Sprzęty, których nie potrzebujemy. Minikonsole, mobilna VR, smartfonowe kontrolery - po co aż tyle tego?!
Zwykle jestem zwolennikiem teorii, że wielkie koncerny wiedzą, co robią i umiejętniej zarządzają biznesem niż zwykły, szary Bednarek. Ostatnio jednak przyglądam się kolejnym zapowiedziom i coraz częściej mam wątpliwości, czy moja wiara jest zasadna.
30.06.2014 | aktual.: 10.03.2022 11:09
Razer nie tak dawno zapowiedział swoją nową minikonsolę, którą gracze (?) podłączać będą pod telewizor. To sprzęt wielofunkcyjny, bo możliwe będzie też streamowanie filmów czy odpalanie różnorodnych aplikacji.
O grach nie zapomniano, sęk w tym, że będą to typowe androidowe produkcje, bo właśnie na tym systemie oparto minikonsolę. Czyli, mówiąc prościej, gry rodem ze smartfona.
Z tym problemem borykali się już twórcy konsoli Ouya, Nvidia Shield, a teraz zmagać chce się nie tylko Razer, ale też Asus, który ma podobne zamiary – też chce wypuścić jeszcze jedną minikonsolę.
Po co?
Czy ten rynek jest aż tak duży? No, niby tak. W końcu telewizor ma prawie każdy, więc jest szansa na to, że ktoś będzie chciał na nim oglądać filmy albo grać na konsoli. No właśnie, tyle że lepszym urządzaniem do tego wydaje się PlayStation 4, Xbox One czy Steam Machines.
Ale minikonsole mogą być tańsze od sprzętów nowej generacji - słuszny kontrargument. Jednak szybko odbiję piłeczkę i powiem, że cena Xboksów 360 i PlayStation 3 już takim problemem nie jest. A to wciąż znacznie lepsze platformy do grania niż... smartfony.
Mam więc wrażenie, że Razer czy Asus myślą sobie tak: skoro Amazon wchodzi na rynek minikonsol, to znaczy, że to świetny interes i może co nieco zostanie dla nas. Wybaczcie, ale to bardzo naiwna wiara, o ile coś w mojej teorii jest.
Zresztą nie jest to specjalnie oryginalny pogląd. Dobrze wiemy, że oryginalne dzieło szybko znajduje naśladowców. Tak już teraz jest na rynku wirtualnej rzeczywistości. O ile mogę zrozumieć, że jak grzyby na deszczu wyrastają konkurenci dla Oculus Rifta, tak niezwykle ciekawi mnie fakt, czemu podobnie jest na sprzętach mobilnych.
Wiemy, że takie gogle w planach ma Samsung, więc szybko możemy spodziewać się kolejnych naśladowców. Tylko... po co? Owszem, można oglądać 360-stopniowe zdjęcia czy też filmiki, ale przecież znacznie wygodniej robić to w domu, korzystając np. z Oculus Rift niż z mobilnych, przenośnych gogli.
Akcesoria mobilne to właściwie kopalnia... nielogicznych pomysłów. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego tworzy się kontrolery do smartfonów. Mowa przede wszystkim o nakładkach imitujących broń.
Gdzie się gra na smartfonach? W przerwie od pracy, w szkole, w drodze do domu, w poczekalni. W proste gierki, w które można się wciągnąć, ale też szybko z nich zrezygnować. I naprawdę ktoś myśli, że w tych warunkach ludzie będą wymachiwać sztucznymi pistoletami? Nie zrobię tego też w domu, gdzie nikt mnie nie zobaczy, bo tam mam znacznie lepsze FPS-y niż strzelanki na smartfona.
Gdzie tu sens, gdzie logika?
Ciągle zapowiedzi nowych sprzętów każą nam sugerować, że już niebawem nasze niebo zapełni się dronami. Drony kontrolują osiedle, robią „selfie” („dronie”!), dostarczają pizzę – słowem, wszystko.
Tyle że na razie to myślenie życzeniowe. Wszystkie te drony oferują mniej więcej to samo, na dodatek są to rzeczy, których wspomniany zwykły, szary Bednarek raczej nie potrzebuje. A na razie twórcy tych sprzętów nie spieszą się, żeby pokazać, że przyda nam się to w codziennym użytku.
Nieznana jest kwestia przepisów, nie wiadomo, gdzie mam z tym latać, po co i kiedy. Nie będę narzekał też na brak postępu, bo na razie drony nie mogą zbyt długo przebywać w powietrzu. To jednak kwestia czasu.
I chyba „kwestia czasu” jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego tyle niepotrzebnych gadżetów przybywa. Ich twórcy jakby mówili: może kiedyś wam się to przyda. Sami jeszcze nie wiemy czy i kiedy, ale na wszelki wypadek weźcie to.
A przecież powinno być odwrotnie. Chciałbym, żeby twórcy zachęcili mnie do kupna sprzętu i żeby ich jedynym argumentem nie było hasło: gigant robi, więc ja też, może się uda.
Na razie jednak tylko taka myśl przyświeca twórcom.