Rafał W. Orkan: „Herezja”
Kto jest największym wrogiem ludzkości, kosmiczni najeźdźcy czy może sami ludzie? A jeśli inwazja obcych to dla nas jedyny ratunek?
03.05.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:46
Wdycham mroźne powietrze. Zatrzymuję je na dłużej w płucach – tylko po to, by poczuć, że żyję. Po chwili wypluwam obłok pary. Dopóki jest para, jest i oddech. A póki oddycham, żyję.
– Piotr! Nie śpij.
Oglądam się na Olafa. Czeka na mnie pod gruzowiskiem, ściskając w zgrabiałych rękach karabin, jakby tulił do piersi niemowlę.
– Nie czas na przystanek, Piotrek – mówi. – Misję mamy.
– Wiem, wiem... – potakuję.
– I schowaj się. Ktoś może patrzeć.
Dołączam do Olafa pod gruzowiskiem. Ruchem głowy zwraca mi uwagę na graffiti, widoczne na ocalałym kawałku ściany budynku, który jeszcze kilka lat temu był jakimś bankiem. Nazwa tego ostatniego już dawno wyparowała mi z głowy.
– Dopiero co tu byli – mówi Olaf.
Rysunek zrobiono farbą w sprayu. Szablonem. Czerwony miecz.
– Lepiej chodźmy. Nie zatrzymujmy się – mówi. – Mam ciarki, jak o nich myślę.
Kiwam głową i idziemy dalej. Odkąd Obcy pojawili się na Ziemi, Strażnicy starają się ochronić gatunek ludzki przed wymarciem. A oni, Oprawcy, wciąż na nas polują.
– Czekaj, coś jest nie tak – rzucam.
Olaf zatrzymuje się i patrzy na mnie. Ciemne oczy łypią z niepokojem zza szpary między rantem kaptura a szalem zakrywającym większą część twarzy. Nieme pytanie zawisa w mroźnym powietrzu.
– Nie wiem – tłumaczę. – Mam przeczucie.
– Musimy tylko przedostać się na drugą stronę, Piotrek. Most na południu jest zniszczony. Nie ma innej drogi.
– Właśnie.
Olaf podchodzi do mnie, wyciągając dłoń w podartej rękawicy. Pokazuje mi fiolkę. W jej wnętrzu przelewa się żółtawy płyn: Herezja.
– Potrzebujesz?
Kiwam głową. Odbieram od Olafa fiolkę, wyciągam koreczek i wychylam zawartość. Gorycz przelewa mi się przez gardło.
10 najlepszych filmów postapokaliptycznych, czyli mój koniec świata. I żadnych zombiaków!
Znajdziecie tu filmy, które z różnych względów uznałem za warte uwagi i godne polecenie. I takie, które – choć nie zawsze są dziełami wybitnymi — oglądam z przyjemnością.
Gdy Obcy zjawili się na Ziemi, nie dokonali inwazji jakiej byśmy się spodziewali i jaką znaliśmy z filmów. Ani trochę nie przypominało to „Wojny Światów” czy „Dnia Niepodległości”. Obcy podeszli do podboju metodycznie. Wpierw rozpylili w atmosferze mutagen, który zaczął zmieniać ludzi. Osłabieni mutacją, mieliśmy się poddać bez walki. Ale niektórzy okazali się odporni i podjęli bój z najeźdźcą. Obcy zwerbowali więc spośród ludzi wybrańców, których jedynym celem miało być eliminowanie odpornych. Nazwali nas Strażnikami. Pomagając Obcym, chronimy ludzkość przed wymarciem. Dostaliśmy formułę anty-mutagenu. Każdy Strażnik regularnie łyka gorzki, żółtawy płyn, aby nie zmutować. Aby pozostać człowiekiem.
– Chodźmy – mówi Olaf i rusza.
Wchodzimy w dawne centrum miasta. Ruiny wokół nas straszą osmalonymi kikutami, powietrze pachnie śmiercią.
– Oprawcy prędzej zabiją wszystkich ludzi, którzy nie popierają ich sprawy niż się poddadzą – stwierdza Olaf. – Jeśli ludzkość w końcu wyginie, to jej katem nie będą Obcy, lecz my sami… Patrz, tam! – dodaje po chwili. – To nasi...
Wskazuje na rząd latarni, na których kołyszą się wisielcy w mundurach. Z daleka widać naszywki i emblematy Strażników. Na twarzy każdego wisielca wymalowano czerwony miecz.
– Widzisz, Piotrek? Robota ludzi Samsona. Tylko oni malują twarze swoich ofiar.
Samson to nieuchwytny przywódca najbrutalniejszego oddziału Oprawców. Uprawiają partyzantkę w tej okolicy nieprzerwanie od kilku lat, bez litości tropiąc i mordując Strażników. Samsona jak dotąd nie udało się pochwycić; niektórzy wątpią, czy on w ogóle istnieje. Mówią, że buntownicy wymyślili sobie nieistniejącego dowódcę, mesjasza... ichniego Spartakusa. Dzięki temu jego legenda może trwać, a on sam nigdy nie zostanie schwytany, bo nie istnieje.
Osobiście uważam, że jest inaczej.
– Chodźmy stąd – stwierdza Olaf. – Ci biedacy zawisnęli najdalej przedwczoraj. Wróg wciąż może kryć się w tych ruinach...
Jak na zawołanie, z pobliskich gruzowisk, z ciemnych bram, zza ceglanych osypisk wyłaniają się – niczym duchy – mężczyźni i kobiety o posępnych twarzach. W losowo dobranych mundurach, poowijani czym się da, aby uniknąć odmrożeń. Pokaleczeni. Zdeterminowani. Wytykają nas oskarżycielsko lufami karabinów. Olaf unosi ręce w geście poddania. Robię to samo.
Karabiny dla geeka - zabawki dla dużych chłopców
Niektórym chłopcom mimo dorastania to nie przechodzi i bawią się w wojnę w dorosłym życiu, jednak nie mam tu na myśli wyłącznie kariery w wojsku, a przede wszystkim kolekcjonowanie gadżetów wojskowych.
– Który z was ma wyższy stopień?
– Ja – odpowiada Olaf.
Jeden z Oprawców zbliża się do niego, unosi pistolet i strzela mu w nogę. Olaf zgina się w pół, z jękiem pada na ziemię, obiema dłońmi zaciskając ranę.
– Imię?
– Olaf...
– Powiesz nam, Olaf, gdzie reszta twojego oddziału?
– Wszystkich zabiliście – odpowiada, leżąc na ziemi i wykrzywiając twarz.
– Jak myślisz, dlaczego na was polujemy?
Nieusłyszawszy odpowiedzi, Oprawca wciska lufę broni w ranę. Olaf krzyczy z bólu, głos mu się łamie, gdy w końcu mówi:
– Bo chcecie dopaść MNIE...
– A dlaczego chcemy dopaść właśnie ciebie, Olafie? No... nie każ mi dopytywać.
– Znam położenie laba.
– Hmm?
– Wiem, gdzie znajduje się laboratorium.
– Jakie laboratorium, Olafie?
Ręce zaczynają mi drętwieć od trzymania ich w górze. Olaf zwija się na ziemi. Prawą nogawkę ma całą we krwi. Śnieg wokół niego nabrał różowej barwy.
– Odpowiadaj.
– Laboratorium, w którym produkują Herezję. Chcecie... chcecie pozyskać formułę antymutagenu. Chcecie zacząć go sami produkować… i rozdawać...
– Tak, Olafie. A ty teraz grzecznie wyjawisz nam lokalizację owego laboratorium. Opowiesz o zabezpieczeniach, ochronie, położeniu... opowiesz nam wszystko co wiesz.
Olaf przecząco kręci głową. Łapie ciężki oddech, para unosi się z rozchylonych ust. Mimo uśmiecha się.
– Nic wam nie powiem. Możecie mnie torturować, możecie zabić. Ale niczego ze mnie nie wyciągniecie.
– Zobaczymy – mówi Oprawca i rzuca do towarzyszy: – Zabrać ich.
– Ty jesteś Samson? – pyta Olaf, zanim podniosą go z ziemi.
Mężczyzna zaprzecza gestem.
– Ale nie martw się – mówi. – Poznasz go. A zanim umrzesz, wszystko mu wyjawisz.
– Cieszę się, że cię nie zabili – stwierdza Olaf. – Ale musisz się przygotować, że zawiśniesz razem ze mną.
– Zamierzasz powiedzieć im o labie?
– Nie złamią mnie, Piotrek. Nie ma szans. Byłem na to przygotowany od dnia, w którym dostałem awans. Uczą nas, jak zabierać tajemnice do grobu.
Siedzimy w ciemnej piwnicy, zamknięci od dwóch dni. Przynoszą nam wodę i jedzenie. Co jakiś czas zabierają Olafa na przesłuchanie. Słyszę wówczas jak go męczą za ścianą. Jest twardy. Nie daje się złamać.
– Dlaczego nazwali to Herezją? – rzucam.
– Nie mam pojęcia.
– Mogę zadać ci pytanie?
Olaf przytakuje.
– Jakiego rodzaju?
– Takiego, który wymaga szczerej odpowiedzi.
Spoglądam na niego, jak opiera głowę o zimną ścianę. Po dwóch dniach tortur, z postrzeloną nogą, wygląda na wrak człowieka.
– Powiedz mi, Olaf... naprawdę uważasz, że ludzie powinni się poddać tej mutacji? Że powinni zaprzestać walki?
– A ty w to nie wierzysz?
– Nie wiem – odpowiadam. – Jak patrzę na tych partyzantów, których nazywamy Oprawcami, to widzę po prostu zwyczajnych ludzi zdeterminowanych, by przetrwać.
– Piotrek, no weź... to my walczymy o przetrwanie. Oprawcy dążą do samozniszczenia. Nie chcą się przystosować, nie dbają o przyszłość, mordują każdego, kto pragnie pokoju.
– Według nich jesteśmy zdrajcami, Olaf. Nazywają nas kolaborantami. Mówią, że lepiej zginąć niż zmutować. Mówią, że zmutowani nie będziemy już ludźmi. Że człowiek umrze wraz z ostatnim niezmutowanym Ziemianinem.
– Pieprzą głupoty, Piotrek. – Olaf stęka, skurcz bólu przeszywa jego oblicze. – Jeśli chcesz znać moje zdanie, Obcy tylko wyświadczają nam przysługę. Mutagen odbiera ludziom agresję, cały ten morderczy popęd, wymazuje zło w człowieku. Spójrz na to z tej strony, Piotrek... dzięki mutacji nasz gatunek ewoluuje i wyzbywa się gniewu, tej wrodzonej żądzy mordu, która towarzyszyła nam od zarania dziejów.
Spoglądam na niego, jak przeciera zmarszczone czoło. O jakiegoś czasu trawi go gorączka.
– Dzięki Obcym nasz gatunek nie tylko przetrwa, ale stanie się lepszy, Piotrek. Zobaczysz... zobaczysz...
Olaf odpływa w gorączkowe majaki. Dobrze wie, że niczego takiego nie zobaczymy. Zdaje sobie sprawę, że najpóźniej pojutrze zawiśniemy na szubienicy. Czy da się złamać, czy nie – jego życie dobiega kresu.
– Olaf?
– Hmm?
– Gdzie jest to laboratorium?
– Jeśli ci powiem, możesz mieć przesrane. Wyciągną to z ciebie siłą. Lepiej żebyś nie wiedział.
– A jeśli uda mi się uciec? – pytam.
– Nie łudź się, Piotrek. Umrzemy tu razem. Przykro mi.
Olaf zapada w sen. Przez jakiś czas siedzę po ciemku. Wreszcie idę w jego ślady i również układam się do snu.
– Olaf, obudź się.
Potrząsam nim. Otwiera oczy, spojrzenie ma nieobecne. Czoło gorące, oddech cuchnący. Na policzkach maluje mu się chorobliwa bladość. Zimny pot zlepia jego włosy.
– Wstawaj, Olaf – mówię. – Udało mi się.
– Co? – pyta i patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem. W oczach palą mu się zimne ognie.
– Udało mi się, Olaf! – Pokazuję mu klucz. Klucz do piwnicy, w której nas zamknęli.
– Skąd to masz?
– Byli tu jak spałeś – odpowiadam. – Chcieli cię zabrać, ale byłeś zupełnie nieprzytomny. Wzięli więc mnie.
– Przykro mi...
– Robili mi złe rzeczy, Olaf. Bolesne. Ale chyba zrozumieli, że i tak nic nie wiem.
– Cud, że nie strzelili ci w potylicę – mówi Olaf. – Normalnie już byś nie żył. Może chcą mnie szantażować… grozić, że cię zabiją...
– Nieważne, Olaf. Nie zauważyli, jak wykradłem im zapasowy klucz. Zobacz! Możemy uciec.
Olaf poprawia się na posłaniu, stękając przeciągle. Jest tak blady, tak bliski końca, że jego twarz przypomina odsłoniętą czaszkę. Sina maska śmierci.
– Nie dam rady, Piotrek. Jestem już jedną nogą w grobie. Ale ty uciekaj. Ostrzeż innych, że w mieście jest oddział Samsona. Muszą wiedzieć...
– Nie zostawię cię, Olaf.
– Daj spokój, przecież widzisz co mi zrobili. Nie ujdę nawet tuzina kroków.
Wzdycham ciężko, kładąc mu rękę na ramieniu.
– Cieszę się, Piotrek, że dołączyłeś do nas te pół roku temu – mówi. – Naprawdę się cieszę. Przykro mi, że nas złapali, ale gdyby nie ty, już dawno leżałbym twarzą do ziemi. Tam, nad Odrą, kiedy nas zaskoczyli... wydostaliśmy się tylko dzięki twojej odwadze. Nie dotarłbym aż tutaj, gdyby nie ty. Cóż... byliśmy naprawdę blisko...
– Blisko? Blisko czego?
Olaf uśmiecha się. Jego rozpalone czoło połyskuje od oleistego potu. Oczy co chwilę uciekają mu do tyłu, jakby za moment miał stracić przytomność.
– Byliśmy prawie u celu, Piotrek... prawie u celu.
– Olaf?
– Hmm?
– Jaką mieliśmy misję?
Olaf na krótką chwilę traci przytomność, ale zaraz ją odzyskuje.
– Uciekaj, Piotrek – rzuca. – Ratuj się. Nie przejmuj się mną.
– A co z misją?
– Nie było żadnej misji.
Olaf uśmiecha się posępnie. Przełyka gęstą ślinę.
– Jak to?
– Obcy odeszli. Osierocili nas.
– Nie rozumiem...
– Dwa tygodnie temu padła cała łączność – wyjaśnia Olaf. – Okazało się, że Obcy odeszli. Zostawili nas samym sobie.
– Dlaczego mieliby to zrobić?
– Może zawiedli się na nas...? Oni nie przybyli tu, aby nas podbić. To nie miała być inwazja, Piotrek. To był ratunek.
– Co masz na myśli? – dopytuję.
9 najkrwawszych dyktatorów XX wieku. Nie tylko Hitler i Stalin!
„Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie” – spostrzeżenie żyjącego w XIX wieku Lorda Actona wydaje się doskonałym podsumowaniem ludzkiej natury. Potwierdzeniem słów brytyjskiego filozofa wydają się losy milionów ludzi, którzy mieli pecha żyć pod rządami krwawych rzeźników. Którzy z XX-wiecznych władców okazali się najbardziej okrutni?
Obolały Olaf stara się lepiej ułożyć. Pomagam mu, a jego głowa kiwa się na boki bezradnie. Cierpi.
– Jak myślisz, dlaczego rozpylili mutagen? Martwili się o nas. Obserwowali nas bardzo uważnie. I postanowili nas uratować.
– Uratować przed czym?
– Przed nami samymi. Przed złem, które w nas drzemie. Przed tym wiecznym, niezaspokojonym głodem, który popycha nas ku samozagładzie. Mutagen miał nas odmienić, uczynić lepszymi. Ale widocznie coś z nami nie tak, skoro znaleźli się odporni na mutację. Widocznie ludzkość musi taka być...
Sięgam po szmatkę i przecieram mu czoło. Olaf jest już tak rozgorączkowany, że jedynie cudem zachowuje jako taką przytomność.
– Nikt nie zlecił nam żadnej misji – mówi. – Sam postanowiłem, że zniszczę laboratorium. Jest jeszcze szansa, że ludzkość odmieni się na dobre. Oprawcy powybijają się nawzajem, bo nie potrafią zmienić swojej natury... ale reszta przetrwa. Odmieniona, lepsza. Musiałem tylko rozwalić laba... zniszczyć Herezję.
– Ja wciąż mogę to zrobić, Olaf. – Pokazuję mu klucz. – Powiedz tylko gdzie mam się kierować. Pójdę tam i zrobię co trzeba. Daleko to?
Olaf kręci głową. Uśmiecha się z trudem.
– Prawie dotarliśmy. Prawie u celu...
– Gdzie? – naciskam.
– Na południe od miasta. Od głównej drogi odbija ubity trakt...
Głowa opada mu na pierś. Cucę go i każę mu mówić dalej. Za wszelką cenę muszę wiedzieć, gdzie szukać laboratorium.
– Trakt prowadzi do lasu... – mówi. – Do starej bazy paliwowej. Jeden ze schronów prowadzi do podziemnego kompleksu. Na miejscu jest tylko mały oddział naukowców i kilku żołnierzy...
Podnoszę się, patrząc na niego z góry. Podchodzę do drzwi i walę w nie pięścią. Drzwi po chwili otwierają się i do środka wchodzi jeden z partyzantów, młody blondyn. Chyba wołają na niego Gumiś.
– Daj klamkę – mówię.
Gumiś podaje mi pistolet. Olaf patrzy na mnie, jeszcze nie rozumiejąc. Gorączka strasznie go spowolniła.
– Olafie Budnowski, za zbrodnię kolaboracji z wrogiem, za zdradę własnego gatunku i branie udziału w planowym unicestwianiu ludzkości, skazuję cię na śmierć.
Wciąż gapi się na mnie. Oczy ma szeroko otwarte, usta rozdziawione.
– Chcesz coś powiedzieć przed śmiercią? – pytam.
Nie odpowiada. Patrzy na mnie i marszczy czoło. W końcu, po dłuższej chwili, mówi:
– Samson?
Unoszę pistolet, celując mu w czoło.
Obcy nie odpowiadają, bo już nie żyją. A my będziemy następni
Dlaczego, mimo licznych prób i lat poszukiwań nie udaje się nam znaleźć dowodów na istnienie pozaziemskich cywilizacji? Wyjaśnienie może okazać się mało optymistyczne.
– Jesteśmy kim jesteśmy, Olafie – mówię. – Bez tego, co nazywasz złem, nie byłoby człowieka. Obcy tego nie rozumieją. Dlatego przegrają tę wojnę.
Huk wystrzału na moment nas ogłusza. Mózg Olafa rozbryzguje się na ścianie. Bezgłowe ciało opada na bok.
– Pochowajcie go – mówię do Gumisia. – Mimo wszystko należy mu się pogrzeb.
Chłopak wybiega z piwnicy. Po chwili zawraca jednak i pyta:
– Samson... czy to prawda, że Obcy odeszli?
Chowam pistolet za pas. Obracam się do chłopaka i mówię:
– Nie. Obcy wciąż są wśród nas. Zejdzie nam całe życie zanim pozbędziemy się ostatniego mutanta, ale taki jest nasz obowiązek. Jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość ludzkiego gatunku, chłopcze. Albo pożremy naszych wrogów, albo wymrzemy. Drapieżnik musi polować, inaczej zginie.
Chłopak kiwa głową, choć nie wygląda, by zrozumiał moje słowa. Chwilę potem wybiega.
Spoglądam na truchło Olafa. Widok zastygłych w bezruchu zwłok upewnia mnie, że mam rację. Bo jeśli bym jej nie miał, to by oznaczało, że rację mają Obcy. Że człowiek to pomyłka natury.
A to już byłaby po prostu herezja.
Rafał W. Orkan
Publikował opowiadania fantastyczne w SFFiH oraz w Fahrenheicie, a także w antologiach „Kochali się, że strach”, „Jeszcze nie zginęła” i „Głos Lema”.
W latach 2011-2015 zawodowo zajmował się [b]pisaniem scenariuszy gier wideo w studiu Techland[/b] – jako Lead Writer odpowiadał m.in. za takie projekty jak „Call of Juarez: Gunslinger” i „Dying Light”.
W ramach działalności fandomowej [b]współorganizuje konwent Zakonki[/b], czyli cykliczny zlot fanów post-apokalipsy.