Kuloodporna husaria. Jak technologia pozwala nam przeżyć postrzał z broni palnej?
Jak zatrzymać lecący pocisk? O ile nie jesteśmy Wybrańcami, będziemy musieli wykorzystać do tego cuda współczesnej technologii. Albo wynalazek, opracowany wieki temu przez polskich husarzy.
12.05.2018 | aktual.: 12.05.2018 22:10
Rywalizacja bez końca
Pojawienie się nowego rodzaju broni prawie zawsze sprawia, że po jakimś czasie pojawia się wyposażenie, służące do jej niszczenia lub chroniące przed jej działaniem. Od dziesiątek czy nawet setek lat trwa nieustanna rywalizacja.
Coraz lepsze pancerze czołgów muszą sprostać coraz doskonalszym pociskom przeciwpancernym. Samoloty muszą mierzyć się z rakietami przeciwlotniczymi, a te z coraz bardziej wyrafinowanymi systemami zakłócania.
Ta sama rywalizacja ma miejsce również na elementarnym poziomie. Ciało człowieka kontra kula z broni palnej –wynik takiego starcia może wydawać się przesądzony, jednak ludzki geniusz i w takim przypadku znalazł niejedno ciekawe rozwiązanie. W jaki sposób możemy chronić się przed postrzałem z broni palnej?
Zbroje husarzy
Wszystko zaczęło się jeszcze w późnym średniowieczu, gdy europejscy płatnerze opanowali sztukę wykuwania dużych arkuszy stalowej blachy. Nie bez przyczyny wraz z pojawieniem się skutecznych pancerzy, niemal jednocześnie na polach bitew znalazły się koncerze czy pałasze, czyli sprzęt, którego zadaniem było skuteczne przeciskanie się przez szpary zbroi płytowej. Albo młoty czy nadziaki, wyginające pancerze w urocze wzory, zazwyczaj z ciałem użytkownika w środku.
Tym, co charakteryzowało zbroje płytowe była również stosunkowo duża odporność na ostrzał z prymitywnej broni palnej. Dobrze wiedziała o tym choćby polska husaria, która u progu swojej świetności, przygotowując się w 1561 roku do walk z Rosją, zalecała, by towarzysze husarscy mieli nie pancerze (czyli – współcześnie – kolczugi), ale właśnie zbroje płytowe, które były zakładane nie bezpośrednio na ciało, ale na grube, wielowarstwowe kaftany.
Dowodem skuteczności takiego rozwiązania są źródła, wspominające m.in. towarzysza roty husarskiej Marcina Kazanowskiego, Krzysztofa Zarzyckiego, posiadającego zbroję, której „wielce ufał i dawał do niej strzelać z półhaka” (rodzaj prymitywnego pistoletu).
Jedwabny kaftan hetmana Chodkiewicza
Jednak to nie stalowe pancerze miały okazać się – przynajmniej na pewien czas – najlepszą ochroną przed pociskami z broni palnej. Popularny pogląd, jakoby kamizelka kuloodporna była polskim wynalazkiem, jest zupełnie trafny, jednak w większości przypadków mówi się o niej w kontekście dzieł polskich wynalazców z przełomu XIX i XX wieku. Niesłusznie! Polacy wymyślili kamizelkę kuloodporną znacznie wcześniej.
Wspomnienie o nich znajdziemy w liście, jaki król Stefan Batory wysłał do Jana Chodkiewicza, późniejszego hetmana. Monarcha domaga się w nim przysłania mu rzemieślnika, znanego z tego, że wykonał „kaftan jedwabny zrobion, który jest bezpieczny i od strzelania rusznic”.
Niestety, poza tą wzmianką nie są znane żadne szczegóły, dotyczące wynalazku, jak również osoba rzemieślnika, który był w stanie wykonać jedwabny, kuloodporny kaftan. Jest to jednak dość jasna poszlaka, że początku nowoczesnych kamizelek kuloodpornych warto szukać dobre 200 lat wcześniej, niż wskazują encyklopedyczne notki.
Polacy wynajdują kamizelkę kuloodporną
Znacznie lepiej znane są wynalazki dwóch innych Polaków, działających niezależnie Jana Szczepanika Kazimierza Żeglenia, powszechnie uznawanych za twórców kamizelki kuloodpornej.
Ten pierwszy – nazywany nie bez powodu polskim Edisonem – ma na koncie kilkaset patentów i kilkadziesiąt wynalezionych urządzeń, w tym teletroskop, czyli protoplastę współczesnej telewizji. Wśród wynalazków Szczepanika znalazła się również kamizelka kuloodporna, składająca się z ciasno sprasowanych warstw jedwabiu, połączonych z cienką blachą.
Kamizelka Jana Szczepanika ochroniła w 1902 roku przed zamachem króla Hiszpanii Alfonsa XIII, który nagrodził polskiego wynalazcę. Order państwowy chciał mu przyznać również car Mikołaj II, ale Szczepanik odmówił przyjęcia wyróżnienia z rąk zaborcy (zamiast orderu przyjął jednak zegarek).
Drugi wynalazca polskiego pochodzenia, to ksiądz Kazimierz Żegleń, proboszcz parafii Św. Stanisława w Chicago. Przerażony falą bandytyzmu na ulicach amerykańskich miast, a przede wszystkim zamachem na swojego przyjaciela, burmistrza Chicago, Żegleń poświęcił się opracowaniu skutecznej kamizelki kuloodpornej.
Udało mu się to osiągnąć za pomocą warstw jedwabiu, połączonych niesprecyzowanym spoiwem, które zapewniało całości elastyczność i odporność. Wynalazek Żeglenia został opatentowany w 1897 roku.
Pancerz Neda Kelly’ego
Zanim Polacy podarowali światu nowoczesne kamizelki kuloodporne, w użyciu były inne rozwiązania, które – choć niezbyt wygodne – również dowiodły swojej skuteczności. Do legendy przeszło wyposażenie, jakim dysponował australijski bandyta, Ned Kelly.
Trudniący się rozbojem i napadami na banki Kelly przeszedł do legendy jako ktoś w rodzaju Janosika czy Robin Hooda – jako bandyta, który dla rozboju znalazł usprawiedliwienie w postaci walki z brytyjską dominacją nad Australią.
Proceder ten ułatwiała Kelly’emu i jego bandzie nietypowa zbroja. Wykonany z części maszyn rolniczych pancerz ważył imponujące 44 kilogramy (Kelly słynął z wyjątkowej siły), czyli dwukrotnie więcej, niż rycerska zbroja płytowa. W praktyce okazał się całkiem skuteczny, robiąc z Neda Kelly’ego coś w rodzaju stempunkowego Robocopa i zapewniając bandycie podczas strzelanin niemal całkowitą kuloodporność.
Niemal, bo osłaniając korpus, głowę i ramiona, nie osłaniał nóg. W czasie jednej ze strzelanin wykorzystali to policjanci, którzy po wielokrotnym postrzeleniu Neda Kelly’ego w nogi zdołali go w końcu pojmać i w 1880 roku – mimo masowych protestów i dziesiątek tysięcy podpisów, zebranych w obronie przestępcy – powiesić.
Pancerze pierwszej wojny światowej
To samo rozwiązanie zastosowano niedługo później w innej części świata - w sieci bez trudu znajdziemy zdjęcia żołnierzy z I wojny światowej, ubranych, jakby wyruszali nie na nowoczesny konflikt zbrojny, ale na kolejną krucjatę czy oblężenie jakiejś średniowiecznej twierdzy.
Zanim w wojsku przyjęły się nowoczesne kamizelki kuloodporne, żołnierze chronili się, jak mogli – za pancernymi tarczami, pancerzami, przypominającymi zbroje płytowe albo łuskową, „smoczą zbroję” husarii, karacenę. Tworzono nawet wyspecjalizowane zbroje dla wartowników, albo pancerze przeznaczone do walki wręcz w okopach.
Zachowane zdjęcia z tamtego okresu pokazują wyjątkową pomysłowość twórców pancerzy – w końcu jeśli coś wydaje się głupie, ale działa, to znaczy, że wcale nie jest głupie.
Skuteczność tych osłon była jednak dyskusyjna – nawet, jeśli w jakimś stopniu chroniły przed odłamkami lub słabszymi pociskami (albo wystrzelonymi z większej odległości) to były bardzo ciężkie i krępowały ruchy. Sądząc po tym, że pozostały jedynie ciekawostką można przyjąć, że suma wad przewyższała ewentualne korzyści.
Nowoczesne kamizelki kuloodporne
Sytuacja ta utrzymywała się w czasie kolejnych wojen. Próbowano w różny sposób opancerzać żołnierzy, ale bez większego powodzenia. Przełom nastąpił dopiero w czasie wojny wietnamskiej, gdy do pracy zaprzęgnięto statystykę. Okazało się, że aby skutecznie chronić życie wcale nie trzeba zbroi, która zatrzyma pocisk karabinowy – ta byłaby zbyt ciężka i niepraktyczna.
Równie wielkim zagrożeniem okazały się bowiem różne odłamki o niewielkiej energii, które można było stosunkowo łatwo zatrzymać np. wielowarstwowym materiałem.
Kolejny przełom nastąpił również za sprawą naukowca, tym razem nie bezpośrednio z Polski, ale polskiego pochodzenia. Pracująca w koncernie DuPont Stephanie Kwolek wynalazła bowiem syntetyczne włókno kevlarowe, które charakteryzowało się świetnym stosunkiem masy do wytrzymałości i było idealnym materiałem do produkcji skutecznych kamizelek kuloodpornych.
Z czasem zaczęto łączyć Kevlar ze wstawkami różnego typu – od stalowych, poprzez kompozytowe po ceramiczne. To rozwiązanie w zakresie osłon balistycznych ciągle ewoluuje – zmienia się kształt kamizelek, a doświadczenia kolejnych konfliktów sprawiają, że żołnierze są chronieni coraz lepiej.
Warto przy tym pamiętać, że Kevlar to nazwa nylonu balistycznego, produkowanego przez firmę DuPont, a włókno o zbliżonych właściwościach jest produkowane przez wiele innych przedsiębiorstw pod różnymi nazwami. Warty wspomnienia jest m.in. polski polamid, lepiej od Kevlaru pochłaniający energię balistyczną.
Zobacz także