Nowojorska premiera Windowsa 8. Jak Microsoft przekonuje do nowego systemu?
Miesiące oczekiwania, wielkie nadzieje, przecieki, oficjalne informacje… i w końcu jest! Zorganizowana w Nowym Jorku premiera nowego systemu Microsoftu ma przekonać ostatnich wątpiących, że warto kupić Windowsa 8. Czym Microsoft ma zamiar od jutra podbijać technologiczny świat?
25.10.2012 | aktual.: 10.03.2022 12:47
Miesiące oczekiwania, wielkie nadzieje, przecieki, oficjalne informacje… i w końcu jest! Zorganizowana w Nowym Jorku premiera nowego systemu Microsoftu ma przekonać ostatnich wątpiących, że warto kupić Windowsa 8. Czym Microsoft ma zamiar od jutra podbijać technologiczny świat?
Będę marudził, będę malkontentem, będę podcinał gałąź, na której wygodnie się rozsiadłem. Już na samym początku przyznam, że nie rozumiem gorączki, jaka zapanowała w Sieci z powodu oficjalnej premiery Windowsa 8. ZUS nie zacznie od tego działać skuteczniej, dzieci w Afryce nie przestaną głodować, a nasze komputery i sprzęt mobilny nie przestaną być jedynie tępymi maszynami, które marketingowcy za wszelką cenę chcą ubrać w szaty naszych przyjaciół i powierników. No ale… do rzeczy.
Zobacz także
Konferencję rozpoczął swoim wystąpieniem Steven Sinofsky. Jak przystało na drugiego po Bogu, Steven mówił długo i z profesjonalnym entuzjazmem (Steve, czy ty czytasz z promptera?). Nawiązał do Windowsa 95, pochwalił sukces siódemki i zareklamował chmurę Microsoftu, gładko przechodząc do najmłodszego dziecka firmy z Redmond.
Jak stwierdził, wersje testowe systemu zostały zainstalowane 60 mln razy, co przełożyło się na 1,4 mld godzin testów (więc nie będzie żadnych bugów, dziur i niedoróbek, prawda?), a Windows 8 ma trafić do miliarda użytkowników, czyli pokonać Windowsa 7 sprzedanego w 670 mln kopii.
Steven omówił również Windowsa RT, na którym nie będą działać aplikacje z Windowsa 7, za to uruchomimy na nim wszystko, co znajduje się w Windows Store. I, wzorem Apple’a, tylko to, dzięki czemu nasze urządzenia po latach będą działały, jakby były prosto ze sklepu. Czyli – wybaczcie językowi puryści – magiczna sztuczka pod tytułem „jak fakap przerobić w ficzer”.
Po Stevenie wystąpili Julie Larson-Green i Mike Angiulo, prezentując całą plejadę urządzeń. Dla każdego znalazło się coś miłego. Był Windows Phone, były tablety, wśród których nie zabrakło Surface'a, komputery all-in-one i ultrabooki (świetna obsługa za pomocą touchpada!). Ta część przypominała bardziej prezentację sprzętu niż oprogramowania, choć nie brakowało zabawy interfejsem Modern UI. Poza tym wspomniano m.in. o znanej od dawna, ale wartej uwagi funkcji connected standby (mimo przejścia sprzętu w tryb czuwania Windows pobiera w tle aktualizacje).
Kolejną część prezentacji poprowadził sam Steve Ballmer. CEO zaakcentował integrację z Bingiem i chmurą, opowiedział o możliwościach IE10, ekranu dotykowego i rozrywkowych funkcjach nowego systemu. Ballmer wspomniał jeszcze o telefonach pracujących pod kontrolą Windowsa i... zszedł ze sceny, co zakończyło prezentację.
Było krótko, ja się rozczarowałem; w gruncie rzeczy nie pokazano niczego nowego. Nie dajmy sobie wmówić, że premiera była jakimś wyjątkowo istotnym wydarzeniem – podsumowała to, o czym wiedzieliśmy od dawna (np. z testu Windowsa 8 przeprowadzonego przez Jacka). Czwórka prelegentów powtarzała znane informacje i pokazała po raz kolejny to, co każdy zainteresowany miał okazję zobaczyć już parę razy (prezentację możecie obejrzeć na tej stronie).
Nie zmienia to faktu, że na rozpoczęcie sprzedaży Windowsa 8 czekam z niecierpliwością, a Microsoft przygotował interesującą propozycję dla wszystkich, którzy chcieliby uaktualnić swój system. Jeśli kupiliście laptopa z Windowsem przed 2 czerwca, aktualizacja będzie kosztować od 129 do 249 zł. Dla osób, które kupiły komputer po tym terminie, przygotowano jeszcze lepszą ofertę - 69 zł za aktualizację, a więc ceny wydają się bardziej niż przystępne. Macie zamiar skorzystać?