Hyperbook N13 – testujemy polski laptop z zewnętrzną, desktopową kartą graficzną
Jak pogodzić mobilność z mocą, pozwalającą na zabawę z najnowszymi grami? Polska marka Hyperbook ma na to sposób: ultrabook N13 z zewnętrzną kartą graficzną w stacji AKiTiO Node. Jak w praktyce sprawdza się takie rozwiązanie?
Laptop jako sztuka kompromisu
Popularne powiedzenie głosi, że praca może być wykonana szybko, tanio i dobrze, ale z tego zestawu zleceniodawca może wybrać sobie tylko dwie pozycje. Coś podobnego można powiedzieć o laptopach: mogą być mobilne, wydajne i przystępne cenowo, ale stojąc przed wyborem konkretnego sprzętu klient musi zazwyczaj wybrać jakiś kompromis i zdecydować się na kluczowe dla siebie cechy.
Patrząc na wydajne, gamingowe laptopy, mam zwyczaj mieszane uczucia. Możliwości sprzętu takiego, jak Asus ROG G752VS czy opisywanego przed rokiem Hyperbooka X77DM-G imponują, ale zarówno wygląd, jak i cena mogą zniechęcać.
Mocne laptopy do gier wyglądają często albo topornie, albo topornie i tandetnie (choć w porównaniu z modelami sprzed kilku lat i tak widać ogromny postęp), a chlubne wyjątki, jak choćby Gigabyte Aero 15, należą do rzadkości. Na szczęście nie ma sytuacji bez wyjścia, a kluczem do rozwiązania zagadki jest interfejs Thunderbolt 3.
Thunderbolt™ 3 – The USB-C that does it all
Thunderbolt 3: podłącz sobie kartę
Promowany od 2009 roku przez Intela standard nie zdobył przed laty wielkiej popularności, ale w obliczu ofensywy coraz doskonalszego standardu USB Chipzilla postanowiła uciec do przodu i zaproponowała Thunderbolta w wersji z numerem 3, kompatybilnego mechanicznie z USB typu C.
Oprócz wysokiej przepustowości i koncepcji łączenia nowym Thunderboltem wszystkiego ze wszystkim, Intel wprowadził przy tym „killer feature” w postaci wyprowadzenia nowym standardem na zewnątrz obudowy szyny PCIe.
W praktyce oznacza to, że wtyczką wyglądającą jak ta, którą ładujemy nowe smartfony, podłączymy do komputera na przykład kartę graficzną. Nasz mały, smukły i lekki laptop, który doskonale sprawdza się w podróży czy codziennej pracy, po powrocie do domu może stać się wydajnym sprzętem, któremu żadna gra niestraszna.
Taki właśnie sprzęt – w postaci ultrabooka N13 i opcjonalnej stacji eGPU AKiTiO Node - oferuje polska marka Hyperbook.
Hyperbook i Clevo
Warto w tym miejscu uściślić kwestię nazewnictwa: Hyperbook to marka, właścicielem marki jest firma Blue Technology, a oferowane przez nią laptopy bazują na rozwiązaniach tajwańskiego Clevo.
Nie jest to bynajmniej zarzut. Hyperbook na tabliczce znamionowej uczciwie informuje o rodowodzie sprzętu, a Clevo to doskonale znany w świecie elektronicznej rozrywki, doświadczony producent, którego sprzęt trafia na międzynarodowe rynki zarówno pod własną marką, jak i pod kilkudziesięcioma innymi.
Hyperbook N13: świetny wygląd, solidna obudowa
Hyperbook N13 sprawia bardzo pozytywne wrażenie. To klasyczny przedstawiciel ultrabooków, czyli lekkich, smukłych laptopów, łączących atrakcyjny wygląd i wysoką mobilność ze znaczną – jak na tę klasę sprzętu – wydajnością i długim czasem pracy bez zewnętrznego zasilania.
Obudowa laptopa – porządna, aluminiowa wytłoczka – uwalnia nas od trosk o to, że coś się gdzieś ugnie albo zaskrzypi. Sztywny i lekki ultrabook budzi zaufanie i choć nie zaryzykowałem przeprowadzenia crashtestów, to sprawia wrażenie, jakby mógł znieść wiele.
Laptop ma wymiary 330 × 225 × 17,8 mm i waży 1,3 kilograma. Jak nietrudno zgadnąć po wymiarach, po otwarciu (niestety, trzeba do tego używać dwóch rąk) naszym oczom ukazuje się 13,3-calowy ekran. Producent zdecydował się na matowy wyświetlacz, rozdzielczość Full HD i technologię IPS. W praktyce oznacza to, że kosztem kontrastu dostajemy ważne w mobilnym sprzęcie dobre kąty widzenia i widoczność obrazu nawet w dobrze nasłonecznionych miejscach.
Ultrabook jak szwajcarski scyzoryk – ma wszystko
Warte uwagi są oferowane przez laptop złącza. W czasach, gdy wielu producentów proponuje wykastrowane z przewodowych interfejsów urządzenia, a na dodatek uparcie twierdzi, że to zaleta, Hyperbook N13 pozytywnie się wyróżnia.
Od frontu, po lewej stronie znajdziemy kilka kontrolek informujących o pracy laptopa. Na lewej krawędzi urządzenia znalazło się miejsce na klasycznie (nie USB-C) gniazdo zasilania, gniazdo opcjonalnej karty SIM, pełnowymiarowe USB 3.0, włącznik zasilania, a także rozdzielne dla mikrofonu i słuchawek gniazda audio.
Większy tłok panuje po prawej stronie, gdzie znalazło się miejsce dla gniazda Kensington (znacie kogokolwiek, kto by je wykorzystywał?), LAN-u, czytnika kart, pełnowymiarowego HDMI, Mini DisplayPortu i kolejnego gniazda USB 3.0. Na końcu długiej listy czeka na nas crème de la crème, czyli wspomniane wyżej gniazdo USB-C/Thunderbolt 3.
W tym miejscu moja ogólna, gratisowa porada dla projektantów laptopów: większość społeczeństwa to osoby praworęczne. Spośród nich całkiem spora grupa pracuje na laptopie korzystając z myszki, więc umieszczenie kluczowych "kablowych" złącz po lewej stronie uczyniłoby świat odrobinę lepszym.
Warto również wspomnieć o interfejsach, których nie widać - pod obudową znalazło się miejsce dla trzech złącz M.2, przeznaczonych dla dysku SSD, modułu Wi-Fi/Bluetooth i opcjonalnego modemu LTE.
Twarda klawiatura z dobrym podświetleniem
Na kilka uwag zasłużyła również klawiatura. Pod względem rozmiaru, wielkości klawiszy czy odstępów między nimi trudno jej cokolwiek zarzucić – dostępna przestrzeń została przez projektantów wykorzystana wzorowo.
Mimo tego – choć to, co podkreślam, subiektywne odczucie – klawiszom brakuje miękkości, skok jest niewielki, a odbicie nieprzyjemnie twarde. Częściowo można to wytłumaczyć gabarytami sprzętu i wynikającymi z nich, koniecznymi kompromisami, ale producenci tacy, jak Lenovo czy Apple, poradzili sobie w podobnej sytuacji lepiej.
Nie jest to jednak dyskwalifikująca wada, a raczej niedogodność, na którą zwrócą uwagę przede wszystkim użytkownicy naprawdę dużo piszący na klawiaturze. Być może jest to również – po prostu – kwestia przyzwyczajenia. No cóż, ja się nie przyzwyczaiłem. Wzorowo rozwiązano za to kwestię podświetlenia klawiszy – białe, z wielostopniową regulacją, jest dokładnie tym, co chciałbym spotykać w każdej laptopowej klawiaturze.
Świetny gładzik i słyszalny wentylator
Przykładem – tym razem w przenośni - świeci również gładzik: bezbłędny, precyzyjny, z obsługą wielodotyku i gestów. W jego przypadku jedyne zastrzeżenie może dotyczyć wielkości, bo dla osób o grubych paluchach i dużych dłoniach gładzikowego dobra jest odrobinę za mało. Ogólne wrażenie jest jednak zdecydowanie pozytywne.
Nie psuje go wbudowany, niewymienny, litowo - jonowy akumulator o pojemności 36 Wh. Producent zapewnia o nawet 8 godzinach pracy urządzenia i fabryczne przechwałki nie są w tym przypadku wiele przesadzone – ponad 7 godzin pracy pod niewielkim obciążeniem (edytor tekstu online, kilkanaście otwartych kart w przeglądarce, Deezer w tle) nie ustanowi może nowego rekordu długodystansowców, ale – zwłaszcza po uwzględnieniu gabarytów sprzętu – jest wynikiem nad wyraz uczciwym.
Dobre wrażenie podtrzymuje także głośniki. Wprawdzie grają dość cicho, jednak pod względem jakości dźwięku - jak na tę kategorię sprzętu - trudno cokolwiek im zarzucić. Brawa należą się również za rozplanowanie podzespołów wewnątrz obudowy. W miejscach, które w czasie typowego korzystania mają kontakt z dłońmi użytkownika, laptop nagrzewa się wyraźnie mniej. Mimo tego, nawet trzymając sprzęt na kolanach, nie odczuwamy dyskomfortu.
Ceną za to jest kultura pracy chłodzenia. Wentylator jest wyraźnie słyszalny i dłuższa praca pod obciążeniem może być – zwłaszcza np. w nocy, gdy wokół jest bardzo cicho – nieco irytująca.
Solidny ultrabook w rozsądnej cenie
Oceniając sam laptop można uznać go za solidną propozycję. Może nie nieskazitelnie idealną, ale z pewnością wartą rozważenia, gdy szukamy komputera, który będzie często przenoszony, albo stanie się stałym towarzyszem w drodze do i z pracy lub szkoły do domu.
Tym bardziej, że obudowa tego modelu może kryć w sobie bardzo różne konfiguracje sprzętu, a użytkownicy mają możliwość doboru podzespołów za pomocą kreatora na stronie Hyperbooka. Sama mnogość opcji stawia w tym przypadku pod znakiem zapytania sens benchmarków - każdy komputer może być inny i uzyskiwać odmienne wyniki.
Jest jednak pewien detal, który niezależnie od dobrego wrażenia, jakie sprawia Hyperbook N13, skokowo podnosi możliwości i ocenę tego modelu. Sprawia, że - co Hyperbook podkreśla promując ten laptop - jest to sprzęt o dwóch obliczach.
Detalem tym jest wspomniane wyżej złącze Thunderbolt 3. Gdy poszperamy w aktualnej, rynkowej ofercie, Hyperbook N13 okaże się jednym z tańszych laptopów, oferujących obsługę tego interfejsu. I w tym właśnie miejscu zaczyna się prawdziwa zabawa.
Stacja AKiTiO Node – zewnętrzna karta graficzna do laptopa
Do laptopa możemy bowiem dokupić stację AKiTiO Node i włożyć do niej desktopową kartę graficzną. Gdy podłączymy stację do N13 okaże się, że niepozorny sprzęt na naszym biurku to niewielka gabarytami, ale mocna drzemiącym w niej duchem maszynka do gier.
Rzecz jasna wiele zależy od użytej karty. W moim przypadku była to Gigabyte GeForce GTX 1060 z 6 GB pamięci. Kultura pracy takiego zestawu okazała się bez zarzutu – trzeba było mocno wysilić słuch, by usłyszeć szmer chłodzenia, pracującego pod obudową AKiTiO Node, bardziej słyszalne było chłodzenie laptopa.
Pewnym mankamentem okazała się za to niewielka długość dołączanego do zestawu przewodu, wymuszająca postawienie stacji niedaleko komputera (specyfikacja Thunderbolta 3 dopuszcza maksymalnie 2-metrowe kable). Po podłączeniu zewnętrzna karta pojawia się jako druga w systemie, skąd mamy pełną możliwość personalizacji ustawień.
Patrząc na konfigurację sprzętu nie sposób uniknąć przy tym poczucia dysonansu. Wprowadza go zastosowany w laptopie procesor – dwurdzeniowa, niskonapięciowa jednostka Intel Core i7-7500U to najwyższy model, jaki możemy zamówić.
Choć w swojej klasie jest bez zarzutu, oferując przy tym przyzwoitą, zintegrowaną grafikę Intel HD Graphics 620, to jednak w zestawieniu z zewnętrzną kartą stanowi najsłabsze ogniwo całego zestawu. No cóż, albo nieujarzmiona moc, albo niewielki apetyt na energię i kultura pracy pozwalająca na stosowanie w aluminiowym wafelku.
Ultrabook i desktopowa grafika, czyli Jekyll i Hyde
Oceniając ten sprzęt warto zróżnicować ocenę – oddzielnie dla samego ultrabooka i dla zestawu. Ultrabook jako samodzielny sprzęt prezentuje się bez zarzutu, a bogactwo dostępnych konfiguracji i oferowana przez Hyperbooka możliwość personalizacji sprawią, że w zależności od potrzeb i oczekiwań bez problemu dobierzemy odpowiedni model dla siebie. Co ciekawe, poza samym doborem podzespołów personalizacja może dotyczyć również własnego logo na obudowie i podczas startu komputera, albo np. zaawansowanego tuningu układu chłodzenia.
Oceniając zestaw w postaci Hyperbooka N13 i stacji AKiTiO Node wskakujemy jednak na zdecydowanie wyższy poziom, gdzie piszącemu te słowa trudno ukryć entuzjazm. To rewelacyjne rozwiązanie, dzięki któremu mając do dyspozycji lekki i mobilny sprzęt, możemy w domowym zaciszu przekształcić go w maszynę do gier. Może nie doskonałą i ustępującą możliwościami gamingowym bestiom, ale pozwalająca na dobrą zabawę nawet w przypadku nowych tytułów.
Jeśli jesteście gotowi na kompromis, jakim jest dostępność zastrzyku mocy tylko w domowym zaciszu, Hyperbook N13 to bardzo interesujący sprzęt. Szukając analogii ze światem popkultury – to taki doktor Jekyll i pan Hyde. Solidny ultrabook, który po pracowitym dniu, w czasie którego nie nadwyrężył naszego ramienia ani pleców, zachęca do zarwania nocy na przemierzaniu słonecznego Toussaint czy walenia po łbach maczugą w szczytnym celu zjednoczenia plemienia Łindża.
Co istotne, nawet po zsumowaniu cen Hyperbooka N13 (od 3809 zł), stacji eGPU i samej karty graficznej, cena takiego zestawu często będzie konkurencyjna względem mniej mobilnych laptopów gamingowych. Jeśli przyjmiemy założenie, że chcemy mieć jeden komputer (a nie np. desktop do grania i tani notebook), jest to również propozycja atrakcyjna finansowo i warta polecenia.