Na lotnisku wita cię robot, ale sygnalizację świetlną zastępują ludzie. Korea Południowa to kraj pełen sprzeczności
Pojechałem do technologicznego raju. Superszybki internet na ulicach, roboty na lotniskach.
05.07.2019 | aktual.: 05.07.2019 13:14
Technologiczny raj
Korea Południowa to jeden z najbardziej zaawansowanych technologicznie krajów na świecie. Jednym z powodów, dla którego się tam udałem, były zresztą testy 5G. Bo podczas gdy w Polsce dopiero mówi się o planie wdrożenia 5G na lata 2020-2025, w Korei Południowej komercyjna sieć nowej generacji wystartowała już w kwietniu 2019 - i to od razu w ponad 80 miastach.
Poziom zaawansowania technologicznego daje o sobie znać od razu po przylocie do Seulu. Lotnisko, na którym 1,5-metrowe roboty zgrabnie lawirują między ludźmi, nietrudno pomylić z planem filmowym produkcji science-fiction.
Roboty raczą przylatujących i odlatujących przyjaznym uśmiechem, a także są chętne do niesienia pomocy. Wskażą drogę do odpowiedniej bramki, restauracji czy palarni, a także pomogą zamówić taksówkę. Potrafią także pozować do zdjęć, a nawet same je robić.
Widząc coś takiego, człowiek zaczyna wyobrażać sobie Skynet. I zastanawiać się, czy po wyjściu z lotniska zobaczy jeszcze trochę żywych dusz, czy rzeczywistość opanowaną przez maszyny.
Robotów nie trzeba się jednak obawiać. W Seulu pracuje dużo więcej ludzi niż mogłoby się wydawać
Z robotami-przewodnikami mocno kontrastuje widok, który zastałem po przyjeździe do hotelu. Otóż wszystkie znajdujące się w jego pobliżu przejścia dla pieszych obstawione są przez mężczyzn z chorągiewkami, którzy kierują ruchem pieszych i zmotoryzowanych. Innymi słowy - ludzie wyręczają sygnalizację świetlną.
Na tym nie koniec. Mój hotel znajdował się na niewielkim wzgórzu, więc aby się do niego dostać pieszo, konieczne było pokonanie dość stromych schodów. Aby oszczędzić gościom tej niedogodności, pod hotelem kursował autobus, który nieustannie robi okrążenia po - na oko - 200-metrowej ulicy. U nas tego typu problemy również zwykło się przecież rozwiązywać z użyciem technologii. Nazywa się "ruchome schody".
Widząc to wszystko, założyłem, że w Korei firmy dążą do sztucznego zwiększania zatrudnienia, by móc liczyć na ulgi podatkowe lub inne profity. Wyjaśniono mi jednak, że chodzi o koreańską gościnność. Koreańczycy mają dbać o kontakty z turystami, by "czuli się jak królowie".
Prawdą jest, że w Korei Południowej dba się o to, by ludziom żyło się wygodnie
Seul odwiedziłem pod koniec czerwca, gdy upały mocno dawały się we znaki. W skąpanym w letnim słońcu mieście można jednak liczyć na chwile wytchnienia w cieniu. Na chodnikach oraz przy wielu przejściach dla pieszych rozstawione są wielkie parasole, które pozwalają choć na moment chronić się przed żarem z nieba.
Skoro już jesteśmy przy przejściach dla pieszych. W Seulu większość sygnalizacji świetlnych (tak, mimo wszystko nie wszędzie ruchem sterują ludzie) uzbrojona jest w liczniki informujące przechodniów, ile czasu pozostało do zmiany światła z zielonego na czerwone. Oczywiście nie jest to żaden nowy wynalazek, bo na takie liczniki można natrafić także w Polsce. Niestety nie są one jeszcze u nas tak powszechne jak w Korei Południowej.
Wygodne rozwiązania napotkałem także w lokalnym barze. Koreańczycy znaleźli rozwiązanie na irytujący problem nalewania pieniącego się piwa. Ale jeszcze lepiej było w... WC.
Przeciętna koreańska toaleta jest prawdopodobnie bardziej nafaszerowana elektroniką niż laptop, na którym właśnie piszę. Podgrzewana deska sedesowa, podświetlana muszla, funkcja bidetu i wiszący na ścianie panel sterujący z całym arsenałem przycisków - na taki widok można natknąć się nie tylko w hotelach i restauracjach, ale i w metrze.
Wygoda kończy się jednak, gdy w centrum miasta przychodzi pozbyć się kubka po kawie
W miejscach publicznych w Seulu praktycznie nie ma koszy na śmieci. Geneza tego problemu - jak się dowiedziałem - sięga wojny koreańskiej z lat 50. ubiegłego wieku. Chodzi o obawy przed atakiem terrorystycznym ze strony Korei Północnej.
Mimo tej niedogodności, seulskie ulice są zaskakująco czyste. Co prawda raz po raz można się natknąć na stojącą pod sklepem kupkę pustych opakowań, ale te są zabierane, gdy tylko sprzedawcy skończą pracę. Śmieci w żadnym wypadku nie walają się swobodnie po ulicach.
Z punktu widzenia europejskiego turysty niemożność szybkiego pozbycia się kubka po kawie jest sporym utrudnieniem, ale Koreańczycy zdają się zbytnio tym nie przejmować. Korea Południowa może się poszczycić bardzo dużą świadomością społeczną w kwestii segregacji odpadów. Mieszkańcy tego kraju wrzucają więc wszystkie śmieci do toreb, a następnie umieszczają je w odpowiednich pojemnikach w swoich domach.
W Seulu skorzystasz z 5G, ale nie skorzystasz w nawigacji w Mapach Google
W Seulu nie stanowi żadnego problemu pobranie gigabajtowego pliku (film w jakości HD) w 20 sekund. Problem stanowi natomiast dotarcie do wyznaczonego celu z popularną aplikacją nawigacyjną.
Co prawda Mapy Google w Korei Południowej są oficjalnie dostępne, ale ich funkcjonalność jest mocno ograniczona. Nawigacja z użyciem transportu publicznego działa, ale i piesza i samochodowa nie. Poruszanie się z usługą Google'a po Seulu przypomina tym samym korzystanie z tradycyjnej, papierowej mapy. W żadnym innym kraju nie działa ona w tak pokręcony sposób.
To kolejna niedogodność, której źródeł należy upatrywać w Korei Północnej. Z uwagi na sąsiedztwo z wrogo nastawionym krajem, lokalne przepisy zabraniają przechowywania dokładnych danych kartograficznych poza granicami kraju. Mapy Google działają tymczasem na zagranicznych serwerach.
Oczywiście nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by skorzystać z lokalnych alternatyw, z których najpopularniejszą są mapy Navar.
Smartfony nowoczesne, ale wybór mniejszy niż w Polsce
Będąc w Seulu nie mogłem sobie odmówić zajrzenia do salonu lokalnego operatora. Ten mocno promuje Samsunga Galaxy S10 5G i inne modele z łącznością nowej generacji, więc - co za tym idzie - nietrudno natknąć się na urządzenia niedostępne w Polsce.
Tamtejszy rynek smartfonów jest jednak niemal w 100 proc. zdominowany przez Samsunga, Apple'a i LG. Xiaomi, Nokia, Motorola, HTC czy Sony to marki praktycznie nieobecne.
Mieszkańcy tego jakże nowoczesnego przecież kraju są realnie skazani na trzy marki. W ogólnym rozrachunku wybór i różnorodność smartfonów są więc wyraźnie mniejsze niż w Polsce.
Kraj zafascynowany Zachodem, w którym ciężko dogadać się po angielsku
Korea Południowa jest dla zachodniego turysty zaskakująco mało egzotyczna. Pomijając wszechobecne niezrozumiałe znaki i język oraz charakterystyczne rysy twarzy mieszkańców, nie czuć, że to inny świat. Cały czas miałem wrażenie spacerowania po azjatyckiej dzielnicy w Londynie, a nie po metropolii na innym kontynencie.
Koreańczycy są wyraźnie zafascynowani kulturą zachodnią. Z głośników w centrach handlowych łatwiej wychwycić nowy przebój Taylor Swift niż k-pop. W powietrzu zapach tradycyjnej kapusty kimchi, wydobywający się z lokalnych knajp, walczy o dominację z aromatem świeżo palonej kawy ze Starbucksa. Lokale McDonald's i Subway są wszechobecne. W Gangnam-gu (najbogatsza dzielnica Seulu) Koreańczycy tłumnie uderzają do dobrze znanych nam sieci sklepów z ubraniami czy kosmetykami.
To wszystko nie pomaga niestety w pokonaniu barier językowych. W Korei Południowej porozumieć się po angielsku jest bardzo trudno, dlatego bardzo przydaje się Tłumacz Google. Nawet jeśli sprzedawca kawy słysząc "without milk" pokiwa głową, dając sygnał, że zrozumiał, do samego końca nie ma się pewności, czy dostanie się kawę bez mleka, czy z mlekiem. Raczej z.