Router Wi‑Fi pozwala na identyfikowanie ludzi z 95‑proc. dokładnością. Nawet przez ściany!
Otaczające nas sieci Wi-Fi mogą służyć nie tylko do przesyłania danych. Istnieją narzędzia, dzięki którym Wi-Fi może stać się skutecznym narzędziem inwigilacji.
30.08.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:27
To pierwszy artykuł z serii „Rozdziobią nas kruki i drony”. Skąd niezbyt radosny tytuł całego cyklu? Poza oczywistym nawiązaniem do noweli Stefana Żeromskiego to próba krytycznego spojrzenia na świat technologii i tego, co związane z nim zmiany oznaczają dla nas wszystkich.
Poza oczywistymi i niekwestionowanymi zaletami postępu technologicznego, których nikt przy zdrowych zmysłach nie próbuje negować, warto spojrzeć również na jego mniej radosną stronę. Zdarzało się nam zwracać na to uwagę artykułami takimi, jak „Cyberpunk miał być ostrzeżeniem. Stał się naszą rzeczywistością” czy „Stary, gdzie moja przyszłość?”.
Skąd w ogóle pomysł na taki cykl w czasie, gdy nauka i technologia ulepszają świat, wydłużają nasze życie, czynią je przyjemniejszym, a do tego – całkiem serio – rzucają wyzwanie prawom natury, poszukując lekarstwa na śmierć?
Poza opiniami mądrych głów, jak choćby Stephen Hawking orędujący za budową kosmicznych statków ewakuacyjnych czy Elon Musk, ostrzegający przed rozwojem sztucznej inteligencji, warto zdać sobie sprawę z banalnej prawdy, że otaczające nas urządzenia i technologie mogą służyć do dobrych i złych celów.
Problem w tym, że otoczeni przez elektroniczne gadżety dostrzegamy zazwyczaj przede wszystkim korzyści, nie dostrzegając lub nie dopuszczając myśli o zagrożeniach.
Wi-Fi to nie tylko transmisja danych
Przykładem może być choćby technologia Wi-Fi, o której wiemy, że – zgodnie ze swoim przeznaczeniem – służy do bezprzewodowego przesyłania danych. W tym celu opracowali ją jej twórcy, producenci przyjęli odpowiednie standardy a my – klienci – zaczęliśmy masowo korzystać, samodzielnie kupując routery Wi-Fi i coraz szczelniej wypełniając przestrzeń, w której żyjemy, falami radiowymi. Nie ma w tym nic złego.
Tylko co się stanie, gdy ktoś wpadnie na pomysł, by wykorzystać Wi-Fi niezgodnie z najbardziej oczywistym przeznaczeniem? Nie musimy zgadywać, bo na taki pomysł kilka osób już wpadło.
Wi-Fi: śledzenie klientów i widzenie przez ściany
Dzięki temu, że nosimy przy sobie smartfony firmy takie, jak choćby RetailNext są w stanie – wyłącznie na podstawie sygnału Wi-Fi – identyfikować i śledzić poszczególne osoby skuteczniej, niż w przypadku przetwarzania obrazu z kamer. W tym przypadku służy to badaniu zachowań klientów, ich interakcji z personelem sklepów czy reakcji na różne ekspozycje, reklamy czy konkretne produkty.
W 2015 roku świat obiegła informacja o tym, że Wi-Fi pozwala widzieć przez ściany. Zespół badaczy z MIT opracował urządzenie o nazwie RF-Capture, które – wykorzystując odbicia i zakłócenia w rozchodzeniu się fal radiowych było w stanie śledzić ruchy obiektów z dokładnością porównywalną do Kinecta.
Różnica polegała na tym, że Kinect musiał bezpośrednio „widzieć” poruszającą się osobę, a RF-Capture działał „widząc” przez ścianę, co w gruncie rzeczy sprowadza całą tę technologię do wariacji na temat znanego od dawna radaru.
Nadzór bez ingerencji
Choć sam algorytm, odpowiedzialny za konwersję Wi-Fi do postaci wizualnej nie został ujawniony, to zaprezentowana technologia była na tyle precyzyjna, że pozwalała np. określić wzrost obserwowanej w ten sposób osoby.
Jej twórcy podkreślali korzyści, płynące z tego wynalazku, jak możliwość nadzoru bez naruszania prywatności. Chodziło np. o obserwowanie dzieci czy osób starszych i reakcję w przypadku gdyby upadli i nie ruszali się albo o pomoc dla policji, mogącej sprawdzić, czy znajdujące się za ścianą osoby są uzbrojone.
Jak maszyny rozpoznają ludzi?
Tamta technologia była jednak dopiero zwiastunem tego, co pokazali badacze z Northwestern Polytechnic University, którzy postanowili opracować skuteczną metodę identyfikacji ludzi przez maszyny.
Stosowane do tej pory rozwiązania są zazwyczaj albo inwazyjne (jak np. wszczepienie chipu RFID) albo wymagają ze strony człowiek jakiejś akcji, jak choćby różnego rodzaju identyfikacja biometryczna, wykorzystująca nie tylko banalne odciski palców, ale także układ naczyń krwionośnych czy wygląd źrenicy oka. Innym ograniczeniem – np. w przypadku rozpoznawania obrazu – jest konieczność uchwycenia odpowiedniej osoby obiektywem kamery.
Badacze z Northwestern Polytechnic University postanowili zastosować inne rozwiązanie. Połączyli oni opisywane wcześniej „widzenie przez ściany” za pomocą Wi-Fi z identyfikacją opartą na wzorcu naszych zachowań (identyfikacja behawioralna), budowie ciała i sposobie poruszania się.
„Znam cię!” – powiedział router
W czasie prób badacze najpierw kalibrowali swój sprzęt, rejestrując zakłócenia w sygnale Wi-Fi, generowane podczas 20 prób przez osoby poruszające się w linii prostej. Zebrane w ten sposób dane okazały się nadzwyczaj dokładne.
Gdy w dalszej części eksperymentu do pomieszczenia o powierzchni 30 metrów kwadratowych wpuszczono 9 osób, badacze – „patrząc” za pomocą Wi-Fi przez ścianę – mogli identyfikować poszczególne osoby z 75-procentową dokładnością. Gdy w tym samym pomieszczeniu przebywało 6 osób, skuteczność identyfikacji rosła do 89 proc., a przy dwóch osobach wynosiła aż 95 procent!
Wi-Fi jako sieć nadzoru
Co istotne, twórcy tego rozwiązania kontynuują prace nad jego udoskonaleniem, co zapewne w niedalekiej przyszłości pozwoli na bardzo skuteczne, zdalne identyfikowanie obecności konkretnych osób.
Pytanie, kto i w jakim celu będzie tę to rozwiązanie wykorzystywał pozostaje na razie bez odpowiedzi. Warto jednak zdawać sobie sprawę z faktu, że to samo Wi-Fi, dzięki któremu mamy w telefonie Facebooka a w telewizorze ulubiony serial może posłużyć do tego, by zdalnie sprawdzić, czy jesteśmy i co robimy w naszym domu.