Jak nisko może upaść japońska legenda? [Resident Evil 6]

Resident Evil nie jest po prostu kolejną serią gier pochodzącą z Japonii. To prekursor gatunku survival horror. Można powiedzieć, że to dzięki niej spora część z nas po raz pierwszy naprawdę się wystraszyła, siedząc przed telewizorem czy komputerem. Tym bardziej szkoda patrzeć, jak kolejna legenda upada. Niestety, Resident Evil 6 to niewypał.

Premiera Resident Evil 6
Premiera Resident Evil 6
Beniamin Durski

04.10.2012 15:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Resident Evil nie jest po prostu kolejną serią gier pochodzącą z Japonii. To prekursor gatunku survival horror. Można powiedzieć, że to dzięki niej spora część z nas po raz pierwszy naprawdę się wystraszyła, siedząc przed telewizorem czy komputerem. Tym bardziej szkoda patrzeć, jak kolejna legenda upada. Niestety, Resident Evil 6 to niewypał.

Wszystko zaczęło się w 1996 roku, gdy po raz pierwszy gracze na całym świecie musieli zmierzyć się z potworami i ludźmi zamienionymi w zombie przez tajemniczy wirus T, zaprojektowany w Umbrella Corporation. Wtedy seria wyznaczała standardy, a za jej najlepszą część do tej pory uznaje się Resident Evil 4 z 2005 roku, chociaż zmieniała ona ustaloną formułę i odchodziła od horroru w kierunku akcji.

Tyle że to było 7 lat temu. Resident Evil stanęło w miejscu, a jego niegdyś rewolucyjne rozwiązania zaczęły być przestarzałe. Pojawiły się nowe marki, takie jak chociażby Dead Space, które pokazywały, że straszyć da się jeszcze lepiej. I że bohater może naraz chodzić i strzelać. W Resident Evil było to niemożliwe aż do części szóstej.

Do współczesności

Zaczęło się całkiem ambitnie, bo producent gry, Capcom, nie bawiąc się w podchody, na samym początku roku zapowiedział z przytupem kolejną część uznanej serii survival-horrorów. Od razu wskazał 20 listopada jako datę premiery gry. Jest to o tyle interesujące, że standardowym podejściem większości wydawców jest raczej zapowiedź gry krótkim 30-sekundowym teaserem albo materiałem CG, który ma raczej pobudzić wyobraźnię, niż pokazać rzeczywisty obraz gry.

W dalszym planie jest powolne budowanie napięcia przez kolejne (wręcz) lata, pełne pokazów na targach i trailerów, aż do premiery gry zwieńczonej ogromną kampanią marketingową. W tym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Już na samym początku pojawił się dość rozbudowany materiał wideo z wprowadzeniem fabularnym, w którym ginie prezydent Stanów Zjednoczonych.

Resident Evil 6 reveal trailer

Zapowiedź wywołała spore poruszenie wśród graczy. Ja sam byłem podekscytowany, szczególnie że wszystko wskazywało na to, że Resident Evil 6 będzie kontynuował kooperacyjny charakter zabawy znany z części piątej. Dla mnie nie ma lepszych gier niż te, w które mogę zagrać z kumplem, siedząc na jednej kanapie.

Po pierwszym pozytywnym odbiorze Capcom, wydawca gry, postanowił kuć żelazo, póki gorące. Podał do wiadomości, że „gra jest największym projektem w historii koncernu”.

Pochwalono się również liczbami – 150 osób bezpośrednio w studio dłubie nad Resident Evil 6, ale to nie wszyscy zaangażowani w projekt, bo w całości ponad 600 osób z całego świata pracowało nad poszczególnymi elementami tytułu. Te liczby mówią same za siebie – to w żadnym wypadku nie jest produkcja o niskim budżecie, tylko najwyższa światowa półka.

Tym bardziej zdziwiło mnie, że przy tak dużej liczbie zaangażowanych osób w ciągu ostatnich miesięcy Capcom przesunął premierę z końcówki listopada na początek października. Dlaczego to takie zaskakujące zjawisko? Praktycznie nie występuje w przyrodzie, ponieważ deweloper potrzebuje każdego danego mu dnia na dopracowanie produkcji, więc z pewnością w studio nikt nie pogardziłby dodatkowym miesiącem na szlify.

Oczywiście możemy wnioskować, że to tylko zabieg taktyczny mający na celu lepsze usadowienie się w kalendarzu wydawniczym gier na 2012 rok lub kwestie polityki biznesowej firmy. Jeśli gra okazałaby się dobra, to słupki sprzedaży za kwartał przy miesiącu dłużej na rynku z pewnością byłyby dużo wyższe.

Czas weryfikacji

Obraz

Premiera gry odbyła się 2 października, a średnia w serwisie Metacritic (agregator ocen) w momencie pisania tego tekstu wynosi 66 na 100 możliwych punktów na podstawie 48 recenzji. Dziennikarze nie są zachwyceni, chociaż rozstrzał jest ogromny, bo sięga od ocen pokroju 3-4,5/10 do 8/10 (mówię tutaj o bardziej rozpoznawalnych magazynach oraz stronach).

Przede wszystkim tytułowi zarzucane jest zbyt silne wzorowanie się na zachodnich hitach pokroju Gears of War oraz Call of Duty oraz niedopasowanie mechaniki do obranej koncepcji. Poprzednie Residenty były grami wolniejszymi (do dziś śmiejemy się z niemożliwości chodzenia i strzelania) i tego typu wady nie doskwierały tak bardzo. W momencie gdy zamieniono rozgrywkę na czystą akcję pełną wybuchowych momentów z amerykańskich filmów, pojawiły się problemy z pracą kamery, sterowaniem, masą QTE (krótkich sekwencji filmowych, podczas których należy w odpowiednim czasie wcisnąć przycisk na kontrolerze) i samą mechaniką strzelania.

Sam jeszcze nie grałem w Resident Evil 6, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że cały świat po prostu chce firmie zrobić na złość. Trzeba jednak pamiętać, że wystarczy, iż kilka silnych opiniotwórczych serwisów wystawi niską ocenę, i inni pójdą ich tropem. To mogło znacząco odbić się na ostatecznej średniej.

Tak słabe recenzje oznaczają jedno: dużo niższą niż zakładana sprzedaż w momencie premiery, a to, jak wiadomo, jest najważniejsze. Gracze są oszczędni i w gorącym okresie końca roku wręcz z ulgą przyjmą myśl, że z zakupem Resident Evil 6 poczekają, aż tytuł trafi do koszyka z ceną ok. 50 zł.

To stawia kolejnego dużego japońskiego wydawcę w trudnej sytuacji. Od dawna mówi się o kryzysie tamtejszej branży gier wideo, ale to właśnie Capcom był jedną z firm, które wydawały się najszybciej odnajdywać się w rzeczywistości, w której Zachód dogonił Wschód.

Ich formuła była prosta: robimy gry pod globalny rynek, więc bierzemy pomysły z najbardziej popularnych serii. Nie sprawdziło się w przypadku Resident Evil 6. Czy kontynuacja będzie powrotem do korzeni, którego tak bardzo pragną fani? Dzisiaj trzeba sobie postawić inne pytanie: czy w ogóle będzie jakaś kontynuacja?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (0)
© Gadżetomania
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.