Endeavour dokuje na ISS - podatnik może odetchnąć

Endeavour dokuje na ISS - podatnik może odetchnąć

Endeavour dokuje na ISS - podatnik może odetchnąć
Mariusz Kamiński
19.05.2011 11:09, aktualizacja: 14.01.2022 13:23

Ulga nastąpi z prostej przyczyny. To prawdopodobnie przedostatnia misja promu i miliardy dolarów przestaną wreszcie odlatywać w kosmos, a być może zostaną w kieszeniach ciężko pracujących ludzi. A co tym razem dzieje się na ISS?

Ulga nastąpi z prostej przyczyny. To prawdopodobnie przedostatnia misja promu i miliardy dolarów przestaną wreszcie odlatywać w kosmos, a być może zostaną w kieszeniach ciężko pracujących ludzi. A co tym razem dzieje się na ISS?

Na Międzynarodową Stację Kosmiczną trafił niewielki detektor cząstek, którego zadaniem będzie wykrywanie ciemnej materii oraz antymaterii. Urządzenie w kształcie pączka kosztowało 2 miliardy dolarów i ma pomóc w opisaniu procesu formowania się świata.

Jako zadeklarowany krytyk przedsięwzięć rządowych, ośmielam się wspomnieć o podobnej inicjatywie zwanej LHC, która pochłonęła kilkukrotnie większą sumę, a od kilku lat bada ona prawa Murphy'ego, zamiast odkrywać nowe cząstki i tworzyć głośno zapowiadane czarne dziury. Czy namagnesowany pączek dostarczy tak długo wyczekiwanych odpowiedzi? Bardzo wątpię.

Obraz

I nie chodzi bynajmniej o bezsilność nauki. Ta ma się naprawdę nieźle, zwłaszcza gdy nie jest dotowana przez miejscowe reżimy. Bardziej chodzi o filozofię jej uprawiania. NASA już od wielu lat jest krytykowana za metody finansowania, naukowe porażki i idiotyczne błędy, które przyczyniają się do śmierci astronautów. Przedostatnia misja promu to gorzka pigułka, która wykrzywia twarze wszystkich zaangażowanych w projekty. Także tych autentycznie oddanych sercem i umysłem naukowców, którzy uwierzyli, że czeka ich rozwój. Jakikolwiek rozwój. NASA jednak zwija interes. Era promów dobiega końca, a perspektyw na przyszłość nie ma żadnych, poza niejasnymi deklaracjami polityków. Czy było warto? W jakimś zakresie na pewno tak, ale jakim kosztem?

Nauka jak religia

Gdy czytałem o detektorze niewidzialnej materii, który jest właśnie montowany na ISS, to przed oczami stanął mi inny niewidzialny obiekt/osoba - Bóg. Zadałem sobie też pytanie, czy naukowcy tak bardzo różnią się od osób religijnych. Wiele słów krytyki pada pod adresem wiary/religii i jej megalomanii w świętowaniu dzieła bożego za pomocą wielkich budowli, pomników itp. A czy pompowanie nieograniczonych ilości pieniędzy w bardzo źle przygotowane przedsięwzięcia naukowe, które prawie w 100% opierają się na hipotezach, czyli między innymi wierze (bozon Higgsa) w istnienie czegoś, to prawidłowe podejście? Czy nie zabijamy nauki, czyniąc z niej kolejnego cielca, którego trzeba ślepo słuchać bez względu na koszty?

Obraz

Koniec ery promów to bardzo smutna chwila, ale zarazem dająca wiele nadziei. Są jeszcze ludzie, którzy mają wizję podboju kosmosu. Są urodzonymi pionierami i odkrywcami, którzy potrafią zbudować statek kosmiczny za kilkukrotnie mniejsze sumy, niż robi(ł) to rządowy moloch. Tacy ludzie jak Richard Branson. Czemu on odnosi sukcesy? Bo szanuje pracę, która jest nieodłącznym elementem walki o naukowe odkrycia. Jestem przekonany, że tacy ludzie jak on więcej rzeczy odkryją przypadkiem, niż jakakolwiek instytucja rządowa może zrobić to celowo.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)