Cyfrowych analfabetów wciąż jest w Polsce tyle samo. Nasza wina czy wina rządu?
Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji przedstawiło dane, z których wynika, że co trzeci Polak nie korzysta z Internetu. Ta liczba nie zmienia się od miesięcy – i nie, to nie jest nasza wina.
Wiceminister administracji i cyfryzacji przedstawił wczoraj w Sejmie informację na temat stanu realizacji europejskiej agendy cyfrowej. Wśród danych, które podał, znalazła się jedna przerażająca liczba: 32 proc. Polaków w ogóle nie korzysta z Internetu.
Jedna trzecia Polaków uparcie żyje w XX wieku
Liczba cyfrowych analfabetów od miesięcy nie chce ani drgnąć, wykluczenie cyfrowe wciąż jest w naszym kraju faktem i nawet minister musiał przyznać, że "zmiany w tej dziedzinie nie następują w sposób zadowalający". No rzeczywiście. Powiedziałabym nawet, że nie następują w ogóle. O tym, że 32 proc. Polaków w ogóle nie używa Internetu, pisaliśmy bowiem już jakieś pół roku temu.
Dwa miesiące temu "Rzeczpospolita" podawała, że 36 proc. Polaków nie korzysta wcale z komputera. W obu przypadkach chodzi zwłaszcza o osoby starsze, powyżej 50. roku życia. To oni psują nam statystyki i sprawiają, że wypadamy gorzej na tle Europy. Ale w żadnym wypadku nie jest to ich wina.
Kogo winić za cyfrowy analfabetyzm?
Adam Bednarek, komentując informację "Rzeczpospolitej", pisał, że winni jesteśmy my – dwudziesto- i trzydziestolatkowie. Bo nie pokazaliśmy swoim rodzicom i dziadkom, czemu Sieć jest nie tylko fajna, ale i potrzebna. Kiedy my buszujemy po Internecie, oni siedzą przed telewizorem, oglądając "M jak miłość". Coś w tym jest? Na pewno.
Ale też pamiętajmy, że wychowane w Polsce Ludowej pokolenie naszych rodziców – a tym bardziej dziadków – nie lubi wyrzucać pieniędzy w błoto. Żyją oszczędniej niż my, a jeśli uważają coś za niepotrzebne lub/i zbyt drogie, to nie kupują tego i już. A sprzęt elektroniczny u nas jest strasznie drogi, zwłaszcza jeśli porównać siłę nabywczą Polaków z krajami zachodnimi. I będzie jeszcze droższy, jeśli rządowi uda się wprowadzić opłatę reprograficzną od kolejnych urządzeń.
Nikt u nas co prawda nie wpada na tak "genialne" pomysły jak ostatnio Węgrzy, ale przecież Internet i tak jest dość porządnie opodatkowany, i to już na etapie powstawania infrastruktury. W zeszłym roku samorządy się burzyły, że 60 proc. kosztów budowy szybkiego Internetu to podatki i różnego rodzaju opłaty, a rząd właśnie myślał o kolejnym podatku.
Jeśli nasi rodzice trzymają się z daleka od komputerów, to dlatego, że zrobili rachunek kosztów i im wyszło, że minusy przeważają nad plusami. Rząd to widzi, ale nic nie robi, aby ich zachęcić do korzystania za zdobyczy technologicznych. Bo ważniejsze od długotrwałego rozwoju jest szybkie załatanie dziury budżetowej.