Word, Excel, Google: dla studentów to zbyt trudne! Nie są głupi - szkoła ich tego nie nauczyła!
Wyniki badań zachęcają do tego, by zakrzyknąć: ale głupi ci młodzi ludzie! Nie znają podstaw: Worda, Excela, Google’a! Ale kto ponosi za to winę?
09.05.2015 12:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tylko 23 procent badanych poradziło sobie z wyszukiwarką, dla wielu takie programy jak Word czy Excel to czarna magia - wynika z badań przeprowadzonych przez ServiceNow na studentach Uniwersytetu Illinois Wesleyan.
Większość studentów nie rozumie na jakiej zasadzie wyświetlane są wyniki wyszukiwania lub w jaki sposób są segregowane. W związku z tym milenialsi nie byli w stanie skonstruować frazy zapytania tak, aby otrzymać odpowiedź z wartościowymi danymi. Przykładowo nie potrafili ograniczyć wyszukiwania do aktualnych artykułów prasowych.
Być może to tylko czarna owca i wyjątek na studenckiej mapie świata, a reszta radzi sobie całkiem nieźle. Niewykluczone. Ale akurat tutaj nie jestem optymistą i podejrzewam, że podobne wyniki byłyby wszędzie, a na pewno także u nas.
Młodzi i nowe technologie
Czy to źle? Dla większości komentujących tego newsa - tak! Pojawiają się głosy, że młodzi, to i owszem, znają się na technologiach, pod warunkiem, że chodzi o robienie selfie, siedzenie na Facebooku czy granie w głupie gierki.
A poważne sprawy? Ha, to już domena “starszego pokolenia”, które załapało się na rozwój technologii, ale “ogłupienie” ich nie sięgnęło. Zobaczcie na te komentarze - z szyderą piszą właśnie ci starsi, jak zwykle mądrzejsi, którzy narzekają na młodszych od siebie.
Tylko czy to wina młodych ludzi? Czy oni z automatu są głupi, skoro nie potrafią dobrze poszukać niezbędnej treści?
Wina przede wszystkim leży po stronie szkół. Nie wiem jak było w Stanach, ale ja pamiętam lekcje informatyki w moich szkołach. I tak, bardziej kojarzą mi się z Deluxe Ski Jumping, pasjansem, saperem i grami w przeglądarce niż z prawdziwą nauką.
A jak już siadało się przy Wordzie czy Excelu, to robiło się rzeczy, które wydawały się kompletnie niepotrzebne. A tam wydawały - były! Pokazywały te programy od strony, która do siebie zniechęcała. Tak, to były przykłady, ale przecież można było uczyć nas na ciekawszych wzorach. Sprzedać to tak, abyśmy wiedzieli, że kiedyś możemy z tego skorzystać.
Informatyka w szkole
Zamiast tego robiliśmy to byle było, pan wstawiał ocenę i można było zajmować się swoimi rzeczami. Nauczyć się, zaliczyć, zapomnieć.
Oczywiście można stwierdzić, że my - piszę w ten sposób, bo większość osób z klasy tak robiła - zawiedliśmy, bo mieliśmy okazję się nauczyć, a woleliśmy grać w CS-a.
Tyle że mam ogromną listę usprawiedliwień. Na komputerze w domu każdy z nas miał nowszego Worda. Wszystkie programy były - ha, są do dzisiaj, wiem z opowieści, że studenci uczą się na programach, z których już dawno nikt nie korzysta! - przestarzałe, komputery wolne, a zadania nudne i przedstawione tak, że mieliśmy uczyć się na pamięć obsługi programu, a nie rozumieć go i wykorzystać do własnych potrzeb.
Zresztą nikt nie powiedział nam, że obsługa Excela może się przydać. Zamiast tego liczyliśmy statki na morzu i to, ile kilogramów załadunku mają w danym miesiącu. Przyznajcie, że brzmi to jak wiedza, z której w życiu nie skorzystamy.
A Google? Też nie dziwi mnie, że wyszukiwanie sprawia problem, skoro w szkołach używanie wyszukiwarki - przynajmniej swego czasu - było czymś w rodzaju oszustwa.
Masz coś z Sieci - pewnie to ściąga.pl albo inna tego typu strona. Ewentualnie Wikipedia, czyli pójście na łatwiznę. News z Internetu był zły, lepiej przeszukać w bibliotece pisma z roku 1967 roku albo siedzieć nad szkolną encyklopedią, która przez anonimowych “śmieszków” albo nie miała stron, albo na wielu z nich były rysunki, które najłatwiej wychodzą chłopakom mającym 13 lat. Super warunki.
A efekty tego mamy w tych badaniach.
Złe technologie - chłopiec do bicia
Najłatwiej stwierdzić, że młodzi są głupi, my byliśmy mądrzy i temat załatwiony. Tyle że to nie rozwiązuje problemu, ba, nawet o niego nie zahacza.
A może sprawa nie jest tak poważna jak się wydaje? Może młodzi nie umieją pisać w Wordzie, bo mają lepsze alternatywy? Excela zastępuje coś innego? A zamiast szukać w Google, lepiej zapytać na Facebooku, gdzie zaraz dostanie się masę odpowiedzi, a w gratisie ciekawą dyskusję? Często bywa i tak.
Ale wielu woli skupić się na tym, że technologie są złe, ogłupiają i tak głupich ludzi, a kiedyś było lepiej. A przecież jest po prostu inaczej - co ma swoje złe, ale też na pewno dobre strony!
Na koniec ciekawostka. Okazuje, że Word i tego typu programy nie są aż tak potrzebne, jak niektórym się wydaje:
70% ankietowanych używa tego oprogramowania tylko do podglądu dokumentów, ewentualnie do wprowadzania prostych zmian. 29% nigdy nie miało potrzeby uruchomić Worda bądź Excela, lub robiła to tylko aby przejrzeć otrzymane pliki. Prezentacji w PowerPoincie nigdy nie edytowało 70% ankietowanych. Drobne zmiany w dokumentach otwartych w Wordzie wprowadza 62% osób, w Excelu 53%. Do wykorzystywania pełnego potencjału Worda przyznało się 9%, Excela 18%. Do tworzenia zaawansowanych prezentacji w PowerPoincie przyznało się tylko 2% ankietowanych.
Nie potrafią? A może nie potrzebują?