Warszawa bliska rekordu! Wkrótce będziemy mieć największe korki w Europie?
Z raportu firmy TomTom, która bada natężenie ruchu, wynika, że Polska ma szansę pobić niechlubny rekord: Warszawa jest drugim najbardziej zakorkowanym miastem w Europie. Wystarczy, że spadnie trochę deszczu, a sytuacja na drogach robi się jeszcze gorsza. Ile czasu i pieniędzy tracą mieszkańcy stolicy na codzienne dojazdy?
11.10.2012 | aktual.: 10.03.2022 12:50
Z raportu firmy TomTom, która bada natężenie ruchu, wynika, że Polska ma szansę pobić niechlubny rekord: Warszawa jest drugim najbardziej zakorkowanym miastem w Europie. Wystarczy, że spadnie trochę deszczu, a sytuacja na drogach robi się jeszcze gorsza. Ile czasu i pieniędzy tracą mieszkańcy stolicy na codzienne dojazdy?
Z najnowszego raportu Congestion Index, opracowanego przez firmę TomTom, wynika, że warszawiacy mają problem. Każdy mieszkaniec stolicy ten problem dobrze zna, wielu zmaga się z nim codziennie – to korki. Zbadano ruch aż w 58 miastach, więc konkurencja była spora. Mimo to udało nam się zająć "zaszczytne" drugie miejsce w rankingu.
Jak dokładnie przedstawia się sytuacja? Otóż w drugim kwartale 2012 roku, kiedy w Warszawie tworzył się korek, średni czas podróży wydłużał się aż o 45% w porównaniu z sytuacją, kiedy ruch jest płynny (czyli np. w środku nocy). W porannych godzinach szczytu warszawiacy potrzebują 93% więcej czasu na dojazd, a w wieczornych 91%.
Naszą stolicę wyprzedził tylko Stambuł, gdzie średni czas podróży w korku jest dłuższy o 57% niż wtedy, gdy ruch przepływa swobodnie, oraz o 89% dłuższy podczas porannych godzin szczytu. Oznacza to, że o poranku europejskimi liderami stania w korkach są i tak warszawiacy. Kolejne miejsca w rankingu okupują Marsylia, Palermo, Rzym i Paryż.
Mieszkańcy stolicy dobrze znają winnych – codziennie na Twitterze czytam narzekania na Hannę Gronkiewicz-Waltz (pozdrawiam w szczególności @LKWarzecha) i cieszę się, że mieszkam w mieście, którego największym problemem jest miniaturowy supermarket w Sukiennicach (nie żeby miniaturowe supermarkety nie były czymś strasznym).
Faktem jest, że korki w Warszawie z kwartału na kwartał są coraz większe. Ma to związek m.in. z budową drugiej linii metra i pozamykanymi w związku z tym ulicami. Kierowców denerwują też pasy dla autobusów – i wcale mnie do nie dziwi (choć z drugiej strony może to powód, by przesiąść się do autobusu?).
Dr hab. Adam Tarnawski, psycholog transportu z Uniwersytetu Warszawskiego, który komentuje raport, roztacza wizję zniszczeń, jakie w psychice zestresowanych kierowców sieją korki. Z kolei Jan Jakiej, prezes Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji, wie, ile warszawiacy tracą na staniu w korkach:
Kierowca podróżujący każdego dnia przeciętnie 2 godziny ponosi dodatkowe koszty w wysokości ok. 17 zł dziennie, a rocznie prawie 4300 zł.
Korki można spróbować oszukać przy użyciu gadżetów, na przykład odpalając Google Traffic. Pytanie tylko, czy wiedza o korku pomoże kierowcy, który nie ma alternatywnej drogi dojazdowej (a to problem przecież wielu warszawiaków).
Innymi słowy, jeśli chcemy zachować zdrowie psychiczne i 4300 zł w portfelu, najlepiej zostawić auto w domu i udać się na przystanek autobusowy. I marznąc na nim, złorzeczyć, że to upadek cywilizacji. A może właśnie europejska norma? Warto pamiętać, że teraz w Europie jest moda na wycofywanie aut z centrów miast i zmuszanie kierowców za pomocą dodatkowych opłat do przesiadania się do, no cóż, zazwyczaj metra – którego my wciąż w zasadzie nie mamy. Witaj, XXI wieku, w Warszawie?