Mars napada! Dlaczego fascynuje nas Czerwona Planeta?


Czerwona Planeta działa na ludzką wyobraźnię jak żadna inna. Od ponad stu lat fantastyka przerabia temat inwazji z Marsa, albo przeciwnie – jego kolonizacji, i najwyraźniej nie mamy jeszcze dość. Dlaczego tak się dzieje?
W 1938 roku amerykańskie radio, głosem Orsona Wellesa, ogłosiło początek inwazji Marsjan. Nadawane w formie krótkich komunikatów informacje o najeździe Obcych wzbudziły autentyczną panikę wśród niektórych radiosłuchaczy, którzy słuchowisko oparte na „Wojnie światów” H.G. Wellsa wzięli za prawdziwą wiadomość. Dlaczego Mars zawładnął naszą wyobraźnią, a Marsjanie stali się synonimem kosmitów?
Prawie jak Ziemia
Czerwona Planeta jest najbardziej podobna do Ziemi z całego Układu Słonecznego. Choć czerwony odcień, nadawany powierzchni planety przez tlenki żelaza, kojarzył się starożytnym z barwami ognia i krwi – dlatego rzymski Mars był bogiem wojny – jest ona potencjalnie bardziej przyjazna życiu niż Merkury czy Wenus. Otoczona cienką atmosferą, bogata w równiny i kratery planeta ma, jak wykazała misja łazika Curiosity, składnik niezbędny do zaistnienia życia – wodę. Sprawdzono również, że w symulacji warunków panujących na Marsie przetrwały ziemskie organizmy, a dokładniej porosty.
Zanim jednak jeszcze posiedliśmy tę wiedzę, Mars już okupował naszą wyobraźnię. Nie tylko najeźdźcy z książki Wellsa, ale bohaterowie niezliczonych opowieści science fiction (z „Kronikami marsjańskimi” Raya Bradbury'ego na czele), a nawet bohaterowie kreskówek, jak Marsjanin Marvin stworzony przez studio Warner Bros, pochodzili z Czerwonej Planety. Jak pisał Carl Sagan, „Mars stał się mityczną areną, na którą zaczęliśmy przenosić nasze ziemskie nadzieje i obawy”. Dlaczego?
Zobacz również: Studio PlayStation 5 highlight: Adam Zdrójkowski – Fenomen kontrolera DualSense
Tajemnicze kanały
Już od XVII wieku astronomowie obserwowali podobieństwa między Marsem a Ziemią, jak obszary lodowca. Idea inteligentnych Marsjan rozpowszechniła się jednak dopiero pod koniec XIX wieku. Amerykański astronom i matematyk Percival Lowell był przekonany o istnieniu kanałów – wytworzonych nie naturalnie, a rękami tamtejszej inteligentnej cywilizacji. I choć już współcześni Lowellowi poddawali w wątpliwość tę śmiałą hipotezę, rozpowszechniła się ona na tyle, że wkrótce przesiąknęła do masowej wyobraźni.
W Ameryce zapanowała „marsjańska gorączka”, której poddali się nawet znamienici naukowcy z Nikolą Teslą i lordem Kelvinem na czele. Ten ostatni spekulował że Marsjanie, jeśli istnieją, są zdolni dostrzec z daleka Nowy Jork, a jeśli tak, to mogą wysyłać w kierunku Ziemi sygnały. Ten pomysł szybko podchwyciła literatura. Zainspirowany ideami Lowella H.G. Wells w „Wojnie światów” ujął w zgrabną pigułkę ducha czasów przełomu stuleci – to opowieść nie tylko o inteligentnej (i potencjalnie wrogiej) cywilizacji z kosmosu, ale również o tym, jak umysły ówczesnych ukształtowała kolonialna mapa świata i koncepcje Karola Darwina.
Za Wellsem szybko podążyli kolejni. Marsjańskie opowieści snuli Edgar Rice Burroughs, autor książek o przygodach Tarzana (na ich podstawie powstała jedna z największych filmowych klap ostatnich lat, „John Carter”), a także twórca krainy Narnii, C.S. Lewis. Związek Radziecki nie pozostawał w tyle: jedna z pierwszych tamtejszych powieści science fiction, „Aelita”, poświęcona jest właśnie wyprawie na Marsa.
Do widzenia, Marsjanie
W późniejszych latach temat Marsa podejmowali najwięksi mistrzowie fantastyki - wspomniany już Ray Bradbury, Robert Heinlein czy Philip K. Dick. Marsjańska gorączka dotknęła też telewizję i Hollywood – od „Strefy mroku” po ekranizację „Wojny światów” z lat 50. (doskonale wpisującą się w ponure, zimnowojenne nastroje).
Spekulacje o życiu na Marsie ucięła w latach 60. sonda Mariner – obrazy pustej planety, pozbawionej nie tylko imponujących szczątków dawnej cywilizacji, ale innych śladów życia, nie pozostawiały złudzeń. Mars musiał zmienić swoją pozycję w masowej wyobraźni – albo przeobrazić się w metaforę, miejsce stuprocentowo fantastyczne (np. w „Pamięci absolutnej” Paula Verhoevena na podstawie prozy P.K. Dicka), albo funkcjonować jako wspomnienie dawnych czasów, w których o kosmosie myśleliśmy inaczej (np. w „Marsjanie atakują” Tima Burtona).
Mars wciąż pozostaje częścią literatury, filmu i świata gier video. Jak pisał cytowany wcześniej Carl Sagan, najwyraźniej potrzebujemy posiłkować się inną planetą, żeby lepiej zrozumieć nasze ziemskie problemy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze