Współczuję e‑sportowcom. E‑sport zabija przyjemność z grania!
Podziw umiejętności to jedno, ale frajda z grania to drugie. Choć na e-sportowe imprezy przychodzi coraz więcej osób, to warto zadać sobie jedno ważne pytanie: czy chcielibyśmy tak grać? A skoro nie, to po co mamy to oglądać?
W dyskusjach „czy e-sport to sport” najważniejszą kwestią jest... wysiłek fizyczny. Dla przeciwników profesjonalne granie na komputerze nigdy nie będzie takim samym sportem, co piłka nożna czy lekkoatletyka, bo nie aktywność fizyczna jest w tym wszystkim najważniejsza. Sportowcy muszą mieć lepsze mięśnie i kondycje, e-sportowiec niekoniecznie (choć ponoć to wskazane, ale zgodzimy się, że nie najważniejsze).
E-Sports Top 10 Best Frags @ ESEA CS: Source Invite Season 12 on de_cpl_strike
Zostawiłbym tę kwestię w spokoju, bo nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Jest znacznie ważniejsza przeszkoda, przez którą e-sport tradycyjnym sportem być nie może.
E-sport wcale nie zachęca do bycia e-sportowcem!
Oglądaliście jakąkolwiek imprezę e-sportową? Na pierwszy rzut oka wszystko to godne jest podziwu. Szybkie, efektowne, ale... niezrozumiałe. Człowiek patrzy na to, zachwyca się wyuczeniem, komunikacją pomiędzy członkami zespołu, ale z drugiej strony myśli sobie, że nie ma to nic wspólnego z rozrywką.
Wyobrażacie sobie, że tak gracie? Nie mówię o znajomościach mapy czy samej gry, dzięki czemu mamy pewną przewagę w sieciowych potyczkach. E-sportowcy mają znacznie większą, rozleglejszą wiedzę.
Wiedzą, w którym miejscu warto się ustawić, żeby lepiej strzelać. Znają każdą postać lepiej niż członków rodziny.
To imponujące, ale i... straszne.
Piszę o tym nie dlatego, że chcę skrytykować e-sport albo obrazić profesjonalnych graczy. Tak naprawdę im współczuję, bo przecież oni inaczej patrzą na gry. A tak naprawdę to o grach zapomnieli.
W trakcie wykopowego AMA z Jarosławem „Pashą” Jarząbkowskim wielokrotnie padało pytanie o ulubione gry albo produkcje, w które profesjonalny e-sportowiec gra w czasie wolnym. Odpowiedzi „Pashy” zawsze były zaskakujące – nie gram.
Brak czasu? A może brak ochoty? Na e-sporcie można dobrze zarobić, można stać się sławnym, ale przy tym traci się przyjemność z grania. Nie gra się już na spokojnie, dla radochy. Inne tytuły nie istnieją, a ulubiona strzelanina nie wygląda tak, jak dawniej.
Best League of Legends eSport Moments (S1-S2)
To zasadnicza różnica w porównaniu z prawdziwymi sportowcami. Patrzę na Cristiano Ronaldo i myślę sobie, że jest mnóstwo małolatów, którzy chcieliby grać tak jak oni. Wiedzą, że to możliwe, wiedzą, że tak właśnie wygląda piłka nożna, na dodatek widzą radość i pasję. Tak samo jest z najlepszymi koszykarzami czy siatkarzami.
W przypadku e-sportu jest jednak inaczej, bo nie da się być mistrzem grając tak, jak się lubi. Pewnie czerpie się frajdę z wygranej, jednak to zupełnie inna radość od wygranej amatora. Oglądam fragi najlepszych e-sportowców i wcale nie muszę być taki, żeby się dobrze bawić. A chciałbym strzelać tak, jak Messi. W tym rzecz.
Podobnie jest z beta testerami. Dla wielu młodych graczy to praca marzeń – siedzi się w biurze i gra w gry, które dopiero mają wyjść. Tylko wszyscy zapominają o tym, że często ogląda się jeden fragment po sto razy. Zna się go na pamięć, ma się go dość.
Gdzie przyjemność
Mam wrażenie, że z tym samym problemem zmagają się e-sportowcy. Siadają do gry i widzą mapę, której nie mogą już oglądać. Bronie, których dźwięk doprowadza ich do szału. Odgłosy, po których chce się wyrzucić słuchawki za okno.
Praca jak każda inna – ktoś powie. I coś w tym jest. Tyle że mam wrażenie, że hobby, które nagle staje się pracą, może męczyć jeszcze bardziej. Odbiera nam przyjemność.
I właśnie w tym upatrywałbym ewentualne niepowodzenie e-sportu. Nawet jeżeli chętnych nie będzie ubywać, to publika może się znudzić. Teraz wielu nową modą się zachwyca, ale po kolejnych imprezach większość stwierdzi, że to wszystko jest przegięte. I lepiej grać po swojemu.
Po amatorsku.