Zamienię prywatność na kilogram schabu. Śmiało Tesco, skanuj moją twarz!
"OptimEyes to pomysł nasuwający skojarzenia z »Raportem mniejszości«, ale ta technologia może zmienić oblicze handlu detalicznego" – twierdzi Simon Sugar. To właśnie on jest twórcą OptimEyes, czyli skanera, który niebawem będzie przyglądać się klientom Tesco. Oburzające? Wcale nie. Bo niby dlaczego w skanowaniu twarzy klientów miałoby być coś złego?
08.11.2013 | aktual.: 13.01.2022 10:15
"OptimEyes to pomysł nasuwający skojarzenia z »Raportem mniejszości«, ale ta technologia może zmienić oblicze handlu detalicznego" – twierdzi Simon Sugar. To właśnie on jest twórcą OptimEyes, czyli skanera, który niebawem będzie przyglądać się klientom Tesco. Oburzające? Wcale nie. Bo niby dlaczego w skanowaniu twarzy klientów miałoby być coś złego?
A może frytki do tego? Przecież wiem, że zawsze kupujesz frytki
Kilka dni temu Tesco ogłosiło plany wprowadzenia – na razie na swoich stacjach benzynowych w Wielkiej Brytanii – technologii OptimEyes, skanującej twarze klientów. W obecnej wersji OptimEyes dość daleko do wizji pokazanej we wspomnianym wcześniej „Raporcie mniejszości”, gdy grany przez Toma Cruise’a John Anderton, oficer futurystycznej bezpieki, spoglądał na reklamę, a reklama spoglądała na niego.
Minority Report - Personal Advertising in the Future
OptimEyes ma skanować twarze po to, by określić płeć stojącego w kolejce klienta (na razie - jak wynika z testów - trochę trudniej zidentyfikować kobiety) i zaklasyfikować go do jednej z kilku grup wiekowych, a następnie wyświetlić mu stosowną do wieku i płci reklamę, uwzględniającą również m.in. porę dnia.
Na pozór nic strasznego – nastolatek stojący w kolejce zobaczy reklamę napoju energetyzującego, wąsaty facet dyskretne przypomnienie o czteropaku, a staruszka reklamę Geriavitu. Obecne działanie OptimEyes to zarazem przykład samoograniczania się sieci handlowej, która jeszcze nie jest gotowa powiedzieć klientom wprost: wiemy o was wszystko.
Amscreen revolutionises ad industry with face tracking technology
W przyszłości, gdy klienci już się przyzwyczają, nic nie będzie stało na przeszkodzie, by skany były dokładniejsze, a reklamy identyfikowały konkretne osoby i np. przypominały, że zapomnieliśmy o kiwi. A przecież w każdy piątek kupujemy kiwi! I, co istotne, nie jest to już żadna technologia przyszłości. To, co w filmie sprzed 11 lat wydawało się rozwiązaniem na miarę połowy XXI wieku, jest dostępne już teraz.
Butelki z benzyną i kamienie? To już było…
Czy zatem OptimEyes to zamach na naszą prywatność? Jeśli tak, to na razie niezbyt zdecydowany. Nie mam przy tym zamiaru zgadzać się z dominującym w komentarzach do tego wynalazku tonem, jakoby zastosowane przez Tesco rozwiązanie mogło nie spodobać się klientom. Dlaczego?
Gdyby pokoleniu naszych rodziców ktoś powiedział, że mają nosić przy sobie urządzenie rejestrujące dźwięk, obraz i położenie, a przy tym mające możliwość wysyłania tych informacji do jakiejś firmy lub instytucji, zapewne ruszyliby na siedzibę takiej firmy z koktajlami Mołotowa i kostką brukową. A pewnie niejeden miałby w ręku wygrzebanego w piwnicy, dziadkowego Visa, zachomikowanego od czasów wojny na wszelki wypadek. Bo ten mityczny wszelki wypadek właśnie by się dla nich wydarzył.
Socjologowie badający późniejsze pokolenia dzielą je m.in. na generacje X i Y. Zostawmy im spory o to, czy podział jest sensowny i czy rzeczywiście jest co dzielić.
Bo niezależnie od podziałów pomostem, łączących nas i nasze generacje jest obojętność i umiłowanie świętego spokoju. To, co niektórzy definiują jako wolność, a inni nazywają prawem do prywatności, radośnie i bez przymusu sprzedajemy za garść lajków, punkty Payback, kupon rabatowy i wygodę korzystania z usług, przy których nie musimy myśleć, bo ktoś mądrzejszy od nas sprowadził ich obsługę do stuknięcia paluchem w kafel i wybrania jednej z zasugerowanych opcji, produktu czy adresu.
Bunt? Klik, lubię to!
Pamiętacie aferę PRISM? Szczerze rozbawił mnie wszechobecny wówczas lament „olaboga, inwigilujo”. Tak, jakby trzeba było odważnego Edwarda Snowdena, by uświadomić nam wszystkim, że szpiedzy są od tego, by szpiegować, i że jeśli technologia da im taką możliwość, będą szpiegować wszystko i wszystkich. Za pieniądze szpiegowanych.
Co wynikło z PRISM? Jeśli przypadkiem nie jesteśmy Angelą Merkel, to tak naprawdę nic poza faktem, że zamiast się domyślać, po prostu już wiemy. Nie spowodowało to masowej rezygnacji z usług Google’a, akcji obdarowywania bezdomnych smartfonami, dezaktywacji kont na Facebooku i odcinania się do Internetu w imię obrony własnej prywatności.
Bo wiecie co? Możemy się oburzać i zakładać maski Guya Fawkesa, ale brak reakcji na PRISM jasno wskazuje, że nam już na prywatności nie zależy. Na ulicę wyjdziemy co najwyżej wtedy, gdy ktoś nam wmówi, że ktoś inny chce nam odebrać darmowe porno i pirackie odcinki „Breaking Bad”.
Gdyby było inaczej, Tesco nigdy nie zdecydowałoby się na taki krok. Ale firma doskonale wie, jak to działa i zna nas lepiej od nas samych - od czasów Le Bona nie trzeba się już oszukiwać, jesteśmy po prostu słupkiem statystyk.
Po pierwszych doniesieniach przez Internet przeleje się fala fekaliów i groźnych deklaracji, ale to nie potrwa długo. Później wystarczy zrobić promocję na cukier, wódkę i nową książkę Murakamiego i wszyscy grzecznie staniemy w kolejce, pozwalając skanować się ze wszystkich stron, byle tylko zdążyć na przecenę.
Tanio prywatności nie sprzedam! Chcę kupon rabatowy!
Byłbym hipokrytą, gdybym stwierdził, że mnie to nie dotyczy. Dotyczy, tak samo jak większości z Was. I dlatego nie będę udawał, że się na Tesco bardzo gniewam albo że się niepokoję tymi praktykami.
Na niepokój był czas dekadę temu, gdy zdobycze technologii i coraz powszechniejszy dostęp do Internetu czyniły masową inwigilację możliwą, a hasło „kochane rządy, ratujcie nas przed strasznymi terrorystami” dawało społeczne przyzwolenie na coraz ściślejszą kontrolę.
Teraz stoimy przed wyborem – albo zdobycze cywilizacji i wygoda w zamian za prywatność, albo… No właśnie, alternatywą wciąż jeszcze jest jakiś szałas w lesie, ale i to zapewne nie potrwa długo. Bo, jak jakiś czas temu trafnie zauważył Piotr Gnyp – rozdziobią nas kruki, drony…
Bo tak naprawdę dla kogoś, kto korzysta z nowych technologii, a on sam i jego znajomi nie są wysokiej klasy specjalistami od bezpieczeństwa, prywatności już od dawna nie ma. Ale – sądząc po naszych reakcjach – zupełnie nas to nie obchodzi. Nauczyliśmy się z tym żyć i jak Winston Smith szczerze kochamy Wielkiego Brata, niecierpliwie wyczekując, aż udostępni nam nowego iOS-a czy innego Androida.
Mając tego świadomość, miałbym się oburzać, że Tesco zaproponuje mi napój albo – gdy usłyszy zachrypnięty kaszel – paczkę fajek? Wolne żarty, zapewne będę wdzięczny, że mi ktoś o tym napoju przypomniał i chętnie go kupię. O ile, rzecz jasna, będzie w promocji…