Zmień się w cyborga w swojej piwnicy

Zmień się w cyborga w swojej piwnicy

© Grindhouse Wetware
© Grindhouse Wetware
Olga Drenda
24.08.2012 12:36, aktualizacja: 10.03.2022 13:07

Do jakiego stopnia można poszerzyć możliwości ludzkiego organizmu? Biohakerzy sprawdzają to sami, dokonując fuzji ciała i technologii we własnych garażach.

Do jakiego stopnia można poszerzyć możliwości ludzkiego organizmu? Biohakerzy sprawdzają to sami, dokonując fuzji ciała i technologii we własnych garażach.

Lepht Anonym mieszka w szkockim Aberdeen i sama mówi o sobie „wetware hacker”. Wetware, czyli po prostu ciało, żywy użytkownik technologii – przez analogię do software i hardware. Anonym jest biohakerką ekstremalną – powiedziała kiedyś, że wszystko, czego potrzebuje do przeprowadzenia operacji na sobie samej, to obieraczka do ziemniaków i trochę wódki.

Znieczulenie nie jest dostępne dla osób takich jak ja, więc radzę sobie bez niego. Robię skalpelem nacięcia na rękach, przebijam skórę igłami o średnicy 5 mm, a kiedyś wycięłam sobie dziurę w palcu nożykiem do warzyw. Idiotka ze mnie, ale przynajmniej jestem idiotką działającą na rzecz rozwoju. Jestem transhumanistką – śmieciarą i radzę sobie tak jak potrafię – powiedziała w wywiadze dla Wired.com.
Lepht Anonym / © hektik.org
Lepht Anonym / © hektik.org

Anonym nie jest miłośniczką ekstremalnych odmian piercingu, po prostu samodzielnie sprawdza, na ile może poszerzyć możliwości swojego organizmu. W swoich palcach umieściła płytki, które sprawiają, że silniej odczuwa działanie pól elektromagnetycznych, eksperymentowała również z mikroczipami. Innymi słowy poddaje się dobrowolnej cyborgizacji.

Dobry cyborg, zły cyborg

W 1960 roku Manfred Clynes i Nathan Kline stworzyli pojęcie „cyborg” (skrót od „cybernetic organism”), oznaczający organizm ludzki wspomagany przez rozwiązania technologiczne. Oczywiście technologicznie wspomagamy się przez cały czas, jedząc posiłek przy pomocy sztućców, podróżując koleją czy samolotem, plombując dziurawe zęby i zakładając soczewki kontaktowe – na stosowaniu „przedłużeń organizmu” w postaci narzędzi polega w końcu cywilizacja – w wypadku cyborgów chodzi jednak o przypadek fuzji ludzkiego ciała i maszyny.

Cyborgizacja to jednocześnie marzenie i złowrogie widmo futurystów. Wizje człowieka-maszyny bywają idealistyczne, czasem wręcz utopijne, jak twierdzą zwolennicy transhumanizmu, czyli światopoglądu głoszącego potrzebę nieustannego przekraczania przez człowieka swojego biologicznego stanu.  Przekonują oni, że wzbogacanie organizmu o rozwiązania technologiczne jest naturalnym krokiem w rozwoju ludzkości i że jesteśmy już na etapie, na którym możemy wziąć ewolucję we własne ręce. Niepoprawny optymista Ray Kurzweil uważa, że rozwój technologii jest szansą na pokonanie odwiecznych, i wydawałoby się nieuchronnych, problemów ludzkości: chorób, niedoskonałości, wreszcie śmiertelności. Przewiduje również, że „technologiczna osobliwość”, czyli punkt, w którym sztuczna inteligencja dogoni ludzką i usamodzielni się od niej, może być zbawienny dla świata, w którym nareszcie zapanuje pokój i harmonia.

THX 1138 / © imdb.com
THX 1138 / © imdb.com

Z drugiej strony mamy zwolenników tezy, że lepsze jest wrogiem dobrego. Obawiają się oni, że prawdą staną się antyutopie w rodzaju „THX 1138”. W debiucie George'a Lucasa złożona z androidów policja nadzoruje ludzi, zmienionych w posłuszne owieczki podległe systemowi. Inny powracający w science fiction motyw to bunt maszyn. Znamy ten wątek doskonale z „Terminatora” czy z „Hardware”, w którym roboty knują, jakby tu wykolegować ludzi z planety. Ten pełen obaw tok myślenia najlepiej podsumowuje znany sceptyk Bill Joy, autor eseju „Przyszłość nas nie potrzebuje”, w którym sugeruje, że człowiek sam podcina gałąź, na której siedzi. Rozwój technologiczny jego zdaniem może spowodować, że ludzie staną się zbędni.

Granice ingerencji

Futuryści futurystami, ale technologizacja ludzkiego organizmu nie jest już od dawna domeną science fiction. Do pewnego stopnia wizja ta została już zrealizowana i służy nam w bardzo pozytywny sposób. Stosowane w medycynie rozwiązania, takie jak sztuczna nerka, Eyeborg - proteza oka z kamerą czy bioniczna ręka niosą szansę na uratowanie zdrowia i życia tysiącom pacjentów. Na zakończonych niedawno igrzyskach olimpijskich w Londynie mieliśmy możliwość podziwiania Oscara Pistoriusa – południowoafrykańskiego biegacza, który po utracie nóg porusza się (i to jak) dzięki protezom.

Jednak biologia i technologia spotykają się nie tylko na polu medycyny. Nie brakuje chętnych, którzy – choć zupełnie zdrowi – chcieliby po prostu działać lepiej: widzieć wyraźnie w ciemności, poruszać się szybciej. Tu pojawiają się głosy „przeciw”. Niektórzy bowiem przekonują, że cyborgizacja jest obciążona niemożliwym do rozwiązania dylematem etycznym. Twierdzą oni, że technologiczne ulepszenia ciała są rodzajem nielegalnego dopingu i stawiają pytania: na ile człowiek ma prawo poprawiać naturę, przyspieszać ewolucję i ingerować w coś, co samo z siebie nie działa źle? Czy cyborgizacja nie doprowadzi do stworzenia totalitarnego społeczeństwa „lepszych”, bo technologicznie zmodyfikowanych, i „gorszych”, pospolitych homo sapiens?

W dyskusjach nad transhumanizmem często pada tzw. „Gattaca argument”. W filmie „Gattaca – Szok Przyszłości” Andrew Niccola z 1997 roku ukazano społeczeństwo, w którym obowiązują zasady eugeniki, pełnoprawnymi obywatelami są wyłącznie ludzie po genetycznym tuningu, a pozostałych czeka los persona non grata. Żeby nie zostać posądzoną o realizację prawa Godwina, zasugeruję dyskretnie, że z historii Europy znamy podobny scenariusz. Manipulacje genetyczne to oczywiście całkowicie inny temat niż dobrowolna cyborgizacja, jednak kwestia podziału na „równych i równiejszych” pada nader często w dyskusjach o granicach poprawiania natury.

Klub majsterkowicza

To problemy nieokreślonej jeszcze przyszłości. Stworzenie cyborga w pełnym znaczeniu tego słowa nie jest na razie możliwe. Ale to nie znaczy, że niektórzy nie próbują na własną rękę. Pisaliśmy już na łamach Gadżetomanii o Wafaa Bilalu, który wszczepił sobie w czaszkę aparat fotograficzny, czy Stelarcu - artyście, który zainstalował sobie w przedramieniu implant ucha (w obu wypadkach organizm odrzucił te śmiałe update'y). W niniejszym artykule tymczasem zajmujemy się ludźmi (ludźmi+?), których najlepiej opisuje słowo cyberpunk z naciskiem na „punk”. Do punkowego etosu należy zasada DIY – zrób to sam – i zgodnie z nią postępują biohakerzy. Wszczepiają sobie samodzielnie magnetyczne czy elektroniczne elementy w domowym zaciszu – ich działania albo nie są zgodne z prawem czy kodeksem lekarskim, albo po prostu nikt nie ma odwagi podjąć się pomocy w ich realizacji, więc radzą sobie sami.

Człowiek kompas, czapka mądrości

Tim Cannon, informatyk pracujący dla Grindhouse, mówi: Nasz mózg działa dzięki impulsom elektrycznym. Czemu mielibyśmy tego nie usprawnić?

[solr id="gadzetomania-pl-77887" excerpt="0" image="0" _url="http://gadzetomania.pl/23261,niesamowity-plecak-ktory-zasila-sztuczne-serce-wideo" _mphoto="serce-ikona-150x150-3bbb1f5c6e5b.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]4295[/block]

No właśnie. Czy w przyszłości będziemy usprawniać się sami? A może rozwiązania proponowane przez Grindhouse Wetwares staną się standardem i pierwszym krokiem do o wiele śmielszych rozwiązań? Nawet jeśli są dziś w początkowych fazach rozwoju, nie będą już wkrótce pewnie zaskakiwać. Jogini i szamani poszerzali możliwości swojego ciała i percepcji od tysiącleci, oczywiście na miarę możliwości dostępnej im wiedzy i techniki. Nie trzeba jednak wyprawy do Indii czy na Syberię, aby znaleźć chętnych do modyfikacji ciała, które nie służą nawet żadnym praktycznym celom poza naszym własnym gustem (bo do czego może służyć kolczyk w nosie albo brwi?). Samodzielna cyborgizacja może być po prostu jeszcze jedną odmianą zwyczajów i praktyk, które już dobrze znamy skądinąd.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (22)