Magiczna maseczka kosmetyczno-lecznicza z LEDami

Magiczna maseczka kosmetyczno-lecznicza z LEDami

Magiczna maseczka kosmetyczno-lecznicza z LEDami
Katarzyna Kieś
27.04.2010 23:00, aktualizacja: 11.03.2022 15:18

Tak oto wygląda połączenie najnowszej technologii oświetleniowej oraz odkryć NASA o wpływie światła na ludzki organizm z tradycyjną kosmetologią i medycyną naturalną.

I jeśli sądzicie, że jest to tylko zwyczajna, aczkolwiek wyglądająca jak rodem z rzeczywistości a la Matrix, maseczka, którą stworzono, by zaspokoić potrzeby rozkapryszonych przedstawicielek płci pięknej, to jesteście w grubym błędzie.

Zadaniem diod LED jest coś więcej niż tylko miłe zmysłom naświetlanie skóry.

Tak oto wygląda połączenie najnowszej technologii oświetleniowej oraz odkryć NASA o wpływie światła na ludzki organizm z tradycyjną kosmetologią i medycyną naturalną.

I jeśli sądzicie, że jest to tylko zwyczajna, aczkolwiek wyglądająca jak rodem z rzeczywistości a la Matrix, maseczka, którą stworzono, by zaspokoić potrzeby rozkapryszonych przedstawicielek płci pięknej, to jesteście w grubym błędzie.

Zadaniem diod LED jest coś więcej niż tylko miłe zmysłom naświetlanie skóry.

LEDy wmontowane w maseczkę emitują czerwone światło widzialne i promienie w bliskiej podczerwieni, nie nagrzewając jednocześnie oświetlanej powierzchni. Widzialne pasmo emitowane przez LEDy jest ponoć trzykrotnie jaśniejsze niżeli to, które widzimy w zwyczajnym świetle dziennym.  Co więcej - maleńkie diody LED pozwalają na precyzyjne i punktowe oświetlenie twarzy, a to umożliwia przeprowadzanie niejako stargetowanych seansów naświetleniowych.

Wprawdzie wygląd maseczki może wywoływać skojarzenia daleko odbiegające od zaciszy gabinetów kosmetycznych, ale skuteczność LEDowego cudeńka jest ponoć nie do podważenia. Urządzenie stosuje John Tsagaris - jeden z najbardziej oryginalnych, znanych londyńskich praktyków medycyny alternatywnej. Posiada on dyplom lekarza, specjalizuje się w medycynie chińskiej, ukończył również podyplomowe studia z zakresu chorób skóry i kosmetyki. John Tsagaris twierdzi, że przykrycie twarzy magiczną maseczką na 25 minut zwiększa potencjał energetyczny komórek skóry, wpływając bezpośrednio na pracę komórkowych centrów energii zlokalizowanych w mitochondriach. Przyrównuje też procesy zachodzące dzięki maseczce do fotosyntezy - z tą różnicą, że światło emitowane przez LEDowe cudo technologiczne nie służy tutaj do wytworzenia tlenu i składników odżywczych, ale do uaktywnienia procesów gojenia i do zatrzymania procesów starzenia. Jak to możliwe? Ponieważ światło czerwone dociera do głębiej położonych poziomów skóry i aktywuje żywe warstwy do produkcji kolagenu.

I na tym polega wyższość magicznej maseczki nad lampami leczniczymi, w których wykorzystuje się inne rodzaje kolorów. Np. niebieskie LEDy wykorzystywane są w leczeniu trądziku i trądziku różowatego - są to zmiany powierzchniowe. Czerwone widmo dociera zaś do samych podstaw ludzkiego, tkankowego płaszcza ochronnego.

Co na to użytkownicy magicznej maseczki (piszę użytkownicy, ponieważ produkt działa tak samo dobrze na panie jak i na panów)? Z badań przeprowadzonych w Ameryce wynika, iż zanotowano zmniejszenie ilości zmarszczek głębokich i mimicznych oraz zdecydowaną poprawę wyglądu skóry u osób, które cierpiały na rumień. Zmniejszyły się też objawy fotostarzenia, a ci, którzy narzekali na nierówną pigmentację naskórka, mogli po naświetlaniach LEDową maseczką cieszyć się rozjaśnioną i świeżą cerą.

Nie byłabym kobietą, gdyby nie ciekawiłoby mnie działanie tego kosmetycznego cudeńka. Pewnie zalazłabym co najmniej dziesięć powodów, dla których warto byłoby sprawdzić, czy LEDowa maseczka zasługuje na miano magicznej. Ciekawe więc, kiedy to technologiczne cudo przywędruje z Wysp do rodzimych gabinetów kosmetycznych?

Źródło: Gizmodiva

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)