Skaner: sport w Internecie, najlepsze reklamy plażowe, niezwykła pamięć psów
W dzisiejszym odcinku przeglądu ciekawych tekstów z polskiego Internetu poczytacie o tym, jak media sportowe przenoszą się do Internetu, co potrafią zapamiętać nasze psy i jak z fantazją reklamować się na plaży. A na deser fantastyczny tekst o irracjonalnej miłości nie do tabletu, nie do Kindle'a, ale do książki papierowej. Oczywiście nie musicie się z nim zgadzać...
12.08.2013 | aktual.: 13.01.2022 10:55
W dzisiejszym odcinku przeglądu ciekawych tekstów z polskiego Internetu poczytacie o tym, jak media sportowe przenoszą się do Internetu, co potrafią zapamiętać nasze psy i jak z fantazją reklamować się na plaży. A na deser fantastyczny tekst o irracjonalnej miłości nie do tabletu, nie do Kindle'a, ale do książki papierowej. Oczywiście nie musicie się z nim zgadzać...
Spider's Web przygotował raport na temat mediów sportowych w Polsce. Główna teza tekstu Przemysława Pająka jest bardzo ciekawa: otóż takie gazety jak "Przegląd Sportowy" tracą czytelników, bo fani sportu wolą informacje w Internecie. I media sportowe, w tym te należące do największych koncernów, też przenoszą się do Sieci, a dziennikarze sportowi mają tysiące obserwujących na Twitterze. Marcin Gadziński, od niedawna szef Agora Sport, cieszy się na łamach Spider's Webu:
To świetnie, że koncerny opierające się dotąd na tradycyjnych mediach (telewizji i prasie) otwierają się w ostatnich miesiącach tak szybko na Internet. Wreszcie! My w Agorze to otwarcie na nowe media promujemy od kilku lat, uczyliśmy się tego wytrwale, często z pokorą, ale z dobrym końcowym skutkiem.
Również Michał Pol, który ostatnio przeszedł do firmy Ringier Axel Springer, jest zadowolony z tego, że mainstreamowe media wreszcie przestały pogardzać blogosferą i uważać się za coś lepszego. Redakcje sportowe ewoluują – i to dobrze, przede wszystkim dla tych fanów sportu, którzy są nałogowymi użytkownikami Internetu.
Takie rankingi robiliśmy już na Gadżetomanii, ale zawsze miło powspominać. Gamezilla przypomina czasopisma, które kształtowały dziennikarstwo growe w Polsce. Zaczyna się tak:
Sentymentalną podróż zacznijmy od "Top Secret" - prawdziwego praojca naszych rodzimych mediów growych. Wszystko zaczęło się od 40-stronicowego dodatku o grach komputerowych wkładanego do każdego numeru czasopisma "Bajtek". Rosnąca popularność gier pchnęła redaktorów do decyzji o rozwinięciu idei.
A dalej są jeszcze "Secret Service", "Świat Gier Komputerowych", "Gambler", "Reset", "Click!" i inne pisma, które wielu z nas kupowało i kolekcjonowało na półkach. Też macie takie przykurzone kolekcje?
W blogu Hatalskiej znajdziecie 10 przykładów kreatywnej reklamy na plaży. Są tu zarówno marki międzynarodowe marki, jak i polskie. Mnie najbardziej podoba się akcja promocyjna "Gry o tron" ze smokiem w roli głównej.
Ale Hatalska umieściła smoka "GoT" zaledwie na piątym miejscu. Wyżej są takie marki, jak NIVEA, ING i... polski PKS.
"Jeśli zobaczysz, że twój pies wyciąga z szafy buty, nie karz go. On tylko naśladuje twoje ruchy. I potrafi je zapamiętać na dłużej. Dotychczas sądzono, że taką pamięć mają tylko ludzie" – pisze "Newsweek". Dorota Romanowska, szefowa działu Nauka w tym tygodniku, dowodzi, że psy mają pamięć deklaratywną, to znaczy "zapamiętują fakty i wydarzenia, które po pewnym czasie mogą świadomie przywołać". Do tej pory sądzono, że tak potrafią tylko ludzie.
W "Newsweeku" poczytacie zarówno niezwykłe opowieści właścicieli o możliwościach ich pupili, jak i wywody naukowców dotyczące świetnej pamięci psów.
Agnieszka Jędrzejczyk, czyli Wiedźma na orbicie, pisze o naprawdę głupich powodach, dla których nie chcemy oglądać fajnych seriali. Ona na przykład długo wzbraniała się przed serialem "Terminator: Kroniki Sary Connor", bo nie mogła znieść grającej główną rolę Leny Headey. Ale na tym nie koniec:
Był taki czas, kiedy byłam głupia i nie chciałam obejrzeć "Firefly", ścisłej czołówki mojego dzisiejszego rankingu i generalnie chyba najlepszego serialu, jaki kiedykolwiek widziałam. O "Firefly" po raz pierwszy opowiedział mi kolega, twierdząc, że na pewno mi się spodoba, więc co zrobiłam? Weszłam na Wikipedię, żeby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. I to był błąd. W miarę czytania o "kosmicznym westernie opowiadającym o przygodach załogi statku kosmicznego żyjącej na krawędzi prawa" gęba uśmiechała mi się coraz szerzej i szerzej, i nawet zanim doszłam do drugiego akapitu, już wiedziałam, że koledze należało się piwo.
Szkoda, że na tym drugim akapicie nie poprzestałam, bo kilka linijek dalej ujrzałam to złowieszcze słowo "cancelled" – i wszystko ze mnie wyparowało. To jak to, mam obejrzeć 14 odcinków tak genialnie zapowiadającego się serialu tylko po, żeby po przywiązaniu się do historii i jej bohaterów zostać na lodzie ze złamanym sercem? Nie ma mowy, lepiej w ogóle nie oglądać, będzie zdrowiej.
Oglądajcie "Firefly", oglądajcie "Battlestar Galacticę", "Grę o tron" i wszystkie seriale, przed którymi Agnieszka się wzbraniała. A od siebie dodam: oglądajcie "Breaking Bad" i "Mad Men", bo na science fiction i fantasy świat się nie kończy.
Teksty Łukasza Orbitowskiego na Spider's Webie (i wszędzie) uwielbiam i polecam wszystkim, którzy jeszcze nie mieli z nimi do czynienia. Nawet jeśli się z nimi nie zgadzacie, nie będzie to mieć znaczenia, to po prostu kawałek literatury na poziomie, o jaki wciąż niestety trudno w Internecie.
Tym razem Orbitowski pisze o tym, jak książkami – nie jakimiś e-bookami, tylko prawdziwymi książkami – zawala wszelkie możliwe powierzchnie. Ale pisarz zdaje sobie sprawę z tego, że sentyment do papierowych książek w dzisiejszych czasach jest już zjawiskiem niecodziennym:
Nawet w moim najbliższym otoczeniu książka papierowa zdycha szybciej niż ośmiornica wyrzucona na brzeg. Jeden czyta na telefonie, drugi na kompie, większość ma tablety i mnóstwo miejsca w mieszkaniu. Patrzą na mnie jak na księgowego, który w dobie komputerów wciąż używa liczydła.
Tradycyjnie polecam przeczytać tekst Orbitowskiego do końca. Puenta jest cudowna – niby oczywista, a jednak zaskakująca.