Polacy znowu coś wynaleźli, a raczej wygrzebali na śmietniku Apple'a. Tylko na to nas stać?
Nie wszystko, co media nazywają polską innowacją, jest nią naprawdę. Dlaczego jako polski wynalazek przedstawia się coś, co zagraniczne firmy sprzedają od lat?
30.08.2015 | aktual.: 10.03.2022 10:07
Polski długopis przyszłości?
Przez media przelała się fala zachwytu nad nowym, polskim wynalazkiem. Jest nim długopis o nazwie IC Pen, który wszystko, co piszemy zmienia w wersję elektroniczną.
Innowacja? Niestety, nie bardzo. Tak się bowiem składa, że „polski wynalazek” od lat jest dostępny na rynku w ofercie innych firm.
Apple sprzedaje kolejną generację długopisu LiveScribe. Wacom miał w ofercie pióro Inkling, w sklepach znajdziemy również inne pióra i długopisy tego typu, jak IRISNotes czy Equil Jot, nie licząc chińskich wynalazków, które można wrzucić do pojemnego worka z napisem „smartpen”. Znajdziemy także wyspecjalizowane długopisy, które np. uczą ortografii i kaligrafii. Długą listę takich urządzeń można znaleźć choćby po paru sekundach poszukiwań w Wikipedii.
Chcę w tym miejscu podkreślić ważną rzecz: w żadnym wypadku nie krytykuję zespołu z UAM, który stworzył ten sprzęt. Cieszę się, że taki długopis powstał również w Polsce i szczerze mu kibicuję, tym bardziej, że pod względem stosunku ceny do jakości ma oferować więcej, niż konkurencja, co zapewniło mu m.in. wygraną w przetargu OBWE. To sukces, z którego należy się cieszyć, i którego warto twórcom polskiego długopisu pogratulować.
Dziennikarska rzetelność
Nie jest winą twórców tego sprzętu, że przedstawiają go tak, jak każe marketing. To ich rola. Winię za to media. Oskarżam je o bezmyślność, lenistwo, brak weryfikacji źródeł i zwykłe wprowadzanie czytelników i widzów w błąd.
Rozumiem, że właśnie trwa sezon ogórkowy i z braku lepszych sensacji trzeba pisać o tym, że w lasach są żmije, na terenie Nadleśnictwa Chotyłów jak zwykle grasuje puma, a wędkarz wyłowił z wrocławskiego stawu prawdziwą piranię. Ale, na litość Cthulhu, nie robicie z czytelników idiotów!
Polski długopis nie jest niczym nowym. Może mieć ulepszone jakieś konkretne rozwiązania, może być w jakimś kierunku bardziej wyspecjalizowany, ale mówienie w jego kontekście o innowacji zakrawa na żart. I ten żart jest sprzedawany przez media ze śmiertelną powagą.
Widzowie czy czytelnicy w to wierzą, bo niby dlaczego mieliby nie wierzyć? I gdy za jakiś czas zobaczą taki długopis sprzedawany przez Apple'a, Wacoma, Logitecha czy jakąkolwiek inną firmę, zapałają świętym oburzeniem: "No popatrz Kruszynko, znowu nas zagranica okradła. Złodzieje z Unii, masoneria, Żydzi, cykliści."
Polski czołg przyszłości
Takich przykładów jest więcej. Aby nie szukać daleko - zapewne wielu z Was słyszało o polskim, niesamowitym czołgu (a raczej wozie wsparcia ogniowego) PL-01 Concept. Rozpisywały się o nim serwisy (sic!) technologiczne, przeklejając żywcem, bez jakiejkolwiek refleksji, informacje od producenta, przedstawiającego swoje dzieło jako kolejny cud świata, wypełniony technologiami przyszłości. I dorzucając odautorskie komentarze, jakie to cudo już za rok, za dwa, trafi do polskiej armii.
PL01 CONCEPT PL
Tymczasem prawda jest bolesna: polski cud to szwedzki wóz bojowy CV90 z dołączonymi wytłoczkami z blachy, aby wyglądał bardziej futurystycznie i bojowo. No i wygląda, bo za wygląd polskiej broni przyszłości odpowiadała - serio, to nie żart - firma designerska. A za wyposażenie robiło kilka sprzętów, użyczonych na tę okazję przez BAE Systems i Saaba.
Sorry, Winnetou – prawda o polskim przemyśle czołgowym jest taka, że przez 15 lat nie potrafiliśmy zbudować sensownego podwozia (PODWOZIA!) do brytyjskiej armaty, wiec w końcu kupiliśmy je od Samsunga. Duma polskiej zbrojeniówki, samobieżna haubicoarmata Krab, to brytyjska wieża z brytyjską armatą na koreańskim podwoziu. Ale to nie przeszkadza mediom snuć wyssanych z palca opowieści o tym, jaką to przełomową broń właśnie pokazano i co dwa lata informować o kolejnych polskich czołgach.
Kto nadmuchuje marketingowy balon?
W nieco mniejszej skali z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia przy okazji wprowadzenia na rynek Zoomki Mateusza Kusznierewicza. To miało być coś przełomowego, wynalazek, który przeniesie polska branżę technologiczną do światowej czołówki. Co dostaliśmy? Ramkę na zdjęcia.
Premiera ZOOM.ME 20.10.2014
Nie przeczę - całkiem zgrabną. Zresztą, zgodnie z zapowiedziami w komentarzach pod moim, krytycznym artykułem, sam kupiłem jedną ramkę dla moich Rodziców. Bo jako produkt o specyficznych właściwościach Zoomka jest zupełnie w porządku. Tylko - cytując klasyka - znaj proporcję mocium panie. Ani to innowacja, ani przełomowa technologia, ani wizytówka polskiego sektora technologicznego.
Gdyby przed premierą tak jej nie przedstawiano, nie powiedziałbym o produkcje złego słowa. Ale niestety - marketingowy balon został nadmuchany tak bardzo, że - gdy ujawniono finalny produkt, pozostawało się roześmiać.
Innowacje na miarę możliwości
Uprzedzając głosy krytyków: nie jest moim celem hejtowanie polskich konstruktorów i wynalazców. Podziwiam ich. Szczerze cieszy mnie każdy produkt, zaprojektowany albo produkowany w moim kraju. Ale nie znoszę, gdy ktoś wciska mi kit twierdząc, że oto nad Wisłą powstał ósmy cud świata i do tego jesteśmy najbardziej innowacyjni na świecie.
Niestety, nie jesteśmy, o czym dobitnie świadczy choćby liczba wniosków patentowych na 100 tys. mieszkańców. Albo los polskich „Krzemowych Dolin” – tzw. parków technologicznych, które są otwierane z wielką pompą tylko po to, by potem świecić pustkami, zapewniając jedynie etaty dla znajomych i rodzin lokalnych kacyków.
Po co jest ten Miś
I użyczać pomieszczeń dla Instytutu Rozwoju Psychoseksualnego, jak np. w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym w Gdyni. Albo, o czym pisał niedawno „Przekrój”, dla Teatru Muzycznego, jak w wybudowanym za 34 mln Lubelskim Parku Naukowo-Technologicznym, który działa tak, że – to cytat z raportu NIK – żaden z lokatorów nie wdrożył nowych technologii mimo upływu trzech lat od rozpoczęcia działalności Parku.
Doceńmy polskich innowatorów
Dlatego tak bardzo cieszą mnie te wynalazki z Polski, które mimo wszystko powstają i nie udają czegoś, czym nie są. Dlatego tak bardzo szanuję (choć zdarzało mi się krytykować jeden z ich pomysłów) choćby ekipę z Brand24, tworzącą może mało efektowne medialnie, ale ważne i innowacyjne rozwiązania.
Monitoring Internetu krok po kroku w Brand24
Dlatego tak bardzo cieszy mnie coś z pozoru tak drobnego, jak opracowana w Polsce wtyczka Tinen, pozwalająca na łatwe wypięcie z gniazdka. Dlatego jestem pełen podziwu dla polskich specjalistów z WITU i WB Electronics, tworzących świetny system kierowania ogniem artylerii TOPAZ. Albo dla polskich zespołów, konstruujących od lat najlepsze łaziki kosmiczne na świecie. Ta lista jest naprawdę bardzo długa.
I jest na niej miejsce zarówno dla przerzutki Efneo, jak i dla wspomnianego na początku długopisu IC Pen. Tylko informując o nich warto robić to rzetelnie, bez udawania, że oto w Polsce powstało coś, czego nie ma nikt na świecie.
Zautomatyzowany Zestaw Kierowania Ogniem TOPAZ
To właśnie polska innowacyjność. Jasne, nie zawsze jest efektowna, ale za to szalenie ważna. Tworzy miejsca pracy, zapotrzebowanie na wykwalifikowanych pracowników, napędza gospodarkę. I - to równie istotne - niczego nie udaje. Nie musi, bo nie ma się czego wstydzić.
Dlatego - to przede wszystkim apel do Was, drodzy dziennikarze - zamiast następnym razem wciskać w entuzjastycznym tonie ciemnotę o rzekomym wynalazku z Polski, który od lat jest produkowany przez kogoś innego, napiszcie po prostu prawdę. Ona też jest ciekawa.