Latający skuter Flike. Proszę, weźcie moje pieniądze!
Zapomnijcie o rowerach, autonomicznych samochodach, a nawet o latających deskorolkach. Oto spełnienie naszych marzeń: osobisty wielowirnikowiec Flike. Latanie proste jak jazda skuterem!
16.07.2015 | aktual.: 10.03.2022 10:11
Załogowy dron, czyli obraza logiki
Jeśli „załogowy dron” zazgrzytał u Was tak, jakby w przekładnię wirnika sypnąć piaskiem i tłuczonym szkłem, to nie jesteście sami. Nazywanie w polskich mediach dronami wszystkiego, co lata i nie ma na pokładzie pilota to paskudne uproszczenie.
Zniknęły w słowie pisanym i mówionym zdalnie sterowane modele, spadły z nieba śmigłowce RC, za to byle zabawka, sprzedawana w sklepie z owadem za kilkadziesiąt złotych nosi dumnie nazwę drona, jakby była co najmniej jakimś Reaperem polującym na talibów.
Nic jednak nie poradzę na to, że gdy w Sieci pojawiły się pierwsze informacje na temat latającej machiny o nazwie Flike, „internety” bez skrępowania nazwały ją załogowym dronem. Bez sensu? Pewnie, że bez sensu, ale za to wszyscy wiedzą, o co chodzi.
Dość już jednak tych narzekań, bo o terminologii można snuć długie i raczej jałowe dysputy. Skupmy się za to na sprzęcie, który wydaje się spełnieniem marzeń o osobistym wielowirnikowcu.
FLIKE - Welcome Reality
Flike nazywany jest przez swoich twórców z firmy Bay Zoltán Nonprofit Ltd „pierwszym załogowym trikopterem”. Ważąca 210 kilogramów maszyna została wyposażona w trzy wirniki, napędzane przez sześć silników elektrycznych, a przenoszone przez Flike akumulatory mają zapewnić pół godziny lotu.
Pierwszy lot, a właściwie próbne oderwanie się od ziemi nastąpił po zaledwie półrocznym rozwoju tej konstrukcji, co wydaje się całkiem niezłym tempem. Choć prototyp mocno odbiega wyglądem od docelowego sprzętu, już teraz wzbudza powszechny entuzjazm.
FLIKE Controlled Flight
Nic dziwnego – producenci deklarują łatwość pilotażu, wspomaganego przez oprogramowanie, które zadba o to, by reagować np., na przechyły maszyny lub wychylenia pilota. Flike zapowiada się zatem obiecująco, choć marzenia o lataniu mogą zostać łatwo pogrzebane przez przepisy. Wszystko zależy od tego, jak w przyszłości zostanie zaklasyfikowany ten sprzęt.
Osobiste wielowirnikowce
Warto przy tym zauważyć, że oferta takich maszyn powoli się powiększa, a kolejne konstrukcje wydają się coraz lepiej dopracowane. Kilka lat temu sensacją był wielowirnikowiec, wyglądający jak szatkownica dla pilota.
World's first manned flight with an electric multicopter
Jak widać na filmie, machina pozwalała na kontrolowany lot, ale szczerze mówiąc raczej nie czułbym się pewnie siedząc wśród rozpędzonych wirników. Z problemem odsłoniętego wirnika całkiem nieźle poradził sobie pokazany przed rokiem Aero-X, który wywołał wśród fanów technologii spore poruszenie.
Tandem-Duct Aerial Demonstrator
Jeszcze ciekawiej zapowiada się Hoverbike, który zainteresował amerykańską armię i ma zapewnić powietrzny transport dla dwójki żołnierzy.
P2 Hoverbike Test Flight
Najważniejsza zaleta: idiotoodporność
Podobne machiny nie są jednak nowością – mniej lub bardziej udane, osobiste wielowirnikowce powstawały od lat, jednak żadna z takich maszyn nie zdobyła większej popularności. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Wszystko sprowadza się do awioniki. O ile sterowanie modelami RC wymaga niemałej wprawy, podobnie jak ambitniejsze wykorzystanie dronów, to wiele wielowirnikowców może działać w trybie prawie idiotoodpornym. Oprogramowanie jest w stanie kompensować błędy użytkownika albo reagować na nagłe podmuchy wiatru, udostępniając tę kategorię sprzętu również osobom bez żadnego przygotowania i predyspozycji.
W tym właśnie widzę szansę dla takiej maszyny – zamiast długotrwałego szkolenia i mozolnego doskonalenia umiejętności wystarczy oprogramowanie, które będzie skutecznie stabilizowało Flike w locie i utrudni użytkownikowi zdobycie nagrody Darwina. Utrudni, bo uniemożliwić chyba jednak nie ma szans – zawsze znajdzie się geniusz, który stwierdzi „Ja nie polecę? Potrzymaj piwo!”