Od KKI.net.pl do Gmaila i Yandeksu. Jak moje maile opowiadają historię Internetu?
Zastanawialiście się kiedyś, jaką historię opowiadają Wasze maile? Kiedy wysłaliście pierwszą wiadomość, jaki jest najstarszy mail w Waszej skrzynce i z jakich usług pocztowych korzystaliście? Próba przypomnienia sobie tych rzeczy przerodziła się u mnie w małą podróż w czasie i stała się okazją do refleksji, że ewolucja poczty świetnie ilustruje to, jak zmienił się Internet.
31.07.2014 | aktual.: 31.07.2014 09:22
Jaką pojemność mają nasze skrzynki pocztowe? Przypuszczam, że wielu z nas nie zaprząta sobie tym głowy. Z maila po prostu się korzysta, a dostawcy usług dobierają zazwyczaj takie parametry skrzynek, że – poza nielicznymi wyjątkami – typowy użytkownik nie musi się przejmować objętością maili. Normą są konta wielogigabajtowe albo z deklarowaną przez dostawcę, nieograniczoną powierzchnią.
@kki.net.pl
Moja pierwsza skrzynka pocztowa powstała na serwerze KKI. Adres miał formę login@kki.net.pl, usługa była darmowa i oferowała imponującą pojemność 3 MB. Dodatkowe 3 megabajty były przeznaczone na stronę WWW.
Choć swoją pionierską epokę polski Internet miał już za sobą, był to czas, w którym dopiero powstawały pierwsze usługi w postaci choć trochę zbliżonej do tego, co znamy współcześnie. Prekursorem był Polbox, który na przełomie 1996 i 1997 roku udostępnił, jako pierwszy w Polsce, darmowe konta pocztowe, a niedługo później usługę hostingową, pozwalającą na publikację strony WWW.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to dzięki Polboksowi Polacy śmielej wkroczyli do Sieci. Dzięki darmowym kontom Polboksu (w szczytowym okresie było to ponad 200 tys. kont mailowych i ponad 40 tys. stron WWW) w Internecie zaroiło się od stron, pisanych znak po znaku w Notatniku lub edytorze tekstowym, jak słynny przed laty, polski Pajączek.
Alternatywą dla niego był wówczas udostępniany przez Microsoft edytor WYSYWIG o nazwie FrontPage, generujący kod, który wypalał oczy i obrażał każdą przeglądarkę. Trudne do przecenienia znaczenie dla rozwoju polskich stron WWW miał również kurs HTML, opracowany i udostępniony przez pracującego wówczas w redakcji PCkuriera Pawła Wimmera, który w jednym z wywiadów wspomina:
Paweł Wimmer:
Brakowało wtedy podręczników, istniała tylko dość trudna książeczka W. Macewicza, online nie było praktycznie żadnych polskich materiałów. Ściągnąłem sobie z Sandia Laboratory ówczesną specyfikację HTML i zacząłem żmudne przebijanie się przez zawiłości języka. (...) swoją walkę z językiem zacząłem dokumentować w notatkach, które postanowiłem upublicznić. 1 czerwca 1996 pojawiła się pierwsza wersja kursu, (...)
@space.pl
Lepsze jest wrogiem dobrego, co w przypadku poczty oznaczało dla mnie migrację na Space.pl. Był to serwis twórców O2, istniejący obok działającego do dzisiaj portalu i oferujący oszałamiającą pojemność 15 MB oraz fora dyskusyjne. O czym wtedy rozmawiano?
Pamiętam, że obok właściwego adresu używałem wówczas również aliasów. Była to epoka wielkiej popularności IRC-a, więc jeden z nich korzystał z domeny Irc.pl, a drugi – będący przedmiotem wielkiej dumy – z Microsux.com albo org. No cóż, niechęć do Microsoftu była wówczas wyjątkowo modna i równie powszechna, jak deklarowana niczym wyznanie wiary nienawiść do Telekomunikacji.
Nienawiść trochę irracjonalna, bo choć poziom usług ówczesnego dominującego operatora był - z dzisiejszej perspektywy - poniżej krytyki, to jednak numer 0202122 stał się powszechnie dostępną przepustką do Internetu. Podobnie, jak wprowadzony niedługo później obiekt marzeń w postaci stałego łącza SDI, zapewniającego transfer 115 kb/s (o ile nikt nie podniósł słuchawki telefonu - wtedy prędkość połączenia spadała o połowę). W wielu przypadkach to wystarczało, by - łamiąc warunki umowy - z takiego łącza korzystały całe, sąsiedzkie sieci.
Kury - Telekomunikacja
Trzeba przyznać, że tamte monopole wydają się – z perspektywy działań Google’a i Facebooka – szalenie poczciwe, niewinne i niegroźne.
Przełom wieków był zarazem czasem burzliwego rozwoju polskiej Sieci. Bańka dotcomów trzeszczała właśnie przed efektowną eksplozją, istotnym elementem internetowej tożsamości był tzw. UIN, identyfikujący w komunikatorze ICQ, a Łukasz Foltyn tworzył właśnie Gadu Gadu, będące początkowo aplikacją do SMS-ów..
Zwiększyła się również dostępność usług pocztowych – poza Polboksem, KKI i Onetem pojawiły się Space, O2, Box43.Gnet.pl i poczta oferowana przez resztę portali horyzontalnych. Alternatywą dla nich były takie, międzynarodowe serwisy jak Hotmail, Yahoo!, BigFoot czy CoolMail, oferujący maila dla osób bez dostępu do Internetu – nowe wiadomości można było odsłuchać podczas rozmowy telefonicznej. A polskie portale reklamowały się tak:
Kayah Arena.pl
@o2.pl
Niedługo później poczta na Space.pl przestałą działać, co zmusiło mnie do przesiadki na kolejne, darmowe konto. Naturalnym wyborem był O2, oferujący 20 megabajtów na maile. Przeskok jakościowy był widoczny – O2 nie tylko oferował więcej miejsca, ale pozwalał również na obsługę poczty z poziomu przeglądarki. Treści reklamowe, dołączane do maili czy niezliczone reklamy trafiające do skrzynki nie wywoływały wówczas emocji – były czymś naturalnym.
Poczta na O2 służyła mi długo i – poza dużą ilością wiadomości reklamowych – zapisała się w pamięci raczej pozytywnie. Podobnie jak niekończące się eksperymenty z niezliczonymi klientami poczty, testowanymi w poszukiwaniu ideału. Pegasus Mail, Eudora, różne Outlooki, Thunderbird, Sylpheed (kapitalny dla minimalistów) czy w końcu The Bat, który towarzyszy mi do dzisiaj.
@gmail.com
Godnym następcą O2 okazał się w moim przypadku dopiero Gmail, dostępny początkowo tylko za zaproszeniem. W 2005 roku Gmail wydawał się pocztą idealną. Wprawdzie nie miał polskiego interfejsu, ale nie dość, że oferował gigantyczną pojemność konta, które niemal rosło w oczach za sprawą przesuwających się na stronie cyfr, to do tego działała magia marki.
Nazwa Google kojarzyła się wówczas znacznie lepiej, niż obecnie. Dobra wyszukiwarka oraz uruchamiane sukcesywnie kolejne, przydatne usługi były tym, na co czekały miliony ludzi. W połowie dekady firma z Mountain View wciąż kojarzyła się raczej z przyjaznym startupem, któremu się udało, niż z nienasyconą bestią, żywiącą się danymi i wyskakującą na nas z lodówki.
Z czasem zaczęło się to zmieniać, a konto pocztowe zostało przekształcone w kluczowy element ekosystemu usług Google’a. Niezależnie od tego, co sądzimy o działaniach tej firmy, jednego nie można jej odmówić – to wygodne rozwiązanie.
@yandex.ru
Po latach wartą uwagi alternatywą dla propozycji Google’a stały się usługi Microsoftu, do których przepustką okazał się login poczty Hotmail, a następnie – od niedawna – Outlook. Trzeba przyznać, że od kiedy Microsoft unowocześnił wygląd swoich usług i zintegrował je z Office’em, Gmail zyskał groźnego konkurenta. Dlaczego zatem po tych wszystkich latach zdecydowałem się na poszukiwanie czegoś jeszcze innego?
Przyczyny były dwie. Jedna z nich to – może nieco naiwna – próba opóźnienia sytuacji, w której całość danych, związanych z moją aktywnością w Sieci stanowi własność jednej firmy. Trochę wie Google, trochę Microsoft i trochę Yandex, a całość znają jedynie znudzeni stażyści z NSA.
Druga przyczyna była bardziej praktyczna: od lat korzystam z poczty we własnej domenie, a rosyjski serwis oferuje nielimitowaną wielkość skrzynek i darmową obsługę zewnętrznych adresów, za co Google od lat, a Microsoft od niedawna, każą sobie płacić. Yandex to – na razie – koniec tej opowieści, choć zapewne z czasem pojawią się w niej nowe rozdziały.
Historia pisana mailami
Można ją potraktować jak zwykły wykaz kolejnych dostawców poczty, jednak sądzę, że to zarazem niezła ilustracja do tego, jak zmienia się w Polsce Internet i sposób, w jaki z niego korzystamy. Każda zmiana serwisu pocztowego to jakiś kamień milowy w rozwoju rynku – lokalni usługodawcy ustępują przed dużymi portalami, te tracą na rzecz firm działających globalnie, a największe, światowe korporacje okazują się – w określonych niszach – mniej atrakcyjne od na pozór egzotycznych konkurentów.
Podobną opowieść moglibyśmy zapewne prześledzić również w innych przypadkach, wspominając używane komunikatory, serwisy społecznościowe czy choćby źródła codziennych informacji.
Zostańmy jednak przy poczcie – jak wygląda Wasza historia? Gdzie założyliście pierwsze konto? Jaką datę ma najstarszy mail w skrzynce? Korzystacie od lat z jednego dostawcy usług, czy może często go zmieniacie? Może trzymacie pocztę na własnym serwerze? A może nie przywiązujecie do tego wagi, bo uważacie, że e-mail to przeżytek?