, co pozwoliło wreszcie zrezygnować z przestarzałej muszki mimośrodowej. Do tej pory w Uzi regulacje w obu płaszczyznach wprowadzało się jedynie na muszce. Jej pręt osadzony był w podstawie ekscentrycznie, więc obrót muszki jednocześnie przesuwał ją na boki i w pionie. Jeśli trzeba było podnieść lub opuścić muszkę o więcej niż wynosił gwintowany odcinek samej muszki, wkręcało/wykręcało się jej podstawę, co wprawdzie zwiększało zakres regulacji, ale niepotrzebnie komplikowało konstrukcję i sposób regulacji muszki, która wymagała do ustawienia specjalnego narzędzia w formie klucza czołowego.

Nowa muszka Model B zachowała jedynie regulację w pionie, a jej konstrukcję ujednolicono z muszką M16: podstawa miała teraz formę krzyża maltańskiego z otworami dla zatrzasku między ramionami. Regulacja wymagała jedynie wciśnięcia czymś spiczastym zatrzasku i obrócenia muszki. Pokrętło poprawki bocznej załatwiało sprawę regulacji w poziomie, ale potrzebny był do jego obracania specjalny śrubokręt widełkowy, przypominający podobne narzędzie (korn nyckel) do szwedzkiego Kpist m/45, dobrze znane Izraelczykom z egipskich licencyjnych Port Saidów.

Z racji celownika od Uzi Model B Carbine, zmodernizowany Mini Uzi doczekał się wewnątrzfabrycznego przezwiska "Model B", a wcześniejszą konfigurację, ze starą kolbą i celownikiem zaczęto odtąd nazywać Modelem A. Określenia te, choć nieobecne w katalogu, przyjęły się szeroko wśród kolekcjonerów.

MU-CB

Perypetie Uzi na rynku amerykańskim, gdzie z racji zmiennych wytycznych ATF, a to witano go z szeroko rozłożonymi ramionami, to znów zatrzaskiwano przed nim z hukiem drzwi, doprowadziły w roku 1985 do przełomu w konstrukcji najpierw Uzi cywilnego, a zaraz potem Mini Uzi – i to maszynowego. Od swego zarania izraelski peem obu rozmiarów strzelał z zamka otwartego – to znaczy w chwili ściągania spustu zamek był utrzymywany w tylnym położeniu przez zaczep spustowy, a nabój pozostawał w szczękach magazynka. Spust obracał zaczep spustowy, uwalniał zamek, a ten pod wpływem napiętej sprężyny powrotnej ruszał naprzód, wybierał, dosyłał i odpalał nabój.

Mini Uzi strzelający z zamka otwartego z kolbą rozłożoną.
Mini Uzi strzelający z zamka otwartego z kolbą rozłożoną. © Strzal.pl | Jarosław Lewandowski

Zgodnie z wytycznymi ATF zmienionymi na początku lat 80., taki sposób działania w broni samopowtarzalnej na rynek cywilny był niedopuszczalny, bo zbyt łatwo można było taką broń przerobić do strzelania seriami. IMI oraz jego amerykański importer, Action Arms z Pittsburgha, gorączkowo poszukiwały rozwiązania tego problemu. Początkowe zastosowanie zamka bez występu wyłuskiwacza i kołek zagradzający możliwość wprowadzenia do komory zamka zdolnego strzelać seriami przestało wystarczać.

ATF zażądał przebudowania samopowtarzalnego Uzi na broń strzelającą z zamka zamkniętego – to znaczy takiego, który w chwili ściągnięcia spustu jest już w przednim położeniu, zamykając przewód lufy z nabojem w środku, a aktywacja mechanizmu spustowo-uderzeniowego jedynie powoduje zbicie spłonki. Taki układ konstrukcyjny jest znacznie bardziej skomplikowany niż broń strzelająca z zamka otwartego, bo wymaga zamontowania jakiegoś oddzielnego mechanizmu uderzeniowego – kurka, bijnika lub iglicy.

Mini Uzi strzelający z zamka otwartego z kolbą złożoną.
Mini Uzi strzelający z zamka otwartego z kolbą złożoną.© Strzal.pl | Jarosław Lewandowski

Raiz zdecydował się na rozwiązanie pośrednie między mechanizmem bijnikowym (w którym iglica jest oddzielnym elementem zamontowanym w zamku, a na zaczepie opiera się element, uderzający w iglicę – patrz Reising M50 czy czeski Sa-58), a iglicowym, w którym oddzielna sprężyna podpiera iglicę (patrz Glock). Od zamka odciął tylny plasterek, grubości około centymetra, w którym osadzona jest iglica. Przy odrzucie (lub ręcznym przeładowaniu) w tył przesuwa się cały zamek, a na zaczepie spustowym zaczepia się zamiast zamka tylko ów tylny plasterek, pełniący funkcję bezwładnika iglicy. Reszta zamka, napędzana sprężyną powrotną, zamyka się, dosyłając nabój, a ściągnięcie spustu zwalnia bezwładnik wraz z iglicą, uderzającą pod wpływem sprężyny uderzeniowej w spłonkę.

Jeśli wybrana była nastawa do ognia ciągłego (której brak w wersji samopowtarzalnej), obie części odrzuconego zamka wracają naprzód jako całość, dosyłając kolejne naboje i odpalając je, aż do zwolnienia spustu. Wówczas po ostatnim strzale bezwładnik jest przechwytywany przez zatrzask i w przednie położenie znów wraca tylko zamek. Aby padł strzał zamek, niezależnie od trybu strzelania, musi się zamknąć. Zapewnia to automatyczny bezpiecznik współdziałający z wyrzutnikiem. Dopóki zamek nie jest zamknięty, występ bezpiecznika (na zdjęciach mechanizmów zamkowych oznaczony numerem 13) sterczy na drodze iglicy i wchodząc w kontakt z talerzykiem iglicy (16), nie pozwala jej wejść do zamka na pełną głębokość, więc strzał nie padnie. Gdy zamek jest zamknięty, tylna krawędź wyrzutnika odchyla dźwignię bezpiecznika (30) i tylko wówczas talerzyk może sięgnąć do zamka, a iglica do spłonki.

W trybie samopowtarzalnym odrzut zamka, współdziałając z przerywaczem mechanizmu spustowego, wyzębia zaczep spustowy, który powraca w wyjściowe położenie i przy powrocie zamykającego się zamka przechwytuje bezwładnik iglicy w tylnym położeniu po każdym strzale. Aby oddać kolejny strzał, konieczny jest reset spustu i jego ponowne ściągnięcie.

Wbrew pozorom zakres zmian konstrukcyjnych między oboma wersjami Mini Uzi jest spory i wyklucza prostą zamianę jednego zamka na drugi. Model z zamkniętym zamkiem nie ma w dnie komory zamkowej wycięcia na dźwignię blokady zamka, unieruchamiającą go po zabezpieczeniu. Wewnątrz tylca umieszczono gruby gumowy zderzak – a drugi, cieńszy, dodano na oporze sprężyn. Pokrywa komory zamkowej została uproszczona przez usunięcie niepotrzebnego już bezpiecznika napinacza, który w modelu z otwartym zamkiem zapobiegał przypadkowemu strzałowi po utracie kontroli nad rękojeścią w czasie napinania. Mechanizm spustowy, mimo zewnętrznego podobieństwa i możliwości użycia tej samej komory spustowej także zasadniczo się różni.

Mini Uzi strzelający z zamka zamkniętego z kolbą rozłożoną – w porównaniu z poprzednim uwagę zwraca inna kolba i zamek z profilowanym wycięciem kanału wyrzutowego
Mini Uzi strzelający z zamka zamkniętego z kolbą rozłożoną – w porównaniu z poprzednim uwagę zwraca inna kolba i zamek z profilowanym wycięciem kanału wyrzutowego© Strzal.pl | Jarosław Lewandowski

Zaczep spustowy – zdwojony w Uzi z zamkiem otwartym – w modelu z zamkiem zamkniętym ma spiłowany do samej podstawy prawy ząb zaczepu spustowego, a o znacznie zmniejszony lewy ząb opiera się przedni skraj szyny, utrzymującej bezwładnik napiętej iglicy. Szyna ta jest koniecznością, skoro mechanizm spustowy pozostał niezmieniony – coś musi sięgać w przód, gdzie pozostał zaczep spustowy.

Przy okazji identyczną metamorfozę zafundowano Mini Uzi "Model B", tworząc broń, która nosi jako prefiks numeru seryjnego oznaczenie MU-CB: Mini Uzi Closed Bolt, czyli Mini Uzi z zamkiem zamkniętym. Tym razem nie chodziło jednak wyłącznie o spełnienie warunku utrudnienia przeróbki na rynku cywilnym, jak przy dużym Uzi – a wręcz przeciwnie, wariant Mini Uzi z zamkiem zamkniętym był skierowany przede wszystkim na rynek wojskowy.

Mini Uzi strzelający z zamka zamkniętego z kolbą złożoną – w porównaniu z otwartym uwagę zwraca inna kolba i zamek z profilowanym wycięciem kanału wyrzutowego
Mini Uzi strzelający z zamka zamkniętego z kolbą złożoną – w porównaniu z otwartym uwagę zwraca inna kolba i zamek z profilowanym wycięciem kanału wyrzutowego© Strzal.pl | Jarosław Lewandowski

Z racji spóźnienia premiery Mini Uzi w stosunku do HK MP5K, z którym bezpośrednio konkurował, Izraelczycy stracili pierwszeństwo, co kosztowało ich utratę wielu rynków. W dodatku, dopóki Mini Uzi strzelał z otwartego zamka, Niemcy mogli twierdzić, że ich peem jest celniejszy, bo strzela z zamka zamkniętego. Teraz Izraelczycy mieli wreszcie towar naprawdę konkurencyjny, bo nie dość, że podobnych rozmiarów i na ten sam nabój, to także strzelający z zamkniętego zamka, co oznaczało celny ogień pojedynczy, to jeszcze mieli do niego udaną składaną kolbę, której MP5K jeszcze długo się nie dorobił (dopiero w latach 90. MP5K-PDW z kolbą Choate ostatecznie "dobił" Mini Uzi na rynku).

Szybkostrzelność z piekła rodem

Pozostał tylko jeden niewielki problem. Mini Uzi z otwartym zamkiem strzelał z szybkostrzelnością 1200 strz./min., którą Izraelczycy maskowali, pisząc w reklamach o 800 strz./min. (czytaj: małe Miki w porównaniu z 950 strz./min. MP5K). Podobno tyle miał strzelać na komercyjnej amunicji – ale to by musiała być jakaś wybitna słabizna. Pamiętam bowiem, że kiedy jeszcze w połowie lat 90. ze ś.p. dr hab. Stanisławem Kochańskim strzelaliśmy z Mini Uzi na strzelnicy badawczej Instytutu Mechaniki i Konstrukcji Politechniki Warszawskiej przy ul. Narbutta, to na S&B 124 gr FMJ nijak nie chciał zejść poniżej 1000 strz./min., a przecież 8-gramowy "seler" nigdy nie był jakąś wybitnie mocarną elaboracją.

Problem w tym, że główny klient na "miniówki" – siły specjalne – strzelał zwykle amunicją z pogranicza +P, która dawała znacznie wyższe wyniki. MU-CB miał zaś przecież zamek znów jeszcze lżejszy, o masę materiału wybranego na kanał sprężyny uderzeniowej, którego zrekompensowanie wymagało znacznej zmiany kształtu i redukcji objętości kanału wyrzutowego w zamku. Skrócenie drogi zamka przez podwójny gumowy zderzak i zdublowanie pchających go naprzód przy strzelaniu serią sprężyn sprawiło, że MU-CB strzelał jeszcze szybciej: na niemieckiej amunicji służbowej MEN wyciągał średnio 1600, a z "selerem" spadł do 1450 strz./min. Tego się już nie dawało zagadać w folderach reklamowych, bo to było słychać i to mocno – więc tym razem IMI przyznawało się bez bicia do 1200 strz./min.

Nic dziwnego, że rynek służbowy mimo atrakcji celniejszego ognia pojedynczego dzięki zamkowi zamkniętemu, nie rzucił się wcale na MU-CB, a raczej wręcz przeciwnie. Do dziś – bo mimo zniknięcia Mini Uzi z katalogu IWI nadal składane są na nie zamówienia – znacznie więcej jest chętnych na MU-OB (Open Bolt), choć teoretycznie model z zamkniętym zamkiem jest lepszy.

Wśród propozycji rozwiązań problemu nadmiernej szybkostrzelności znalazł się zamek z mechanicznym opóźniaczem, inspirowanym ponoć rozwiązaniem z PM-63, skonstruowany przez Efraima Yaariego. Powstał tylko jeden egzemplarz tej polsko-izraelskiej hybrydy, a choć badania dowiodły skuteczności, to zakres zmian koniecznych do instalacji sprawił, że z dalszego rozwijania zrezygnowano. Znacznie tańszym rozwiązaniem okazał się zaproponowany równolegle ciężki zamek, z wolframowymi obciążnikami w wywierconych w nim gniazdach. Ostatecznie, choć ciężki zamek wysłano do Ameryki, gdzie pokazano go kilku dziennikarzom, koszt przeróbki znów okazał się nadmierny, a popyt niedostateczny i nic z tego nie wyszło.

Pomysł jednak odrodził się w 2005 roku, gdy Troy Edhlund z amerykańskiej firmy Barrelxchange wrócił do niego i oferował przez chwilę takie zamki jako akcesorium aftermarketowe – ale też kokosów na nich nie zbił. Sporo kupili jednak strzelcy sportowi, startujący z MU-CB w zawodach w rodzaju Jungle Walk – coś jak IPSC, tylko strzelane seriami z pistoletu maszynowego i znacznie mniej znane. Tyle dobrego, że zdołał przynajmniej porządnie przebadać wpływ użycia zamka o masie 731 zamiast 544 g (przyrost masy o niemal 33%) i ogłosić wyniki w sieci – szybkostrzelność MU-CB spadła do 800 strz./min., ale znów kosztem żywotności komory zamkowej. I to mimo że MU-CB ma już podwójny gumowy zderzak zamka!

Ślepe uliczki

Wśród innych nieudanych eksperymentów były m. in. Mini Uzi kalibru .45, który jednak nie powtórzył dobrych wyników sprzedaży dużego Uzi na nabój .45 ACP. Nie miał szans, bo poza krótką partią okazową nigdy nie dopłynął do Ameryki, w której w międzyczasie zaczęło się szaleństwo 10-letniego Zakazu Broni Szturmowych z roku 1994. W ustawie wprowadzającej zakaz Uzi wymieniono z nazwy jako broń zakazaną – nie musiał nawet spełniać wydumanych znamion "broni szturmowej".

Amerykańskie przepisy prawne zabiły też kolejną wersję cywilną – Mini Uzi Carbine. Może to i lepiej, bo założenia były od początku absurdalne: wziąć kompaktową wersję Uzi i na jej podstawie zbudować karabinek PCC takiej długości, żeby go ATF dopuściło na rynek. Na naszych łamach pełno takich dziwadeł, zaopatrzonych w lufy długości 16 cali, żeby można je było sprzedawać bez rejestracji na SBR (Short-Barreled Rifle, karabin krótkolufowy). Tyle tylko, że ustawa NFA z roku 1934 przewiduje dla SBR-ów ograniczenie z obu końców. SBR-em jest każda broń długa (definiowana jako "opierana o ramię" – stąd Remington 700 bez kolby z 15-calową lufą uchodzi w Ameryce za "pistolet"), która ma mniej niż 26 cali (660 mm) "najmniejszej możliwej długości całkowitej" (czytaj ze złożoną lub odłączoną kolbą) lub każda inna, z lufą krótszą niż 16 cali (406 mm).

Porównanie mechanizmów spustowych Mini Uzi strzelającego z zamka otwartego (poniżej) i zamkniętego (widoczny brak dźwigni blokady zamka wzdłuż lewej ściany obudowy).
Porównanie mechanizmów spustowych Mini Uzi strzelającego z zamka otwartego (poniżej) i zamkniętego (widoczny brak dźwigni blokady zamka wzdłuż lewej ściany obudowy).© Strzal.pl | Jarosław Lewandowski

Te wymogi spowodowały, że w przypadku Mini Uzi do ominięcia pułapki SBR potrzebna była lufa długości aż 502 mm (19,75 cala) – albo trzeba by tak jak w Ingramie M20 zaspawać kolbę w pozycji rozłożonej. W ramach uniemożliwienia montażu zamka od maszynowego MU, w obsadzie lufy zlikwidowano wprowadzone w 1978 roku "strzemiona" na "stopy" zamka. Mechanizm spustowy miał mechaniczny ogranicznik (kołek) niepozwalający przestawić przełącznika na pozycję do ognia ciągłego, a żeby zapobiec próbie obejścia przez wymianę całego mechanizmu spustowego – zmieniono średnicę trzpienia łączącego.

Pomysł wytwarzania takiego Pinokia wydawał się szalony od początku, ale Action Arms aż piszczała o towar, który można by w Ameryce sprzedawać, więc firma IMI wyprodukowała dla nich partię. Kilkanaście egzemplarzy było gotowe na styczniowy SHOT Show 1986 roku w Houston, Texas, po którym złożono zamówienie na 5000 – i to były ostatnie MC, jakie dotarły do Ameryki, bo w maju Kongres uchwalił Gun Control Act 1986, który zabronił wprowadzania na rynek cywilny nowej broni maszynowej. IMI nie wyrobiło się z produkcją i dostawą nawet tych 5000 przed listopadem, gdy przepisy po półrocznym vacatio legis weszły w życie. Zakaz zawarty w GCA’86, blokując drogę możliwej po uzyskaniu pozwolenia z ATF konwersji na broń maszynową, sprawił, że stały się one niesprzedawalne.

Koniec drogi?

Wszystkie te wodotryski pomysłowości nie były w stanie ukryć faktu, że Mini Uzi po prostu nie sprzedawał się i już. Kierownictwo IMI od początku nie oczekiwało, żeby powtórzył on sukces dużego Uzi w latach 60. (dwa miliony sprzedanych egzemplarzy) – oni tylko wykonali zamówienie swoich komandosów. Nawet gdyby takie nadzieje mieli, to od chwili Operacji Nimrod i obrazu komandosów SAS z HK MP5na balkonach ambasady irańskiej, niemiecki peem stał się po prostu produktem z innej, niedoścignionej ligi.

Próba wejścia na rynek po Ingramach jeszcze mniejszym Micro Uzi okazała się już w ogóle klapą do sześcianu – bo poza narkobiznesmenami i szwadronami śmierci latynoskich dyktatorów nikt ich nie chciał kupować. Zresztą nawet w Izraelu użytkownicy z sił specjalnych zaczęli na początku lat 90. narzekać na brak możliwości zamontowania modnych gadżetów, zwłaszcza celowników kolimatorowych. O ile MP5 – ba, nawet MP5KA1 z obgryzionymi przyrządami celowniczymi – oferował do dyspozycji całą górną powierzchnię komory zamkowej, gdzie można było powiesić na uniwersalnej podstawie celownika, cokolwiek tam komu w duszy grało, to na Mini Uzi po prostu nie było nawet gdzie zamocować czegokolwiek, bo na górnej powierzchni pokrywy znajdowała się rękojeść napinania, a prawą stronę broni zajmowała kolba.

Pokrywy komory zamkowej obu wersji Mini Uzi; u dołu wersji strzelającej z zamkiem otwartym, z charakterystycznymi wycięciami bezpiecznika przechwytującego zamek; powyżej pokrywa uproszczona, używana w wersji strzelającej z zamkiem zamkniętym.
Pokrywy komory zamkowej obu wersji Mini Uzi; u dołu wersji strzelającej z zamkiem otwartym, z charakterystycznymi wycięciami bezpiecznika przechwytującego zamek; powyżej pokrywa uproszczona, używana w wersji strzelającej z zamkiem zamkniętym.© Strzal.pl | Jarosław Lewandowski

W fabrycznym katalogu Mini Uzi oczywiście są zdjęcia podstawy na Singlepointa – ba, nawet garłacza do pocisków gumowych i nasadki do miotania granatów przeciwpancernych! – ale wszystkie one, podobnie jak tłumik dźwięku, mocowane są na gwincie nakrętki lufy, co nie było rozwiązaniem szczególnie szczęśliwym z punktu widzenia powtarzalności pozycjonowania. Duży Uzi doczekał się przynajmniej przedniego chwytu ze szperaczem mocowanego na zaczep do bagnetu i koniec lufy, ale Mini Uzi nawet do tego miał za krótką lufę, choć na dnie jej obsady pozostawiono mu zaczep do bagnetu (na którym w prototypach montowano przedni chwyt od Galila).

W ofercie IMI w końcu dopiero w nowym wieku pojawiła się mocowana na tym zaczepie krótka szyna Weavera z jedną bramką do wieszania pistoletowych latarek taktycznych (używana m.in. w polskiej Policji) – ale to było za mało i za późno, by uratować życie Mini Uzi w latach 90. Nowych klientów próbowano przyciągnąć znacznie zmodyfikowaną wersją MU-CB Special Forces, w której rękojeść napinania przeniesiono na bok – tak samo, jak w powstających już wówczas studiach projektowych nowego plastikowego Uzi Pro.

Na boku nie było miejsca na przeniesienie całego nieruchomego przy strzelaniu napinacza, więc zastosowano najbardziej prymitywne z możliwych rozwiązanie – ruchomą w trakcie strzelania (1600 strz./min.) wtykaną w otwór w zamku rączkę w stylu Thompsona M1. Wymagało to wycięcia trwale odsłoniętej szczeliny na nią w boku komory zamkowej, przez którą do wnętrza dostawało się mnóstwo zanieczyszczeń – co jak można się domyślać, nie poprawiało nastroju klientów. Ale przynajmniej udało się odzyskać miejsce na pokrywie komory zamkowej, by tam zamontować wspornik (wzięty żywcem z M16A2) z szyną Picatinny na kolimator, światło, czy co tam sobie jeszcze klient życzył.

Wczesne MU-CB Special Forces miały rękojeść napinania z prawej strony, przez co szpara otwierała dostęp do kanału wyrzutowego i groziła zacięciami, więc ostatecznie przeniesiono ją na lewą stronę. Tam zamek nie miał otworów, ale za to trzeba było uważać na palce ręki podtrzymującej. Oba warianty weszły na stałe do katalogu w 2005 roku – na dwa lata przed tym, jak zastąpił je tam na stałe nowy peem Uzi Pro, od początku projektowany z takim rozwiązaniem.

W MU-CB Special Forces pojawiło się też kolejne wcielenie opóźniacza zamka. Po wszystkich niepowodzeniach Efraim Yaari wrócił do swego pomysłu, wywodzącego się ideowo z PM-63, choć ostatecznie rozwiązanego w zupełnie odmienny sposób. Dodano otóż bezwładnikowi iglicy także drugą szynę, z prawej strony, która obsługiwała rozdzielony na dwie niezależnie się poruszające części zaczep spustowy. Dotychczas w ogniu ciągłym obie części zamka, mimo konstrukcyjnego rozdzielenia, poruszały się razem, co było jedną z przyczyn olbrzymiej szybkostrzelności.

Ujednolicenie trybów strzelania

Teraz funkcjonowanie broni w obu trybach strzelania ujednolicono: po strzale wracał jedynie zamek, a bezwładnik był trzymany na drugim zaczepie, pełniącym funkcję spustu samoczynnego. Dopiero zamknięcie zamka zwalniało iglicę i pozwalało oddać strzał w tym samym trybie, co przy strzelaniu ogniem pojedynczym, tyle że bez konieczności resetowania spustu. Całość była przy tym na tyle prosta (wymagała jedynie zamiany sześciu części, bez żadnych mechanicznych przeróbek), że wreszcie trafiła do produkcji – od razu jednocześnie w nowych Mini Uzi Special Forces, w Uzi Pro (choć tam pozostała z niej jedynie ogólna idea – w Uzi Pro lewa szyna wykonuje wszystkie zadania rozdzielone w MU-SF na dwie szyny) i w remontowanych MU-OB, w ramach modernizacji do MU-CB na życzenie klienta.

Dzięki zmianie trybu funkcjonowania zamka w ogniu ciągłym zaczęło to wreszcie mieć sens, bo szybkostrzelność tak zmodyfikowanego MU-CB spadła o 600 strz./min. – a więc naprawdę w znacznym stopniu. Być może dokładając ciężki zamek, dałoby się ją nawet zbić jeszcze niżej, poniżej tysiąca – ale nawet tyle wystarczyło, by przez krótki czas pojawiły się nowe zamówienia.

Nic jednak nie wskazuje, że poza nowym mechanizmem spustowym Mini Uzi doczeka się jeszcze jakichkolwiek modyfikacji, bo dziś jego miejsce w katalogu przejął Uzi Pro, a w jednostkach bojowych w ogóle pistolety maszynowe są w pełnym zaniku, zastępowane przez krótkolufowe karabinki automatyczne.

Dane techniczne Mini Uzi i jego odmian

MU-OB

MU-CB

MU-C

kaliber

9 mm

9 mm

9 mm

nabój

9 mm × 19 Parabellum

9 mm × 19 Parabellum

9 mm × 19 Parabellum

długość z kolbą złożoną / rozłożoną [mm]

360 / 600

360 / 600

663 / 908

długość lufy [mm]

197

197

502

masa [kg]

2,7

2,7

3,27

(10), 20, 25 i 32

(10), 20, 25 i 32

(10), 20, 25 i 32

Publikacja pochodzi z magazynu Strzał.pl

Leszek Erenfeicht, Strzał.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)