Gigantyczna dziura ozonowa nad półkulą północną
Dziura ozonowa strasząca do niedawna głównie na południowej półkuli zaczęła zanikać. Niestety, poprawa sytuacji nad Antarktydą zbiegła się z narastaniem tego problemu na północy. Jak wynika z najnowszych badań o 80 proc. zmniejszyła się ilość ozonu nad Arktyką. Dlaczego? Powód jest zaskakujący.
Dziura ozonowa strasząca do niedawna głównie na południowej półkuli zaczęła zanikać. Niestety, poprawa sytuacji nad Antarktydą zbiegła się z narastaniem tego problemu na północy. Jak wynika z najnowszych badań o 80 proc. zmniejszyła się ilość ozonu nad Arktyką. Dlaczego? Powód jest zaskakujący.
Ozon blokując promieniowanie ultrafioletowe, chroni m.in. przed rakiem skóry, dlatego jego niedobory wykraczają poza teoretyczne rozważania naukowców i dotyczą nas wszystkich.
Gdy w latach 80. odnotowano zmniejszanie się zawartości ozonu w powietrzu nad Antarktydą, rządy – na mocy Protokołu z Montrealu z 1987 roku - podjęły wspólny wysiłek, aby zaradzić temu problemowi.
Rozpoczął się, zainicjowany przez 12 państw europejskich, proces ograniczania produkcji urządzeń korzystających z freonu, który został uznany za prawdopodobnego – choć istnieją liczne, przeczące tej tezie teorie - sprawcę powstania dziury ozonowej.
Niedawne badania prowadzone na półkuli południowej przyniosły optymistyczne wyniki – ilość ozonu nad Antarktydą stopniowo zwiększa się. Badania prowadzone po przeciwnej stronie naszego globu przez Jet Propulsion Laboratory należące do NASA okazały się jednak znacznie mniej pomyślne.
Zawartość ozonu nad Arktyką, która okresowo spadała m.in. w 1996 i 2000 roku, okazała się niebezpiecznie niska. Nad niektórymi obszarami ubytek tego gazu wynosi 80 proc., czemu sprzyjają wyjątkowo mroźne zimy – w niskich temperaturach warstwa ozonowa jest niszczona szczególnie intensywnie m.in. przez związki chloru.
Źródło: IO9 • Twoja Pogoda • Popular Science