Ogrzewanie elektryczne. Jakie są jego koszty?
Ogrzewanie elektryczne jest w Polsce rzadko wybierane jako główne źródło ciepła dla budynków mieszkalnych. Dość często wykorzystujemy je jednak jako uzupełnienie dla innych rozwiązań. Mówi się, że grzanie prądem jest drogie. Jednak wcale nie musi tak być.
21.10.2022 | aktual.: 22.10.2022 10:08
Ogrzewanie elektryczne w Polsce jest dość niszowym rozwiązaniem, jeśli mowa o podstawowym źródle ciepła. Z Rankingu Jakości Ogrzewania za sezon 2021/2022 opracowanego przez Heat Decor możemy się dowiedzieć, że ok. ośmiu procent Polaków ogrzewa swoje domy przede wszystkim prądem. To nieco więcej niż w przypadku Niemiec, gdzie odsetek ten wynosi ok. pięciu procent, ale znacznie mniej niż w Norwegii, gdzie z takiej technologii korzysta ponad połowa budynków.
W naszym kraju częściej można spotkać się z wykorzystaniem elektrycznych źródeł ciepła jako dodatkowych urządzeń grzewczych w budynku. Pomagają one przetrwać w komforcie czas, gdy temperatury na zewnątrz spadają, a ogrzewanie bloków jeszcze nie zostało uruchomione.
Farelka - koszty ogrzewania
Koszty ogrzewania energią elektryczną są różne w zależności od wykorzystywanej technologii. Podstawowym urządzeniem, z którym kojarzy nam się ogrzewanie elektryczne, jest termowentylator, czyli farelka.
Tego typu urządzenie działa w bardzo prosty sposób - grzałka rozgrzewa się, a wentylator wydmuchuje ciepłe powietrze na zewnątrz. Dzięki temu temperatura w pomieszczeniu wzrasta bardzo szybko, ale równie szybko ciepłe powietrze unosi się pod sufit, przez co spada efektywność ogrzewania.
Termowentylatory zazwyczaj mają moc ok. 2000 W. Oznacza to, że godzina eksploatacji takiego urządzenia kosztuje ok. 1,44 zł (przy założeniu średniej ceny za kWh na poziomie 0,77 zł). Jeśli chcielibyśmy korzystać z farelki w dłuższym wymiarze czasu - jej działanie przez osiem godzin dziennie wiązałoby się z kosztem na poziomie ok. 350 zł miesięcznie.
Promienniki podczerwieni - inne ogrzewanie
Innym sposobem na ogrzewanie elektryczne są promienniki podczerwieni. Urządzenia te występują w różnych wariantach. Można je kupić jako wolnostojące urządzenia grzewcze, w sam raz do dogrzewania danego pomieszczenia, na przykład łazienki. Istnieje też możliwość kupienia paneli naściennych lub sufitowych, które mogą działać jako podstawowe źródło ciepła.
Zasada działania promienników jest zgoła odmienna od tej, którą znamy z termowentylatorów. Ciepło przekazywane jest w tym przypadku na zasadzie promieniowania. Oznacza to, że nie rozgrzewamy powietrza w danym pomieszczeniu. Zamiast tego ogrzewane są bezpośrednio obiekty, które się w nim znajdują - przedmioty, ściany, podłogi i ludzie. Dzięki temu łatwiej zapewnić komfort cieplny, bez konieczności rozgrzewania dziesiątek metrów sześciennych powietrza.
Pojedynczy promiennik podczerwieni cechuje się mocą niższą, niż ma to miejsce w przypadku termowentylatorów. Przyjmuje się, że w zależności od rodzaju pomieszczenia, moc takiego urządzenia powinna wynosić od 20 do 35 W na metr sześcienny.
Oznacza to, że do ogrzania pokoju dziennego o powierzchni 20 metrów kwadratowych i wysokości 2,5 metra, potrzeba urządzenia o mocy ok. 1250-1500 W. Do ogrzania łazienki o powierzchni 9 metrów kwadratowych i tej samej wysokości, potrzeba by promiennika o mocy blisko 800 W. Piętnastometrowa sypialnia wymaga urządzenia o mocy ok. 750 W.
Widać więc, że w porównaniu do termowentylatorów moc potrzebna do ogrzania pomieszczenia jest wyraźnie niższa. Dokładne koszty trudno oszacować, ponieważ w dużej mierze wynikają one z technologii wykonania budynku i jego termoizolacji, jak w przypadku każdego innego źródła ciepła.
Z Rankingu Jakości Ogrzewania wynika, że co drugi Polak mieszka w budynku wybudowanym przed 2000 r. Jednocześnie blisko 57 proc. ankietowanych wskazało, że obiekt, w którym mieszkają, był dodatkowo ocieplany. Widać, że świadomość konieczności poprawy izolacji istnieje, ale sporo pod tym względem jeszcze da się zrobić.
Karol Kołtowski, dziennikarz Gadżetomanii