Jak streaming zmienił nasze muzyczne przyzwyczajenia?

Panująca przez ponad pół wieku epoka albumów muzycznych odchodzi do lamusa wraz z fizycznymi nośnikami dźwięku. Zajmująca ich miejsce cyfrowa dystrybucja i usługi streamingowe sprawiają, że standardowe przed laty albumy muzyczne stają się coraz większym anachronizmem. Jak na te zmiany reagują producenci sprzętu audio?

Jak streaming zmienił nasze muzyczne przyzwyczajenia?
Redakcja Gadżetomanii

07.01.2015 15:08

Pierwsza wojna formatów

O czasy, o obyczaje! – narzekał przed laty Cyceron, dając przykład późniejszemu o wiele wieków przemysłowi muzycznemu, który współcześnie narzeka tak samo. Dyskusje o kondycji branży muzycznej bardzo często w którymś miejscu kończą się konkluzją: kiedyś to było dobrze, ale pojawił się Internet i wszystko zepsuł. Ile w tym prawdy?

Poprzedni wiek był czasem, gdy rynkiem muzycznym, a przez to również gustami słuchaczy, niepodzielnie rządziły wielkie wytwórnie. Wszystko zaczęło się od przełomowego wynalazku, jakim była płyta gramofonowa. Początkowo wykonana z szelaku i mieszcząca zaledwie kilka minut nagrań, w 1948 roku doczekała się rewolucyjnej zmiany – firma CBS-Columbia zaprezentowała wówczas płytę winylową, odtwarzaną z prędkością 33 1⁄3 obrotów na minutę (rpm). Początkowo na jej jednej stronie mieściło się 22 minuty muzyki, co dawało 44 minuty muzyki na całej płycie.

Obraz

Już rok później pojawiła się konkurencja – wynalazek firmy RCA, czyli podobna płyta, odtwarzana przy prędkości 45 rpm. Ta historyczna wojna formatów szybko zakończyła się kompromisem – winyle 33 1⁄3 rpm zyskały oznaczenie LP, czyli Long Play, a płyty 45 rpm zyskały nazwę SP, czyli Single Play.

Album muzyczny – fundament branży

Powstanie tych dwóch formatów stworzyło zarazem fundament pod muzyczne standardy, które miały obowiązywać przez dziesięciolecia. Płyta 33 rpm ze swoją większa pojemnością stała się prekursorem albumu muzycznego, a winyl 45 rpm wprowadził do popkultury pojęcie singla.

Ten standard obowiązywał przez ponad poł wieku. Wprowadzenie nowych rozwiązań, jak kaseta magnetofonowa czy dysk CD nie przyniosło rewolucji – zmienił się wprawdzie nośnik muzyki, ale nie jej forma. Wielkie wytwórnie nadal wydawały ją w formie albumów, wykorzystując single do celów promocyjnych, a dopiero w 1988 roku liczba sprzedanych winyli była mniejsza od liczby sprzedanych płyt kompaktowych.

Warty uwagi jest fakt, skąd wzięła się pojemność płyty CD, mieszczącej 74 minuty muzyki. Nie jest to przypadek ani kwestia ograniczeń technicznych! Gdy pod koniec lat 70. trwały prace nad nowym nośnikiem, ówczesny prezes Sony, Norio Ohga, uparł się, by na dysku zmieściła się IX symfonia d-moll Beethovena w wykonaniu, zarejestrowanym w 1951 roku. Z tego powodu zwiększono średnicę dysku z 10 do 12 centymetrów, zwiększając tym samym jego pojemność tak, by na płycie zmieścił się w całości ulubiony utwór szefa.

Nowe technologie, stare zasady

Przez kolejne lata różne firmy próbowały upowszechniać własne pomysły na to, w jaki sposób muzyka powinna być dostarczana do jej wielbicieli – wystarczy wspomnieć choćby takie, zapomniane dziś nośniki, jak MiniDisc. Problem polegał na tym, że postęp technologiczny przebiegał w granicach, wytyczonych przez przemysł muzyczny, przyzwyczajony do nagrywania muzyki w formie albumów.

Szansę na zmianę tych standardów przyniósł dopiero cyfrowy format MP3, pozwalający na oderwanie muzyki od fizycznego nośnika, a przy tym zapewnienie jej akceptowalnej objętości i jakości.

Obraz

Połączenie w postaci MP3 i Internetu wywołało trzęsienie ziemi, jakiego branża muzyczna nie widziała od pół wieku. Przerwany łańcuch dystrybucji muzyki zagroził zyskom nie tylko wykonawców, ale i – przede wszystkim – wytwórni, a kwitnące za sprawą Internetu piractwo doczekało się na przełomie wieków symbolu w postaci usługi Napster, pozwalającej na łatwą wymianę plików. Prawdziwa rewolucja miała jednak dopiero nadejść.

Playlista zamiast albumu

Okazał się nią uruchomiony przez Apple’a w 2003 roku sklep iTunes, znany wówczas jako iTunes Music Store. Z pozoru nie było w nim nic rewolucyjnego – w końcu firma z Cupertino nie była pierwszą, która usiłowała ucywilizować obrót cyfrową muzyką. Rewolucja polegała w tym przypadku na czymś innym – iTunes nie kazał swoim użytkownikom kupować całych albumów. Nie dość, że można było odsłuchać próbki utworów, to później – zamiast wydawać wiele dolarów na cały album – można było kupić tylko te utwory, które przypadły do gustu,. Albo wybrać z całej płyty tylko jeden, kosztujący 99 centów.

Wprowadzony przez Apple’a sposób sprzedaży oznaczał prawdziwe trzęsienie ziemi, które wywróciło branże do góry nogami. Z jednej strony pokazywał, że na cyfrowej muzyce można zarabiać. Z drugiej zrywał z półwiecznym standardem, za sprawą którego muzyka trafiła do słuchaczy w formie albumów. Zamiast nich pojawiły się playlisty – kompilacje utworów, dobieranych (np. przez algorytm Genius) na podstawie preferencji użytkownika.

Obraz

Rozpoczęta przez iTunes rewolucja doczekała się ciągu dalszego w postaci serwisów streamingowych. Ich uruchomienie oznaczało kolejną, ważną zmianę – zamiast posiadać muzykę, jej wielbiciele mogli po prostu nabywać prawo do jej słuchania, na zawsze uwalniając się od potrzeby pobierania i przechowywania własnych zbiorów muzycznych.

Panasonic, czyli muzyka z chmury

Choć zmieniły się zasady dystrybucji, a muzyka skutecznie uwolniła się od dyktatu albumu muzycznego, nadal trzeba jej na czymś słuchać. Nic dziwnego, że producenci sprzętu nie pozostają w tyle za zachodzącymi zmianami, czego przykładem są m.in. głośniki, opracowane przez firmę Panasonic.

Urządzenia SC-ALL8 i SC-ALL3 mogą pełnić rolę zwykłych, podłączanych przewodami do źródła dźwięku głośników, ale ich kluczowym atutem jest obsługa znacznie nowszej technologii. Dzięki współpracy z urządzeniami mobilnymi i aplikacją Panasonic Music Stream, oba głośniki zapewniają integrację z serwisami streamingowymi, jak np. działający również w Polsce Spotify.

Głośniki Panasonic seria All

W praktyce oznacza to, że naszej ulubionej muzyki w prosty sposób posłuchamy na sprzęcie, oferującym dobrą jakoś dźwięku. Żadnego podłączania, wpinania do stacji dokujących! Wystarczy w aplikacji mobilnej wskazać Spotify jako źródło dźwięku, by cieszyć się odtwarzaną bezprzewodowo muzyką z chmury. Tak wygodnie chyba jeszcze nigdy nie było!

Materiał powstał we współpracy z

Obraz
Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)
© Gadżetomania
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.