Jak powstaje smartfon? Jeśli poznacie prawdę, być może nigdy więcej go nie kupicie

Jak powstaje smartfon? Jeśli poznacie prawdę, być może nigdy więcej go nie kupicie28.08.2019 12:28
Fot. Smithsonian, Si.edu

Skąd biorą się smartfony? Powstają dzięki temu, że w odległym zakątku świata ludzie giną, są gwałceni, okaleczani i sprzedawani w niewolę. Wszyscy jesteśmy temu winni.

Mamy krew na rękach: wszyscy finansujemy wojny, przemoc i niewolnictwo.

Kupujesz od bandyty?

Rycerz Zakonu Ortalionu wygląda, jakby właśnie wyskoczył z literackiego debiutu Doroty Masłowskiej. Jest łysy, napakowany, szeleści przy każdym ruchu i dyszy kebabem z ostrym sosem.

Bez większego wysiłku miota jakimś dzieciakiem. Nie jest nawet przesadnie brutalny - uprzejmą prośbę o tablet i zegarek poprzedza wymierzony od niechcenia cios w twarz i rzucenie o wiatę przystanku. Jest wieczór, a ty jesteś jedynym świadkiem. Rycerz podchodzi do ciebie – 500 za iPada, stówa za G-Shocka. Prawie nówki. Bierzesz?

Raczej nie weźmiesz, prawda? Nawet, gdy znający sekrety handlu Rycerz zacznie kusić promocją: - 500 za wszystko. Dobra, niech stracę, 350 i są twoje.

Zdjęcie pochodzi z serwisu Depositphotos
Zdjęcie pochodzi z serwisu Depositphotos

Wierzę, że większość z nas nie skorzystałaby z niespodziewanej promocji. Powstrzymałby nas elementarny odruch przyzwoitości, jakieś wewnętrzne przekonanie, że tak po prostu się nie robi. To bardzo dobrze, ale w takim razie, dlaczego kupujemy smartfony czy inne elektroniczne gadżety?

Przecież, aby w naszej kieszeni znalazł się kolejny model Note’a czy iPhone’a, niemal na pewno ktoś zginął, został okradziony albo – w XXI wieku – sprzedany w niewolę.

Rudy metali jak krwawe diamenty

W 2006 roku na ekrany kin trafił film „Krwawy diament”, w którym Leonardo di Caprio wciela się w rolę przemytnika diamentów ze Sierra Leone.

Krwawy diament. Blood diamond. Trailer

Biedny Leo musi te diamenty przemycać, bo na świecie panuje zgoda co do tego, by nie kupować ich od bandytów, ale z legalnych źródeł. Polityczną wolę, by tak było, potwierdza tzw. pakt Kimberley, podpisany przez 54 państwa wydobywające diamenty.

Chcemy mieć pewność, że diament, który wkładamy na palec ukochanej osoby, nie był powodem odcięcia palca lub dłoni dziecku.

Na to, by – przynajmniej oficjalnie - nie kupować diamentów z nielegalnych, związanych z przemocą źródeł, świat może sobie pozwolić, bo tzw. krwawe diamenty to zaledwie około 4 proc. rynku. Z surowcami potrzebnymi do wytwarzania elektroniki jest jednak inaczej: produkcja smartfonów, tabletów czy komputerów jest uzależniona od dostaw, pochodzących albo z rejonów konfliktów zbrojnych, albo z terenów, gdzie surowce wydobywa się bez względu na koszty dla środowiska i lokalnej ludności.

Te kluczowe surowce noszą nazwę rud metali ziem rzadkich, a ich rozmieszczenie to świetny przykład tego, że świat nie jest sprawiedliwy. To surowce, na których opiera się nasza technologiczna cywilizacja. Jak przed laty podstawą przemysłu była stal i węgiel, tak obecnie bez metali ziem rzadkich nie jesteśmy w stanie wyprodukować elektroniki.

Fot. Wikimedia Commons
Fot. Wikimedia Commons

Kongo – przekleństwo bogactwa

Problem polega na tym, że złoża rud tych metali są rozmieszczone bardzo nierównomiernie. Choć co pewien czas pojawiają się sensacyjne doniesienia o odkryciu bogatych złóż a to na Grenlandii, a to pod Suwałkami, to w praktyce za większość światowej produkcji odpowiadają Chiny. Państwo Środka, gdyby tylko miało w tym jakiś interes, może niemal z dnia na dzień zatrzymać np. globalną produkcję akumulatorów. Przykro nam, Elon, Tesla dalej nie pojedzie.

Globalne wydobycie rud metali ziem rzadkich. Fot. United States Geological Survey
Globalne wydobycie rud metali ziem rzadkich. Fot. United States Geological Survey

Chiny są wprawdzie największym producentem, ale ponieważ złoża nie są rozmieszczone równomiernie, to na przykład 70 proc. globalnych zasobów koltanu znajduje się na terenie Konga. A bez koltanu (mieszanka kolumbitu i rud tantalu) nie ma kondensatorów.

Nie ma przy tym znaczenia, którego producenta sprzętu wybierzemy. Zresztą gdy mówimy o liczących się firmach, to okazuje się, że prawdziwych producentów podzespołów jest na świecie tylko kilku, w przeciwieństwie do niezliczonych marek.

Fot. The Outsiders Club
Fot. The Outsiders Club

Telefony mogą się różnić wyglądem czy parametrami technicznymi, mogą nawet mieć bambusowe czy skórzane obudowy, jednego zaprojektował Jony Ive, drugiego bezimienny nastolatek z Shenzhenu, ale to, co w nich najważniejsze, w każdym modelu będzie wykonane mniej więcej z tego samego.

Czyli m.in. z wolframu, kasyterytu i koltanu, o złoża których trwają w Afryce nieustanne wojny.

Surowce w niedostępnych miejscach

Warto zauważyć, jak pojawienie się kolejnych generacji elektronicznych gadżetów wpływa na ten rynek – np. wraz z rozpoczęciem produkcji konsoli PlayStation 2 cena koltanu wzrosła czterokrotnie.

Kopalnia koltanu w Kongo (Fot. Wikimedia Commons)
Kopalnia koltanu w Kongo (Fot. Wikimedia Commons)

Co więcej, większość zasobów tego surowca znajduje się w kongijskich prowincjach Północne i Południowe Kiwu. Są to tereny niemal zupełnie pozbawione dróg, a kongijska władza centralna nie ma nad nimi kontroli.

Istnieją plemienne i inne przyczyny, dla których konflikty trwają. Ale należy dostrzec prawdziwe powody wojen. Do konfliktów dochodzi, ponieważ we wschodniej części Konga znajdują się kopalnie, które dostarczają minerałów niezbędnych do produkcji telefonów komórkowych i innej elektroniki. Wielu ludzi zarabia na tym ogromne pieniądze, ale ten handel z pewnością nie przynosi korzyści mieszkańcom kraju.

Zamiast niej sprawują ją różne uzbrojone bandy, rebelianci dorabiający do rozboju jakąś ideologię albo – jak przed laty – rwandyjskie wojska, które do eksploatacji surowców sprowadziły sobie własnych niewolników. Jak traktowani są niewolnicy, wydobywający koltan? Morderstwa i gwałty są na porządku dziennym.

Co dziesiątej zgwałconej kobiecie strzelono w waginę. Próbujemy rekonstruować waginy, odbyty, wnętrzności ofiar. To bardzo długi proces.

Bandyci sprzedają taniej

Pochodzenie surowców, z których produkowane są nasze elektroniczne gadżety, nie jest tajemnicą. Problem polega na tym, że nikt nie ma interesu w tym, aby zmieniać obecną sytuację, a firmy handlujące koltanem i dostarczające go do fabryk na całym świecie, umywają ręce, twierdząc, że kupują go w legalnych, kongijskich kantorach.

Fot. Strongrootscongo.org
Fot. Strongrootscongo.org

To prawda. Wszystko odbywa się bowiem przy akceptacji lokalnych władz, które nawet, gdy nie kontrolują samego wydobycia, zarabiają na handlu surowcami. Szacuje się, że utrzymuje się z niego około jedna piąta mieszkańców kraju, w którym cena koltanu sięga 3 dolarów za kilogram. Ten sam koltan w Europie czy Stanach Zjednoczonych kosztuje 400 – 600 dolarów za kilogram. Po co przemycać heroinę, gdy można legalnie sprzedawać koltan?

Co więcej, nieliczne pozakongijskie źródła tego surowca – jak np. australijska kopalnia Wodinga – przestają istnieć. Zamknięto ją z powodów ekonomicznych. Mimo znacznie większej efektywności pracy, firma wydobywająca legalnie surowce nie ma szans, by konkurować z bandytami, dla których pracuje armia niewolników. A przecież koltan to tylko jeden z kluczowych surowców. Nawet, jeśli udział wydobycia z kontrowersyjnych źródeł jest mniejszy, niż alarmują organizacje humanitarne (co zgłaszają niektórzy eksperci), to w kolejce czekają choćby tantal czy wolfram. Albo nawet pospolita cyna, której legalni dostawcy nie nadążają za lokalnymi potrzebami rynku.

Niewygodna prawda

Czy jest szansa, by to zmienić? Coraz więcej firm zaczyna zwracać uwagę, by unikać skojarzeń z krwawymi surowcami. Niektóre - jak choćby Apple - korzystają z zewnętrznych audytów, mających potwierdzić, że w łańcuchu dostaw nie ma wątpliwego etycznie ogniwa.

Pojawiają się również ograniczenia prawne, jak m.in. amerykańska ustawa Dodda-Franka, która wymusza na producentach sprzętu dokumentowanie, skąd pochodzą używane w produkcji surowce. Jej losy są jednak, po kilku latach od wprowadzenia, bardzo niepewne, bo prezydent Donald Trump stwierdził:

Ustawa Dodda-Franka to katastrofa. Zamierzamy zadać tym przepisom poważny cios.

Kilka lat temu pojawiła się idea Fairphone’a – smartfona, zbudowanego wyłącznie z wykorzystaniem surowców pozyskanych z legalnych i etycznych źródeł. Jak nietrudno zgadnąć, jego cena, w porównaniu ze sprzętem o zbliżonych parametrach, jest znacząco wyższa. Mimo tego sprzedał się w kilkudziesięciu tysiącach sztuk co – jak na niszowość produktu – wydaje się niezłym wynikiem.

Fairphone 2: Modular design for you to open and repair

Zmiana zaczyna się od wiedzy

Problem w tym, że – moim zdaniem – nie jest to żadne rozwiązanie, o czym pisałem w artykule „Fairphone - pierwszy telefon fair trade. A może: naiwniacy, wyskakujcie z kasy”. To raczej sposób na zagłuszenie wyrzutów sumienia przez zamożniejszych klientów. I nie chodzi tu o krytykę samej idei, bo ta - nawet, gdy sam telefon to ordynarny skok na kasę - jest słuszna i szlachetna. Chodzi o coś innego – zmianę rzeczywistości w taki sposób, by znaczki Fair Trade czy smartfony Fairphone nie były nikomu potrzebne, bo uczciwy handel stanie się po prostu czymś oczywistym. Jak tego dokonać?

Trudno wyobrazić sobie masowy bojkot konsumencki. Nagle wszyscy przestaniemy kupować smartfony? Wątpię. Choć zręczną erystyką zawsze można się wybielić, trzeba powiedzieć to wprost: wszyscy mamy – pośrednio – krew na rękach. Kupując elektroniczne gadżety, uczestniczymy w obrocie surowcami, których wydobycie oznacza cierpienie ludzi w innej części świata. Jest nam z tym o tyle łatwo, że - gdy nie dokonamy pewnego wysiłku, by sprawdzić fakty - możemy w ogóle nie wiedzieć, że taki problem istnieje.

Nie będę udawał, że mam pomysł, jak go rozwiązać. Sądzę jednak, że pierwszym krokiem do zmiany świata na lepsze jest zwykła świadomość, że coś jest nie tak, jak być powinno.

Teraz już wiecie.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.