Gdzie w Europie mikołaj ma szeroki gest?
Opiniotwórczy tygodnik "The Economist" zamieścił ciekawy wykres, w którym porównał ilość pieniędzy, które wydadzą mieszkańcy kilkunastu krajów, ze średnim dochodem na ich głowy. Wszystkiemu dodatkowy smaczek nadaje kryzys trapiący budżety wielu państw. Wnioski mogą być ciekawe, więc gdzie najlepiej czekać na mikołaja?
19.12.2011 | aktual.: 11.03.2022 09:17
Opiniotwórczy tygodnik "The Economist" zamieścił ciekawy wykres, w którym porównał ilość pieniędzy, które wydadzą mieszkańcy kilkunastu krajów, ze średnim dochodem na ich głowy. Wszystkiemu dodatkowy smaczek nadaje kryzys trapiący budżety wielu państw. Wnioski mogą być ciekawe, więc gdzie najlepiej czekać na mikołaja?
Na osi x zaznaczono skalę w dolarach przewidywanych wydatków na prezenty, natomiast oś y pokazuje pułapy zamożności społeczeństw wyrażone w PKB per capita (potocznie na głowę) liczonego według parytetu siły nabywczej, też w dolarach. I cóż widać na pierwszy rzut oka? Największe sknery to Holendrzy, a najdroższymi prezentami obdarowują się Luksemburczycy?
To tylko pozory. Zostawmy na boku Luksemburg. To państewko miało, ma i pewnie będzie miało największy dochód na osobę w całej Unii Europejskiej, a także na świecie. Niektórzy żartobliwie mówią, że w Luksemburgu mieszkają bankierzy (nie mylić z bankowcami), na co dzień pracujący w bankach mieszczących się we Francji. Krótko pisząc, w pozycji Luksemburga na wykresie nie ma nic dziwnego. Prezent za ok. 780 dol. to musi być fajny gadżet.
Ale czemu całkiem zamożni Holendrzy są tacy skąpi? Postprotestancka purytańska oszczędność? Niekoniecznie. Wielu czytelników "The Economist" wytknęło redakcji tygodnika dyletanctwo, ponieważ w Holandii tradycyjnym dniem wręczania mikołajkowych prezentów, jak jeszcze do niedawna w Polsce, jest 5 lub 6 grudnia. W Holandii jest to przeważnie 5 grudnia, a w Belgii i północnej Francji 6. Właśnie na początku grudnia holenderscy rodzice żyłują swoje portfele w imieniu mikołaja, czyli Sinterklaas po holendersku.
Teoretycznie najmniej wydają Ukraińcy, ale ich wydatki na prezenty związane są z poziomem dochodu. Wypadają też korzystnie w porównaniu z Grekami, dwukrotnie bardziej zamożnymi, przynajmniej teoretycznie. Bo czy Grecy w ogóle mają jakieś pieniądze? Poza pożyczonymi, rzecz jasna. Słabo wypadamy my sami. Choć to akurat jest pocieszające, że postawa "zastaw się, a postaw się" odchodzi do lamusa.
Wyprzedzają nas mniej więcej tak samo zamożni Rosjanie i Słowacy. Natomiast to, co budzi lekkie zdziwienie, to zakupowa powściągliwość Niemców, głównych sponsorów UE. Wyprzedzili ich (w wartościach bezwzględnych) wspomniani Słowacy, Czesi oraz tak samo zamożni Belgowie. Natomiast bardzo ciekawie wypadły kraje zaliczane w ekonomicznym żargonie do grupy tzw. PIGS.
Tym nieeleganckim skrótem (pigs to świnie po angielsku) opisuje się grupę państw najbardziej dotkniętych kryzysem finansowym, czyli Portugalię (ang. Portugal), Irlandię (Ireland), Grecję (Grece) i Hiszpanię (Spain). Istnieje też wersja zapisu PIIGS, gdzie drugie I to Włochy (Italy). O ile Grecy spasowali z wydatkami świątecznymi, to reszta bawi się w najlepsze.
Gdy analizuje się pozycję Portugalii, Hiszpanii i Włoch, to Niemcy wyglądają jeszcze skromniej. Żartobliwie można powiedzieć, że wykres oddaje kierunki przepływów pieniężnych w ramach unijnego budżetu wspólnotowego. Zwłaszcza Irlandczycy zostawiający w tyle bogatych Szwajcarów robią wrażenie. Ale z drugiej strony wystarczy spojrzeć na Amerykanów. USA zadłużone już na ponad 15 bilionów dol., czyli niemal 48,5 tys. dol. na głowę, a uplasowały się na drugim miejscu za Luksemburgiem. Ciekawe, co na to Chińczycy?