Czuj drut! [Bajty z brodą]
Już w 1969 roku Adam Empacher, popularyzator informatyki, pisał na łamach magazynu „Perspektywy” o tym, że w nieodległej przyszłości powstaną „wielkie sieci komputerowe opasające całe kraje i kontynenty”, których „w ogóle nie będzie widać, chociaż niemal każdy członek cywilizowanego społeczeństwa będzie z ich usług korzystał”.
26.10.2013 | aktual.: 13.01.2022 10:21
Już w 1969 roku Adam Empacher, popularyzator informatyki, pisał na łamach magazynu „Perspektywy” o tym, że w nieodległej przyszłości powstaną „wielkie sieci komputerowe opasające całe kraje i kontynenty”, których „w ogóle nie będzie widać, chociaż niemal każdy członek cywilizowanego społeczeństwa będzie z ich usług korzystał”.
„Za kilkanaście lat – prognozował Empacher – komputery staną się naturalnym składnikiem życia umysłowego. Inżynier, lekarz, prawnik, ekonomista czy też specjalista będzie mógł za niewielką opłatą miesięczną zainstalować u siebie aparat teledacyjny, za pośrednictwem którego staną się dlań dostępne wszystkie komputery podłączone do sieci obliczeniowej”.
W Polsce jednak dostęp do maszyn cyfrowych (np. serii Odra), niepołączonych zresztą żadną siecią, miała co najwyżej garstka pracowników wybranych ośrodków akademickich.
Rozważania Empachera jako pierwszy w PRL-u rozwijał Andrzej Targowski, młody informatyk, który na początku lat 70. zaprojektował Krajowy System Informatyczny (KSI). Była to nowatorska w skali światowej koncepcja zakładająca objęcie wszystkich aspektów centralnego sterowania państwem siecią systemów informatycznych. Komputery miały przetwarzać i analizować masowe dane o polskiej gospodarce i społeczeństwie, a następnie udzielać kierownictwu na wszystkich szczeblach szybkiej i precyzyjnej informacji.
Co więcej, wszystkie ogniwa KSI miały być połączone siecią – INFOSTRADĄ. Wcielenie w życie tego pomysłu oznaczałoby uzyskanie dostępu do wiedzy zawartej w komputerowych bazach niezależnie od fizycznej lokalizacji użytkowników i komputerów oraz umożliwiłoby sprawną wymianę informacji i dokumentów między odległymi od siebie ośrodkami.
Idea nie była oczywiście nowa – nad zdecentralizowaną siecią ARPANET, z inicjatywy Departamentu Obrony, od dawna pracowano w Stanach Zjednoczonych, wdrażanie swojego systemu CYCLADES rozpoczęła również Francja. Jednak wizja społeczeństwa bez przeszkód komunikującego się i wymieniającego informacjami nie mogła liczyć na poparcie władz PRL-u.
Pośrednio świadczy o tym choćby ówczesny katastrofalny wręcz stan rozwoju sieci telefonicznej w Polsce – dostępu obywateli do telefonów i jakości połączeń. Jak szczerze przyznawała prasa, nawet w bloku państw socjalistycznych gorzej od Polski pod tym względem wypadała już tylko Albania.
A jednak władze nie przejawiały żadnych starań, by sytuację tę poprawić. Gdy zatem na początku lat 70. wojskowy ARPANET udostępniono pierwszym uczelniom amerykańskim, dając tym samym impuls do narodzin Internetu, polska INFOSTRADA pozostała w sferze niemożliwych do realizacji marzeń.
„Opuszczasz dom tylko w celach towarzyskich”
Targowski wydał wówczas książkę pt. „Informatyka – klucz do dobrobytu”, w której opisał, do czego w praktyce doprowadziłoby wdrożenie jego pomysłów.
„Siedzisz w domu w środku okrągłego pokoju – pisał informatyk. – Kiedy obracasz się dookoła w swoim krześle, widzisz falę rozbijającą się o skały i opływającą plażę. Ptaki wzbijają się w niebo. Naprzeciwko ciebie siedzi mężczyzna, z którym rozmawiasz. Od czasu do czasu plusk fali lub krzyk ptaka wypełniają przerwy w waszej rozmowie”.
Cóż niezwykłego w tej sielankowej scenie? Po pierwsze, nadmorski krajobraz okazuje się programem nagranym na Krymie i odtwarzanym na „płaskościennym ekranie telewizyjnym”, a ów „superrealistyczny” obraz można w każdej chwili zmienić na zupełnie inny.
Po drugie, obecny w pomieszczeniu dyskutant, „jakkolwiek możesz wstać, obejść go dookoła i zobaczyć tył jego głowy, wcale nie jest u ciebie. Jego obraz jest przeniesiony przez promienie laserowe z satelity i odtworzony w trójwymiarze przy zastosowaniu procesu holografii. W rzeczywistości człowiek ten siedzi w swoim mieszkaniu na drugim kontynencie”.
Po trzecie, spotkanie z hologramem rozmówcy nie ma charakteru towarzyskiej pogawędki, lecz jest elementem pracy zawodowej, którą dzięki łatwemu dostępowi do potrzebnych informacji można prowadzić z własnego salonu.
„Podobnie twoja żona nie musi wychodzić z domu po zakupy. Komputer łączy bezpośrednio ze sklepami i bankami, tak że transakcja jest przeprowadzana bez gotówki czy czeków. Opuszczasz swój dom, tylko kiedy zechcesz to zrobić dla celów np. towarzyskich”.
Płaskościenne ekrany z superrealistycznym, kolorowym obrazem zamiast czarno-białych telewizorów, międzykontynentalne rozmowy z hologramami zamiast wieloletniego oczekiwania na telefon, zakupy w domu zamiast całodniowego wystawania w kolejkach – wszystkie te piękne wizje, jak przekonywał Targowski, jeszcze w XX wieku ziścić się miały właśnie dzięki informatyce i telekomunikacji. Póki co stanowiły jednak obraz pasujący bardziej do powieści science-fiction.
Po co Polakom „udziwnione rozmowy”?
Pierwsze w Polsce praktyczne próby wymiany danych pomiędzy komputerami zainicjowano dopiero pod koniec lat 70. na Politechnice Wrocławskiej. Tamtejsze środowisko naukowe wystąpiło z ambitnym planem utworzenia opartej na komputerach Odra 1305 Międzyuczelnianej Sieci Komputerowej, która połączyć miała akademickie ośrodki w Warszawie, Gliwicach i Wrocławiu. Działania ta nigdy nie nabrały jednak rozmachu, pozwalającego na efektywny transfer danych (m.in. stan łącz telefonicznych na odcinku Katowice-Gliwice uniemożliwił połączenie siecią Gliwic z Warszawą).
Charakterystyczne, że gdy po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku, wyłączono wszystkie systemy telekomunikacyjne w kraju, Międzyuczelniana Sieć Komputerowa działała nadal. Dopiero po dwóch tygodnikach władze zorientowały się, że również sieć komputerowa – przynajmniej w teorii – daje możliwość wymiany danych i poleciły jej unieruchomienie.
Problem ten dotyczył nie tylko środowisk akademickich. Choć w latach 80. dostęp do stale taniejących mikrokomputerów Atari XL/XE, Commodore 64 czy ZX Spectrum, był coraz bardziej powszechny, a zainteresowanie informatyką w społeczeństwie rosło, tragiczny stan polskiej sieci telekomunikacyjnej sprawiał, że wymiana informacji oraz danych między użytkownikami systemów komputerowych były niemal niemożliwe.
Niemożliwe dla większości Polaków okazywało się także założenie w mieszkaniu zwykłego telefonu.
Władysław Majewski, ówczesny Minister Łączności, jeszcze w 1987 roku zachęcał, by do komunikacji międzykomputerowej wykorzystywać łącza nie telefoniczne, lecz… telegraficzne. Jakość tych pierwszych tylko teoretycznie pozwalała bowiem na ich użytkowanie w informatyce.
Nawet czynione w samym Ministerstwie próby przekazania danych komputerowych z Warszawy do ośrodka obliczeniowego w Bydgoszczy łączem telefonicznym zakończyły się niepowodzeniem. Jak przyznawał Minister: „w godzinach mniejszego ruchu telefonicznego przebiegało to nieźle, natomiast w godzinach szczytu zakłócenia praktycznie uniemożliwiły transmisję”.
Na szczęście, jak konstatował Majewski, w Polsce i tak nie są dostępne żadne publiczne bazy informacji, z których mógłby korzystać posiadacz prywatnego komputera, także komunikacja między użytkownikami pełniłaby co najwyżej funkcję „udziwnionej rozmowy” – kosztownej oraz obarczonej koniecznością dopełnienia licznych urzędowych procedur.
„Dla większości obywateli podstawowe znaczenie ma o wiele bardziej elementarny problem posiadania telefonu. Wielu uważa wręcz, że niepotrzebnie rozpraszamy się, bujając w obłokach i myśląc o komputerach, zanim zdołaliśmy choćby w połowie mieszkań w miastach założyć telefony” – przekonywał Minister.
„Sztandar Młodych” szukał jednak pozytywów zapaści w technologiach sieciowych. Jak pisał redaktor tego dziennika: „Włamanie do banku z koltem w ręku to już historia znana tylko z westernów. W dobrym tonie jest dzisiaj przełamanie sieci komputerowej i zrabowanie pieniędzy bez ruszania się z domu. Dokonanie takiego przestępstwa jest u nas jednak zupełnie niemożliwe, co wcale nie świadczy o wyższości naszych banków. Po prostu nie istnieje sieć, do której można by się włamać”.
Uwaga na rachunek telefoniczny!
Dopiero po upadku PRL-u urządzenia do transmisji danych komputerowych za pomocą linii telefonicznych stały się bardziej dostępne. W 1991 roku Michał Szokoło w artykule zatytułowanym „Czuj drut!” przekonywał na łamach „Bajtka”:
„Łączność między komputerami za pomocą modemu otwiera prawie nieograniczone możliwości. Przypomnijmy sobie film Gry wojenne, w którym małolat podłącza się do oddalonego o setki kilometrów komputera Pentagonu i prawie udaje mu się rozpocząć trzecią wojnę światową”.
To oczywiście nie najlepszy przykład korzystania z modemów, ale redaktor „Bajtka” zwraca uwagę na inne, bardziej pożyteczne zjawiska. Praca zdalna czyli „teleworking”, rezerwacja biletów, operacje bankowe, elektroniczna poczta – wszystko to na Zachodzie już funkcjonuje.
W Polsce póki co powstają pierwsze BBS-y – w których właściciele podłączonych do linii telefonicznej komputerów udostępniają dzwoniącym do niego posiadaczom modemów zasoby systemowe do wymiany wiadomości i plików.
Popularnemu BBS-owi patronuje również „Bajtek”. Od poniedziałku do piątku w godzinach 16-8 i w weekendy bez przerw można w nim ściągnąć programy shareware, moduły muzyczne .mod i grafiki .gif oraz nawiązać kontakt z redakcją miesięcznika. Na dodatek „Bajtek BBS” jest węzłem globalnej sieci komunikacyjnej Fidonet, łączącej BBS-y, co pozwala na swobodną wymianę korespondencji z posiadaczami modemów z całego świata.
Już w 1992 roku BBS „Bajtka” notował ponad 30 udanych połączeń dziennie i mógł pochwalić się ponad dwustoma użytkownikami (w tym – jak podkreślał Michał Szokoło – jednym z Holandii i jednym z USA, a także trzema reprezentantkami płci pięknej). Każdy, kto dodzwoni się po raz pierwszy, może spędzić w serwisie 10 minut i pobrać 20 KB danych.
By zyskać wszystkie te fascynujące możliwości trzeba oczywiście mieć dostęp do telefonu i komputera, a także kupić oraz urzędowo zarejestrować modem. W tym celu przyszły użytkownik sieci komputerowej musi udać się do najbliższego urzędu telekomunikacji, przedstawić homologację posiadanego modemu, wypełnić stosowny formularz i uiścić opłatę (porównywalną z ceną samego urządzenia). Osobom przyłapanym na korzystaniu z sieci bez zezwolenia władz grozi kara wyjątkowo surowa – odcięcie telefonu!
Jednak po przebrnięciu przez urzędowe procedury przed posiadaczem komputera otwierają się zupełnie nowe światy. „Bajtek” przestrzega jednak, że już po kilku miesiącach nazbyt intensywnego z nich korzystania, konieczna może być sprzedaż modemu, aby… opłacić rachunek telefoniczny.
W połowie lat 90. będzie działać w Polsce ponad 300 BBS-ów – węzłów Fidonetu, skupiających kilka tysięcy aktywnych użytkowników.
50 połączeń miesięcznie
Tymczasem, gdy nieliczni posiadacze komputerów prywatnych eksperymentują z BBS-ami i Fidonetem, garstka wybrańców ze środowisk akademickich może już łączyć się z siecią Internet.
Pierwszy e-mail do Polski miał być wysłany jeszcze w listopadzie 1990 roku. Jego nadawcą był Międzynarodowego Ośrodka Badań Jądrowych w Genewie (CERN), a odbiorcą Instytut Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Za narodziny polskiego Internetu przyjmuje się natomiast połączenie protokołem TCP/IP, nawiązane w sierpniu 1991 roku przez Instytut Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego z Uniwersytetem Kopenhaskim.
Początkowo korzystanie z Internetu ograniczało się jednak wyłącznie do naukowych eksperymentów. Dopiero w 1993 roku firma ATM zaoferowała mieszkańcom Warszawy dostęp do poczty internetowej, grup dyskusyjnych i transmisji plików z możliwością nawiązania aż 50 połączeń miesięcznie. Koszt usługi – pięć milionów złotych za instalację i dwa miliony abonamentu co miesiąc. Każde połączenie ponad miesięczną normę to dodatkowe 50 tysięcy (dla porównania ówczesna cena „Bajtka” wynosiła 15 tys. złotych).
Wkrótce komercyjny dostęp do Internetu zaproponował Polakom także… Stanisław Tymiński, niedoszły prezydent III RP (w wyborach 1990 roku przegrał tylko z Lechem Wałęsą, pokonując m.in. Tadeusza Mazowieckiego). W 1994 roku uruchomił on „Maloka BBS” – oprócz standardowych funkcji BBS-u umożliwiający także odpłatne łączenie się z Internetem.
Choć ceny takiej usługi systematycznie malały, wciąż była to jednak atrakcja dla garstki hobbystów. Sytuacja miała zmienić się dopiero wiosną 1996 roku, gdy Telekomunikacja Polska udostępniła numer dostępowy 0202122, pozwalający na uzyskanie modemowego połączenia internetowego w cenie równej kosztom lokalnej rozmowy telefonicznej.
Mimo wysokich rachunków, notorycznego zrywania połączeń i dalece niesatysfakcjonującej ich szybkości – dzięki numerowi 0202122 Polacy nareszcie zyskali powszechny dostęp do możliwości, o których trzydzieści lat wcześniej marzyli pionierzy krajowej informatyki.
Oczywiście pod warunkiem, że mogli korzystać z linii telefonicznej. Kolejka osób oczekujących na zainstalowanie telefonu w mieszkaniu nadal była absurdalnie długa. Pod względem dostępności tej XIX-wiecznej technologii Polska jeszcze długo zajmowała jedno z ostatnich miejsc w Europie.
Bartłomiej Kluska
Źródła fotografii: magazyny „IKS” (nr 7-8/87), „Informik” (nr 2/89) oraz „Bajtek” (1/92 i 8/92). Zdjęcie Odry 1305 pochodzi z książki Ignacego Rutkiewicza pt. „Elektronika nad Odrą” (Wrocław 1971).