Jedyny prawdziwy podział gier. Mojego autorstwa, oczywiście!
Te gry to można dzielić i dzielić całymi dniami. Przygotowując się do wykładu na Digital Frontier o gatunkach, regionach i trendach, zajrzałem nawet na Wikipedię i zobaczyłem tam naprawdę srogą listę. Ale w końcu sam rozwikłałem tę zagadkę!
27.10.2013 12:00
Te gry to można dzielić i dzielić całymi dniami. Przygotowując się do wykładu na Digital Frontier o gatunkach, regionach i trendach, zajrzałem nawet na Wikipedię i zobaczyłem tam naprawdę srogą listę. Ale w końcu sam rozwikłałem tę zagadkę!
Co więcej, kilku gatunków sam nie znałem. Zresztą, idę o zakład, że o 4X (eXplore, eXpand, eXploit, eXterminate) większość z Was też słyszy po raz pierwszy.
W każdym razie wziąłem tę listę, zacząłem analizować. Potem dodałem sobie jeszcze inne podziały, pyknąłem beznadziejnie wyglądającego PowerPointa i wyszło mi, że to wszystko bez sensu.
To znaczy może kiedyś, gdy konsole zabetonowały rynek, a Indie nadal były wyłącznie krajem, a nie modnym słowem oznaczającym twórcę gier, który jest cool, tak to wyglądało.
Siadał taki koleś przed wydawcą, wyciągał pół litra i mówił:
Słuchaj, chcę zrobić taką grę jako third party, że patrzy się z FPP i to jest shooter. Takie na USA i z dodanym multiplayerem.
A wydawca mówił:
Spoko. Zaryzykuję, dam ci kasę i zobaczymy, ile na tym sam potem ugram.
A teraz? Cholera wie, panie. Każdy gry może robić, lepiej lub gorzej. A jak sam nie umie, to albo jakiś spryty edytor jak z LittleBigPlanet znajdzie, albo zacznie budować w Minecrafcie jakby jutra nie było. Gry stały się mieszankami wszystkiego co się da, bo każdy chce złapać dla siebie jakąś tam niszę, której wcześniej nikt nie zagospodarował.
Co więcej – wydawcy już nie chcą ryzykować kasą. Mogą pomóc za jakiś tam procent zysku, ale samo robienie gry, to oni już mają gdzieś. Albo zajmą się tym ich zespoły, albo ktoś inny im odda swój produkt.
Nagle okazało się, że tylko parę gier tak naprawdę można jakoś sensownie zaklasyfikować według starych podziałów. A reszta? Jest gdzieś pomiędzy i w zasadzie taka wiedza zwykle nam wystarcza.
Stąd i wziął się mój pomysł na podział gier wszelakich, który po pierwsze – zawsze się sprawdza, a po drugie pokazuje, co tak naprawdę jest ważne. Nie przedłużając – już go wklejam na dole i nadmieniam tylko, że uważajcie się za szczęściarzy, bo inni, żeby go zobaczyć, musieli słuchać wcześniej trzy bite godziny czym się różni gra taktyczna od celowniczka. I dlaczego Free2Play to zło.
Uwaga, leci:
Pierwsza rzecz to oczywiście wszelkiego rodzaju marketing. Jeżeli o danej grze nie wiem, to na pewno w nią nie zagram, bo niby jak? A skąd mogę się dowiedzieć? Reklama, znajomi, wpis na twitterze, albo podpatrzyć, że ktoś w coś fajnego pyka i się zainteresować, co to. Generalnie – rzecz podstawowa.
A skoro już o danej grze się dowiaduję, to jej twórca, wydawca, czy kto tam położy łapę na moim życiowym czasie i kasie, ma bardzo krótkie okienko, by mnie do niej przekonać. Zajarać się mogę zwiastunem, opisem albo kilkoma pierwszymi minutami gry. I na tej podstawie podjąć jakąś tam decyzję. To może być nowa FIFA, która totalnie mi nie leży, niezależnie od jej jakości. Piłka nożna mnie nie jara i koniec. O grze wiem, że jest, nigdy jej nie odpalę. Takich przykładów jest pewnie więcej, ale każdy z Was sam może je sobie dopowiedzieć.
I tu dochodzimy do ostatniej kategorii gier. Najważniejszej. Gier fajnych. O grze wiem, grałem, jest fajna. Poświęcam jej czas, być może mówię znajomym, że warto.
Jakiekolwiek inne oceny nie mają znaczenia. Co różni grę 7/10 (niższe noty oznaczają, że jest słaba) od 8/10? Nikt nie wie. Inne podziały też wydają się bez sensu. Bo fajny może być i Cookie Clicker i Beyond. Fifa 18 czy Tetris. I w sumie nikt nie wie dlaczego, coś w danym produkcie jest, co nas jara, nawet jeżeli obiektywne przesłanki mówią nam, że powinno być inaczej.
Gramy w gry, o których jakoś się dowiedzieliśmy, postanowiliśmy je sprawdzić i wyszło na to, że są fajne. Na resztę szkoda czasu.
Prawda?