Jesteśmy szpiegowani i nam z tym dobrze
Pamiętacie jeszcze, że amerykańska NSA szpieguje wszystkich i wszystko w ramach PRISM? Że to samo robi brytyjska TEMPORA? Wiemy o tym od dłuższego czasu… i jakoś specjalnie się nie oburzamy. Jesteśmy szpiegowani i nam z tym dobrze.
11.08.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:32
W 1972 r. ujawnienie próby zainstalowania podsłuchu w siedzibie sztabu Partii Demokratycznej doprowadziło do rezygnacji prezydenta Nixona. Dziennikarze, którzy odkryli i nagłośnili skandal, stali się bohaterami.
W 2013 r. ujawnienie systemu podsłuchującego praktycznie wszystkich użytkowników Internetu, włącznie z czołowymi światowymi politykami, doprowadziło do absolutnie niczego. Urzędnik Edward Snowden, który upublicznił informacje, został oskarżony o zdradę. Dziennikarze skupili się na rozważaniu moralnych aspektów nagłaśniania takich informacji.
Co się stało przez te 41 lat? Dlaczego przestało nas obchodzić, że każda prywatna wiadomość, którą wysyłamy żonie czy znajomemu, jest przez kogoś przechwytywana, archiwizowana i w razie potrzeby analizowana?
Internetowi ekshibicjoniści
Może po prostu lubimy być oglądani? W Internecie każdy ma opinię na każdy temat i musi się nią podzielić, najczęściej w agresywny sposób. Co bardziej ambitni tworzą amatorskie kanały youtubowe i kreują się na publicystów, choć nie posiadają kompetencji, które uzasadniałyby, dlaczego powinni być darzeni zaufaniem. Przy tym niemal wszyscy pozwalają nam wchodzić głęboko w swe życie intymne.
Zwykli użytkownicy Youtube, dysponujący niskiej jakości kamerami i tak dalecy od profesjonalnej produkcji, jak to możliwe, publikują poradniki zakładania prezerwatyw czy depilacji okolic intymnych. Na Youtube porno jest zakazane, ale widzicie – to nie porno. To poradnik. Wystarczy zatytułować film tym magicznym słowem i możecie swobodnie pokazywać zwis męski. I wielu chętnie to robi.
Jeszcze więcej osób chętnie dzieli się nagraniami ze stosunków seksualnych w serwisach porno, gdzie jest to bezproblemowo akceptowane i gdzie nikt nie myśli o zasłanianiu twarzy. Ale to trochę inna kategoria wagowa. Nawet zupełnie „nieszkodliwi” youtuberzy, zajmującymi się modą czy grami wideo, nie stronią od opowiadania o swoich dolegliwościach zdrowotnych czy sprawach rodzinnych. Ekshibicjonizm jak się patrzy.
Internet bez zahamowań
Przed epoką Internetu takie zachowania były domeną ludzi młodych i były piętnowane – głównie przez starszych. Tradycja wyznaczała granice moralności. Internet odciął jednak starsze pokolenia od komunikacji. Seniorzy długo nie mieli tu wstępu, ich głos nie miał znaczenia. Wykształciła się więc kultura oderwana od tradycyjnych wartości, kierowana młodzieńczą impulsywnością i pozbawiona zahamowań. Mająca dobre i złe strony.
Jednocześnie w sieci istnieją mechanizmy zachęcające do ekshibicjonizmu. W mediach społecznościowych jest on nagradzany polubieniami. Na Facebooku nie ma możliwości wyrażenia krytyki inaczej niż w komentarzu, ten jednak autor treści może w mig skasować. Na Youtube komentarze i głosy można wyłączyć, odcinając się od niepochlebnych głosów, ale zachowując dostarczający satysfakcji wyznacznik popularności: liczbę wyświetleń. Skoro oglądają, to znaczy, że lubią.
Czego oczy nie widzą…
Nawet jeśli nie zaliczamy się do radosnego grona ekshibicjonistów, jesteśmy obserwowani i wiemy o tym – a przynajmniej powinniśmy o tym wiedzieć. Standardowo użytkownik sieci nie ma prywatności. Kupujemy komputer, podłączamy Internet… i jesteśmy odsłonięci. Jeśli chcemy się zasłonić, musimy się trochę wysilić.
O tym, jak chronić prywatność w sieci, już pisaliśmy – ale ile osób zdecyduje się na używanie Ghosterów, ukrywanie IP, czy nawet zaklejanie kamery internetowej? Skoro robi to Zuckerberg, to chyba warto, ale dużo z tym zachodu. Poza tym: jak niby cierpimy na szpiegowaniu?
Konsekwencji nie odczuwamy bezpośrednio, ani nawet nie zauważamy samego faktu bycia obserwowanymi. Atak hakerski, połączony z kradzieżą danych np. karty kredytowej, to całkiem inny problem. Na co dzień najwyżej dziwimy się – jeśli nie ogarniamy Google – że myśleliśmy niedawno o kupieniu roweru i akurat pojawiło się mnóstwo reklam rowerów. Co nas obchodzi, że gdzieś tam, na serwerze w USA czy Chinach, zapisany zostanie mail, który wysłaliśmy do siostry?
Nie czujemy cudzego wzroku na plecach i nie wyobrażamy sobie, jak dane mogą być wykorzystane przeciwko nam. Czy Obama będzie nas osobiście szantażował, grożąc ujawnieniem historii wyszukiwania? W rzeczywiści każda informacja może się przydać – w szerszej perspektywie.
Agencje marketingowe gromadzą dane o czasie spędzanym na stronie, żeby lepiej targetować reklamy. Rządy mogą robić to samo – targetując treści polityczne, które łatwiej kupimy. Nie widząc stojącego za zmianą retoryki zaplecza, będziemy święcie przekonani, że wreszcie politycy poszli po rozum do głowy i zaczęli mówić naszym językiem.
W Wielkiej Brytanii podsłuchiwanie prywatnych sieci wi-fi ma też pomóc w ściąganiu abonamentu RTV. Ten pomysł spotyka się z oburzeniem, bo już uderza indywidualnie po portfelach, ale gdyby dane były po prostu gromadzone, prawdopodobnie nikt by się specjalnie nie przejął.
Wszyscy szpiegują
Szpiegowanie stało się tak powszechne, że uprawia je większość z nas, choć w mniej niepokojącej formie. Zaglądamy na ściany naszych znajomych ekshibicjonistów, żeby zobaczyć, co ostatnio zjedli czy gdzie spacerowali. Nie zaznaczamy wszędzie naszej obecności, poprzez lajk czy komentarz, więc de facto obserwowany nie wie, że widzieliśmy konkretne jego zdjęcie z urodzin syna, czy że przeczytaliśmy jego osobiste wyznanie. Anonimowo bierzemy udział w cudzym życiu i traktujemy to jak normę.
Szpiegowanie nie jest niczym nowym. Jest praktycznie tak stare, jak Internet. Można powiedzieć, że dla internauty to ryzyko zawodowe, czy wręcz element codzienności. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że rozmaite informacje o nim są lub mogą być bez trudu gromadzone przez wszystkich: od znajomych, przez firmy, potencjalnych przestępców, aż po wywiady państw z całego świata. Pozostaje zadać sobie pytanie: czy powinniśmy czuć się z tym tak dobrze?