Smartfon to nowy aparat. Tracimy czy zyskujemy na fotograficznym postępie?
To już się stało - smartfon wyparł aparaty cyfrowe. To dla nas powód do smutku czy radości?
Gorsze wyniki Canona, o których napisał między innymi Puls Biznesu, wcale nie powinny nas dziwić. To przede wszystkim efekt gorszej sprzedaży aparatów cyfrowych. Dziś każdy jest fotografem, ale już nie każdy do robienia zdjęć używa aparatu. Po co, skoro w kieszeni jest smartfon.
Smartfon - nowy aparat
Dwa lata temu na łamach Komórkomanii Mateusz Żołyniak zastanawiał się, czy smartfony wyprą aparaty fotograficzne. Dziś nie ma sensu zadawać tego pytania, bo już wiemy, że właśnie tak się stało.
Pytanie tylko, czy to dobrze, czy może źle. Dla nas i dla naszych zdjęć.
Przyczyny porażki aparatów cyfrowych są dosyć oczywiste. - Jeszcze kilka lat temu wykorzystanie telefonu jako aparatu fotograficznego było ostatecznością - wyjaśnia w rozmowie z Gadżetomanią Tomasz Szykulski, fotograf, podróżnik, redaktor iMagazine.pl i autor strony szykulski.com, na której publikuje swoje fotografie - Jakość zdjęć pozostawiała wiele do życzenia, co skutecznie ograniczało większość potencjalnych zastosowań. W chwili obecnej miniaturowe matryce i optyka nowoczesnych smartfonów pozwala wykonać zdjęcia, które na pierwszy rzut oka mogą nie ustępować profesjonalnemu sprzętowi fotograficznemu. Dodatkowymi atutami telefonów są doskonałej jakości ekrany, zaawansowane narzędzia do obróbki i możliwość natychmiastowego udostępniania wykonanych zdjęć - dodaje.
Postęp pod tym względem jest oczywisty. Z wygodą chyba także trudno dyskutować - smartfona mamy w kieszeni, nie trzeba brać dodatkowego urządzenia. Owszem, wiele aparatów cyfrowych nie ma ogromnego obiektywu i nie straszy rozmiarami, ale nie da się ukryć, że to zawsze kolejny ciężar. A poza tym wymiary i tak są nieporównywalne ze smartfonem.
Ale czy idą za tym jakieś straty? Tomasz Szykulski uspokaja. - Uważam, że podejście do samego procesu fotografowania nie zmienia się - od zawsze opowiadałem się po stronie tych, którzy twierdzili, że nie liczy się narzędzie, a końcowy efekt. Pod pewnymi względami, osiągnięcie tego efektu może być łatwiejsze w przypadku zdjęć robionych smartfonem - jest on gotowy do działania w momencie włączenia aplikacji “aparat” bez konieczności dobierania nastaw takich jak wartość przysłony, czas naświetlania, ISO itd. Dzięki temu fotograf może w pełni skupić się na oddaniu charakteru miejsca lub klimatu chwili poprzez odpowiednie kadrowanie - mówi.
Choć dodaje, że musi minąć jeszcze sporo czasu, zanim smartfon stanie się narzędziem pracy dla profesjonalistów.
Tomasz Szykulski
Z perspektywy osoby, dla której fotografia jest metodą zarabiania pieniędzy, smartfon nigdy nie zastąpi zaawansowanego sprzętu fotograficznego. Jednak dla zdecydowanej większości użytkowników, oferowane przez nie możliwości będą wystarczające: fotoamator nie potrzebuje torby obiektywów czy możliwości stosowania specjalistycznych akcesoriów, a różnica jakości często będzie dla niego niezauważalna. Za to małe gabaryty ułatwią fotografowanie w każdym miejscu i sytuacji.
Wydaje się więc, że los aparatów cyfrowych jest przesądzony. Firmy na pewno nie przestaną zarabiać na zawodowcach, ale rynek amatorów oddala się od nich w coraz to szybszym tempie. Na dodatek wiele telefonów promowanych jest funkcjami aparatu. Nie brakuje gadżetów, dzięki którym telefon ma lepszy, większy obiektyw czy też dostaje specjalny statyw.
Według badań firmy Samsung aż 92% posiadaczy smartfonów podaje, że aparat jest najczęściej używaną przez nich aplikacją. Dla 36% możliwości aparatu mają decydujące znaczenie przy zakupie nowego urządzenia. Doskonale zdają sobie z tego sprawę także producenci aparatów, którzy intensywnie reklamuję fotograficzne możliwości swoich flagowych słuchawek. Nawet ostatnio Apple promowało w ten sposób iPhone’a 6.
Nie oznacza to jednak, że aparaty cyfrowe wywiesiły białą flagę i czekają na powolną, oczekiwaną przez wszystkich śmierć. Świetnie modę wyczuł np. Nikon, który przygotował model przeznaczony głównie do… selfie!
Selfie zwykłym aparatem
Podobne aparaty wypuścił Samsung czy Olympus. Krok dalej poszło Sony, który wypuściło specjalny model dla kobiet - przypominający buteleczkę perfum. W sam raz do selfie w toalecie.
Producenci próbują też zmienić nastawienie swoich (dawnych?) użytkowników. Smartfon ma być nie wrogiem aparatu, ale jego towarzyszem. Stąd też coraz więcej urządzeń korzystających z WiFi czy łączących się bezprzewodowo ze smartfonem.
Tylko prędzej czy później amatorzy fotografii muszą dojść do wniosku: skoro smartfon oferuje to samo co aparat, to po co mi dwa takie same sprzęty?
Ratunkiem dla twórców aparatów może być powrót do korzeni. Pod tym względem fotografia nie różni się od innych branż, które pochłonął postęp, a z czasem do głosu doszła refleksja: kiedyś było lepiej. I kiedy aparaty cyfrowe sprzedają się coraz gorzej, wzrost popularności zaliczają aparaty analogowe. “Najlepiej sprzedającym się aparatem w ofercie Fujifilm jest analogowy Instax” - zauważa Marcin Połowianiuk ze spidersweb.pl.
Fotograficzny powrót do korzeni
- Wzrost zainteresowania tą dziedziną może wynikać z chęci ucieczki od manii jakości, wyścigu na megapiksele i wielokrotność zoomu w obiektywach. Jest to zupełne przeciwieństwo fotografii mobilnej - wymaga planowania, znajomości sprzętu i techniki, a “udostępnienie” wykonanych zdjęć wymaga czasu - wyjaśnia popularność “analogów” Tomasz Szykulski.
Ale jest też jeszcze jeden kierunek, w którym - być może - pójdą producenci aparatów. Nie możesz pokonać wroga, więc się nim… stań. Niewykluczone, że powstanie więcej smartfonów od twórców sprzętu fotograficznego. Dziś swojego smartfona może mieć każdy, nawet firma kojarzona z graniem retro czy producent wzmacniaczy. Do telefonu ma przyciągać marka. Co jak co - głośnych nazw, rozpoznawalnych na całym świecie, w branży foto akurat nie brakuje.
Póki co producenci cyfrowych aparatów muszą pogodzić się z gorszymi wynikami. A my? My nie tracimy. - W ostatnim czasie stałem się wielkim fanem ambitniejszego fotografowania smartfonem - do tego celu wykorzystuję iPhone 6. Sprawdza się on wszędzie tam, gdzie używanie lustrzanki może być utrudnione lub niepraktyczne - moim najlepszym przykładem są samoloty i lotniska. Z racji studiów za granicą i częstych podróży odbywam kilkadziesiąt lotów rocznie, a każdy z nich traktuję jako okazję do zrobienia niezwykłych zdjęć w lotniczym klimacie. Ciężko jest mi wyobrazić sobie wykorzystanie do tego dużej i nieporęcznej lustrzanki. Z kolei smartfon sprawdza się tam doskonale - kilka przykładowych zdjęć znajduje się w przesłanym przeze mnie albumie - podsumowuje Tomasz Szykulski, którego smartfonowe zdjęcia wykorzystałem w tym artykule.