55‑calowy OLED 4K od LG. Test okiem gracza
Po latach spędzonych przy monitorze 26-cali, olbrzymi OLED od LG wywołał we mnie lekki szok. Obraz duży, jasny, pięknie ostry. Ale gdy emocje lekko opadły, a oczy przyzwyczaiły się do nowego rozmiaru, zacząłem bardziej krytycznie przyglądać się temu, co oferuje model 55C7V.
28.06.2017 | aktual.: 28.06.2017 18:22
Świetny start po zgrzycie
Zacznijmy od podstaw, czyli od montażu. Robota dla dwóch osób minimum. Trochę to nieprzemyślane, bo cienki jak papier ekran nie ma obudowy ani uchwytu, ciężko nim operować. A łapanie palcami za sam wyświetlacz nie jest zalecane. Podstawkę do tego delikatnego TV montowałem z duszą na ramieniu (i na styropianowych klockach z pudełka). Zresztą jedną z zaślepek trzeba było docisnąć trochę na siłę. Na szczęście to pierwszy i jedyny zgrzyt przy obsłudze sprzętu.
Po odpaleniu wyświetla się losowo jedna z kilku niemiłosiernie podciągniętych Photoshopem fotek, mających nam prezentować jakość OLED-a. Ok LG, telewizor jest już w domu, nie ma po co przypominać tego, czym kusicie klientów w sklepach. Sięgam po pilota. Zanim przełączę się na konkretne źródło, patrzę na jego opcje.
Oprócz tych standardowych przycisków, w oczy rzucają się te z napisem "Netflix" i "Amazon". Przy drugim chodzi oczywiście o usługę wideo, a nie sklep. Ale w Polsce, ze względu na dostępną ofertę w naszym języku, wybór tego pierwszego jest oczywisty.
Kolejne opcje szybkiego dostępu pojawiają się po wywołaniu menu na ekranie. Szybko możemy przejść do wspomnianych platform, a także Youtube’a, przeglądarki internetowej czy naszych zdjęć i muzyki. Nawigujemy pilotem, który działa jak bezprzewodowa myszka. Jest wygodnie, łatwo jest się przyzwyczaić i celować w konkretne ikony.
Filmy stare i nowe
Odpalam Netflixa. Zaczynam kilkudniowy festiwal testowania przeróżnych filmów. Lecą „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy”, nowe sezony „House of Cards” i „Better Call Saul” czy już trochę leciwy „Gladiator” i „Władca pierścieni”.
Mówi się, że jakość OLED najlepiej wypada, gdy mamy do czynienia z przewagą ciemnych barw, zwłaszcza tych stricte czarnych. Pełna racja. Intro do „Gwiezdnych wojen” wypada zdecydowanie lepiej niż na jakimkolwiek innym ekranie, który widziałem (poza kinowym). W końcu czarny kolor zyskał trochę życia, a z jasnymi gwiazdami wygląda jak ultrawysokiej rozdzielczości fotografia. Jest moc! Zasadnicza część filmu bardzo ładna, ale to jeszcze nie poziom, żebym chciał zrezygnować z wyjścia do kina.
W serialach jakość już nie powala. To pewnie efekt tego, że mniej się tam dzieje. Oba wymienione oglądało się dobrze, ale rewelacji nie było. Byłem za to zaskoczony starszymi filmami, zwłaszcza „Władcą pierścieni”. Nie ma co ukrywać, ma już kilkanaście lat na karku i trochę się zestarzał. Tymczasem na sprzęcie LG wyglądał pięknie. Nie wiem, na ile w tym zasługa PlayStation 4, przez który leciał Netflix, ale efekt końcowy był taki, że film zyskał na swojej urodzie.
Najbardziej obawiałem się efektu współczesnego trendu wygładzaniu obrazu. U LG nazywa się to TruMotion i sprawia, że obraz przesuwa się przesadnie realistycznie, odklejając mnie od klasycznych, filmowych wrażeń. Na szczęście da się go wyłączyć. Jest też kilka trybów działania obrazu, oferujących np. inny filtr oświetlenia, ale ten zaproponowany domyślnie działał dla najlepiej.
Najnowsze growe hity są piękne
Ale to, co najbardziej mnie interesowało, to gry. Podpięty PS4 Pro obsługuje 4K oraz HDR. Efekt? Pierwszy raz widziałem HDR w akcji - z pewnością nie jest to widok powalający, ale na pewno bardzo, bardzo dobry. Odpaliłem kilka nowości, m.in. „Ghost Recon: Wildlands”, „The Surge”, „Dirta 4” oraz „Rime”. Najbardziej wdzięczne wydawały mi się dwa pierwsze z tych tytułów.
W „Wildlands” HDR faktycznie świetnie się sprawował. W tej grze akcji mnóstwo jest otwartych przestrzeni, gdzie słońce rozlewa się po olbrzymiej krainie. Patrzenie pod źródło światła nie sprawiało mi kłopotów i nie ujmowało detali postaci na pierwszym planie. W ruchu, gdy wsiadałem ze swoją ekipą komandosów do jeepa, też wszystko wyglądało dobrze. Eleganckie rozmycia po bokach i świetny widok przed sobą.
Inaczej było z „The Surge”. To gra w typie „Dark Souls”, gdzie przemieszczamy się głównie po ciaśniejszych lokacjach i okładamy z robotycznymi wrogami kawałkami złomu. Jasne areny czy ciemne jak noc podziemia wypadały super. Z kolei pomieszczenia pełne kontrastów, gdzie cień mieszał się z ostrymi promieniami słońca, wypadały już gorzej. Liczyłem, że wszystko będzie ostre jak żyleta, a momentami trzeba było bardziej skupić wzrok, żeby wychwycić detale.
Podobnie jak w filmach, tu również można wybrać kilka trybów obrazu i sprawdzić, jaki układ najbardziej nam pasuje. LG wykonało naprawdę fajną robotę, bo tryby różnią się od tych, które miałem do wyboru oglądając Netflixa (a wszystko z poziomu PlayStation). W dodatku spośród kilku dostępnych, ten nazwany po prostu „Gra” był najbardziej optymalny. Widać, że sprzęt przechodził testy pod różnymi kątami i robił to ktoś z sercem.
Jasność totalna
Filmy wyglądają świetnie, zwłaszcza nowe. Podobnie gry – pełne detali, które na 55-calowym ekranie bardzo dokładnie widać. Cieszy bardzo wygodny interfejs i logicznie poustawiane opcje w menu. Ale finalnym aspektem, który najbardziej mnie przekonuje, jest jasność OLED-a. Robi wrażenie wręcz naturalnej. Światło jest żywe, przyjemne i nie męczy wzroku.
Postanowiłem przetestować, jak wygląda gra, gdy zacznę manipulować suwakiem zwykłej jasność. Już po kilka punktach w górę lub w dół kolory fatalnie traciły na swojej oryginalnej jakości. Suwak oświetlenia OLED zachowywał wciąż te same barwy, tylko zmieniał natężenie ich jasności. Wymaksowany na 100 proc. oświetlał cały pokój, ale nie był przegięty i nie wypalał oczu. Suwak przesunięty na zero wyraźnie przyciemniał obraz, ale wciąż był to poziom nadający się do użytku.
Świetny design, ogromna cena
Wspominałem na początku, że ekran jest cienki jak papier. To prawda. Pożytek dla domu z tego niewielki, ale gdy telewizor z gadżetu staje się dla nas meblem, stałym elementem wystroju, ten model fajnie się komponuje z mieszkaniem. Zwłaszcza gdy preferujemy rzeczy lekkie od tych przysadzistych.
Na koniec przychodzi niemiły moment, gdy trzeba zdać sobie sprawę, ile te wszystkie cuda kosztują. OLED55C7V kosztuje około 11 tys. zł. Ceny telewizorów 4K z wsparciem HDR lecę cały czas w dół, już za kilka tysięcy znajdziemy porządny ekran, który wcale nie będzie budżetowym rozwiązaniem.
Chciałbym mieć ekran o takiej sile i jakości światła, ale nie jestem pewien, że chciałbym na to przeznaczyć ponad 10 tys. złotych. Ale gdy ceny będą spadały, nie będę się wahał.