Zrobotyzowane owady na ratunek ocalałym. Mogą przeszukiwać zawalone budynki
Karaluchy mogą przetrwać nawet najgorsze katastrofy, a do tego są wyjątkowo inteligentne. Badacze pracują obecnie nad ich robotycznym udoskonaleniem, by mogły przeszukiwać gruzowiska w celu namierzenia ocalałych.
28.03.2022 08:54
Po co komu wszystkie problemy związane z projektowaniem i budową dronów, skoro natura wykonała już większość pracy za nas? Takie jest stanowisko małej, ale zdeterminowanej grupy badaczy, którzy próbują robotyzować owady – donosi The Economist. W swojej pracy skupili się na karaluchach.
Pierwszy cyberkaraluch pochodzi z 1997 r., kiedy to Shimoyama Isao z Uniwersytetu Tokijskiego wysłał sygnały elektryczne do anten karalucha, powodując, że ten obracał się w lewo lub w prawo, w zależności od tego, która z anten była stymulowana. Zaczęto również wyposażać owady w zestawy narzędzi, które mogą im umożliwić wykonywanie pożytecznej pracy: szukanie ocalałych w zawalonych budynkach.
Hirotaka Sato z Nanyang Technological University w Singapurze od 15 lat pracuje nad cyberinsektami. Teraz dodał do cybernetycznych karaluchów jeszcze jedną cechę. Zamiast zdalnie sterować ich ruchami, wyposażył je w plecaki z czujnikami sterowane za pomocą algorytmów.
Owady zaadaptowane w ten sposób przez dr. Sato to karaczany madagaskarskie, które mają około 6 cm długości. Plecaki zawierają chip komunikacyjny, czujnik dwutlenku węgla, czujnik ruchu, kamerę na podczerwień i malutką baterię.
Karaczany na ratunek ocalałym
Podczas akcji poszukiwawczych i ratunkowych w zawalonych budynkach oddziały tych karaluchów będą wypuszczane na gruzowiska, by pełzały po nich w poszukiwaniu oznak życia, takich jak ruch, ciepło ciała i podwyższony poziom CO2. Sztuczna inteligencja, która decyduje, czy zestaw sygnałów rzeczywiście wskazuje na obecność człowieka, jest zaprogramowana bezpośrednio w kamerze. Po namierzeniu ocalałych alarmuje ratownika.
W celu przetestowania systemu zespół badaczy przeprowadził testy w symulowanym obszarze katastrofy. Na powierzchni 25 metrów kwadratowych rozłożyli betonowe bloki o różnych kształtach i rozmiarach. Wśród nich znajdowało się kilka osób, a także kilka wabików, takich jak lampa grzewcza, mikrofalówka i laptop.
Następnie wypuścili cyberkaraluchy, programując im wcześniej punkt początkowy i końcowy poszukiwań. Oprogramowanie było w stanie poprawnie rozpoznać ludzi w 87 proc. przypadków, a według dr. Sato wynik ten można jeszcze poprawić, zbierając kilka obrazów pod różnymi kątami.
Kolejnym etapem projektu jest udoskonalenie systemu do użytku zewnętrznego – skomercjalizowanie produkcji plecaków i automatyzację ich mocowania na owadach. Hirotaka Sato uważa, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, armia robotycznych karaluchów będzie mogła działać w terenie w ciągu pięciu lat.