Efekt Walkmana. 40 lat temu muzyka stała się osobista
Walkman to coś więcej niż marka czy potoczne określenie przenośnego odtwarzacza muzyki. Opracowany przez Sony sprzęt stał się częścią zjawiska, analizowanego przez naukowców. Na czym polega efekt Walkmana? Już wyjaśniam.
01.07.2019 | aktual.: 09.03.2022 09:01
Legenda głosi, że Masaru Ibuka - jeden z współzałożycieli Sony - miał poważny problem. Jako wielbiciel opery cierpiał katusze podczas podróży lotniczych. Jak przystało na prawdziwego pasjonata, lubił podróżować w towarzystwie ulubionej muzyki.
Dzisiaj to nie problem, ale 40 lat temu Masaru Ibuka był zmuszony taszczyć ze sobą nieporęczny magnetofon Sony TC-D5. Nie dość, że mógł się przy tym nieco zasapać, to baterie wyczerpywały się zazwyczaj na długo przed końcem podróży.
Odpowiedzią na te potrzeby miał być właśnie Walkman. Albo raczej przenośny odtwarzacz kasetowy, bo legendarna nazwa miała się dopiero pojawić.
Wejście na rynek modelu Walkman TPS-L2, a po nim kolejnych, wywróciło do góry nogami sposób, w jaki ludzie doświadczali muzyki. Przenośny odtwarzacz kasetowy, który zadebiutował 1 lipca 1979 roku, był nie tylko technologiczną, ale także socjologiczną rewolucją. Badacze, którzy się nad nią pochylili, nadali jej nazwę "efekt Walkmana".
Ochronna bańka
Pomysłodawcą nazwy był profesor Shuhei Hosokawa, który na początku lat 80. w czasopiśmie "Popular Music" snuł rozważania nad tym, jak wpływa na nas separacja od otoczenia, uzyskiwana przy pomocy słuchawek.
Profesor dostrzegał i doceniał przyjemność płynącą ze słuchania muzyki, ale zauważał przy okazji coś jeszcze. Chodziło o osobistą strefę autonomii, dostępną dzięki urządzeniu dla człowieka, który jest w ciągłym ruchu i zmienia środowisko, w którym się znajduje.
Co więcej, dołączanie muzyki do różnych czynności - jak występująca we wczesnych reklamach Walkmana jazda na wrotkach czy trening na rowerze - miało czynić te aktywności jeszcze przyjemniejszymi.
Spełnienie marzeń introwertyków
Większa przyjemność to jedno, ale donioślejsza jest chyba inna kwestia - efekt Walkmana miał również wpływać na relacje międzyludzkie.
Osoba z otoczenia, która chciałaby zaczepić użytkownika Walkmana, musiała nie tylko odezwać się do niego, ale także świadomie dokonać czynności przerwania słuchania muzyki. Co więcej, użytkownik mógł uniknąć interakcji, po prostu ignorując rozmówcę.
Było to o tyle łatwe, że przecież faktycznie mógł go nie usłyszeć. Czy nie usłyszał? Wybór i decyzja należała do użytkownika Walkmana, który tym samym zyskiwał dodatkowy komfort – mógł odciąć się od świata i wybiórczo traktować podejmowane przez otoczenie próby zmiany tego stanu rzeczy. Ot, taki raj introwertyka.
Gbur w słuchawkach
W kontekście zmian kulturowych, związanych z Walkmanem, warto również wspomnieć o obawach kierownictwa Sony. Dotyczyły one przekonania, że osoby ze słuchawkami na uszach mogą zostać odebrane przez otoczenie jako nieuprzejme i narcystyczne.
Próbą rozwiązania tego problemu były występujące w pierwszych Walkmanach przełączniki, pozwalające na wyciszenie muzyki i rozmawianie bez potrzeby zdejmowania słuchawek. Innym śladem tamtych przekonań były dwa gniazda słuchawkowe.
Możliwość podzielenia się słuchaną muzyką miała bowiem sprawić, że użytkownik Walkmana miał być postrzegany jako mniej nieuprzejmy i odizolowany od otoczenia.
Efekt Walkmana bez Walkmana
Rozterki sprzed 40 lat teraz wydają się uroczo niedzisiejsze. Z drugiej strony nie sposób odmówić profesorowi Hosokawie racji. Walkman zmienił sposób, w jaki obcujemy z muzyką, przenosząc ją z sal koncertowych, plenerowych występów czy grupowego słuchania radia albo gramofonu na doświadczenie osobiste.
Kapitalnie - ponad 20 lat później - wykorzystał to Steve Jobs. Apple reklamowało przecież iPoda kładąc nacisk na osobiste doświadczanie muzyki, stanowiącej odtąd nie tylko dźwiękowe tło, ale także element ekspresji i wizerunku użytkownika sprzętu.
Technologiczne zmiany odesłały klasycznego, kasetowego Walkmana do lamusa. Podobny los spotkał jego licznych, i korzystających z różnych technologii, następców. Efekt Walkmana ma się jednak całkiem dobrze.
Choć doświadczamy go, korzystając z zupełnie innych urządzeń, znaczenie bezpiecznej bańki, jaką tworzy wokół nas muzyka, jest chyba silniejsze, niż kiedykolwiek wcześniej. Wystarczy rozejrzeć się na ulicy i policzyć, ile osób w zasięgu naszego wzroku ma słuchawki na uszach.