Nie idź tam, bo gwałcą! Policja ostrzega w Sieci, a serial pokazuje, dlaczego to zły pomysł
Internetowa, policyjna mapa gwałtów pokaże, w których okolicach jest szczególnie niebezpiecznie. Łatwiej będzie uniknąć zagrożenia, ale ten pomysł maskuje problem, zamiast go rozwiązywać.
06.01.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:55
Policja ostrzega, gdzie lepiej nie chodzić
Ministerstwo Sprawiedliwości pracuje nad projektem Ustawy o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym. Poza przewidzianym w ustawie, publicznie dostępnym rejestrem pedofilów, projekt (w artykule 24) przewiduje tworzenie przez policję mapy zagrożeń przestępstwami na tle seksualnym, która ma być udostępniana na stronie Komendy Głównej Policji.
Gdy usłyszałem o tym po raz pierwszy, pomyślałem, że to bardzo dobry pomysł, zwłaszcza, gdyby udało się go połączyć z nawigacją w smartfonie. Niemal w każdym mieście zdarzają się ulice czy nawet całe dzielnice, okryte złą sławą. Nie zawsze ma ona uzasadnienie, nieraz jest jedynie efektem jakichś starych legend czy wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat, ale gdybym był kobietą i znalazł się sam w obcym mieście, to wolałbym, aby nawigacja poprowadziła mnie możliwie bezpieczną trasą.
Sądzę, że podobnie myśli większość z nas i dotyczy to nie tylko przestępstw seksualnych, ale również wszelkich napaści, kradzieży czy pobić – mając wybór wolelibyśmy wiedzieć, które okolice lepiej omijać szerokim łukiem. Z tego punktu widzenia warto przyklasnąć pomysłowi policji, jednak po chwili naszła mnie refleksja: czy aby na pewno jest to dobry pomysł?
„Żona idealna” – serial pyta o technologie
Kilka razy pisałem już o serialu „Żona idealna”, który moim zdaniem jest najlepszym serialem o współczesnych technologiach. Pod pozorem niezbyt ekscytującej opowieści o karierze i życiu osobistym pewnej prawniczki w niemal każdym odcinku dostajemy prezentację czegoś bardzo na czasie ze świata technologii – druku 3D, odpowiedzialności za działania dronów, działania algorytmów wyszukiwarek czy sposobu podejmowania decyzji przez autonomiczne samochody.
Lista jest długa i w praktyce daje przegląd tego, co aktualnie w świecie technologii ważne, przyszłościowe albo z jakiegoś powodu – jak bitcoin czy DeepWeb – kontrowersyjne.
Fakt, że część serialu toczy się na sali sądowej jest tu wyjątkowym atutem. Ławnicy czy sędzia są zwykłymi ludźmi – oni również chcą zrozumieć, jak działają technologie, którymi przyszło się im zajmować. Padają zatem pytania, eksperci wyjaśniają, prawnicy szukają dziury w całym, a wszystko to razem sprawia, że widz po obejrzeniu serialu zupełnie mimowolnie zdobywa wiedzę o technologiach, na które w innych okolicznościach nie zwróciłby uwagi.
Dlaczego jednak wspominam o tym serialu? Chodzi o jeden z ostatnich odcinków, w którym – obok działania algorytmu rozpoznającego zdjęcia – pojawił się wątek automatycznie tworzonej mapy zagrożeń. Właścicielka knajpki usiłowała dowieść przed sądem, że uznanie jej okolicy za niebezpieczną spowodowało odpływ klientów, choć okolica wcale niebezpieczna nie była, a poczucie zagrożenia wynikało z uprzedzeń rasowych użytkowników usługi.
Samospełniająca się przepowiednia
Ta właśnie sytuacja skojarzyła mi się z policyjnymi planami tworzenia mapy zagrożeń. Jak wspomniałem wcześniej – ten pomysł ma liczne zalety i niewykluczone, że pozwoli wielu osobom uniknąć niebezpiecznych sytuacji.
Jest jednak druga strona medalu: zastanawiam się, czy tworzenie takiej mapy, popartej autorytetem policji, nie pogorszy tylko sytuacji. Nie spowoduje odpływu zwykłych, przypadkowych przechodniów, którym w innych okolicznościach do głowy by nie przyszło, że wkraczają na niebezpieczny teren.
Mniej przechodniów i przypadkowych ludzi z zewnątrz nie dość, że wyludni okolicę to – paradoksalnie – może rzeczywiście sprawić, że stanie się ona bardziej niebezpieczna. To jak samospełniająca się przepowiednia: mniej ludzi to mniej świadków, mniej świadków to więcej okazji do przestępstw. Czyli np. częstsze włamania, skutkujące z czasem zamykaniem sklepów i dalszej degradacji okolicy.
Zwalczanie skutków, a nie przyczyn
Mam wrażenie, że tworzenie takich map oswaja problem, zamiast go zwalczać. Jeśli jakaś okolica rzeczywiście jest niebezpieczna z powodu czujących się bezkarnie szumowin, to należy skierować tam więcej patroli (a może więcej pracowników socjalnych?) i zlikwidować patologię, a nie mówić mieszkańcom „tam lepiej nie chodźcie, bo tam gwałcą”. Takie podejście jest kapitulacją, oddaniem skrawka publicznej przestrzeni przestępcom i tworzeniem jakiegoś rezerwatu bezprawia.
Z takiego punktu widzenia policyjna mapa, choć stworzona w dobrym celu, wydaje mi się wyjątkowo złym pomysłem. Już widzę te pytania: „dlaczego pani tam szła, przecież wiedziała pani, że tam jest niebezpiecznie”. Jeszcze łatwiej będzie rozmyć odpowiedzialność i prosty fakt, że winny jest gwałciciel, a nie jego ofiara.
To mniej więcej tak, jakby drogowcy, zamiast załatać dziurę w jezdni ogrodzili ją barierkami i udawali, że wszystko jest w porządku. Nie jest. Warto ostrzegać przed zagrożeniem, ale jeszcze lepiej likwidować je, zanim komukolwiek stanie się coś złego.