Tranzystor czy lampa? Czy faktycznie słychać różnicę?

Tranzystor czy lampa? Czy faktycznie słychać różnicę?

Lampy elektronowe (fot. sxc.hu, osmar01, lic. CC)
Lampy elektronowe (fot. sxc.hu, osmar01, lic. CC)
Marcin Honkisz
19.05.2012 19:30, aktualizacja: 10.03.2022 14:25

Kolejny raz postanowiłem przyjrzeć się bliżej tematowi związanemu z muzyką. Zadane w temacie pytanie zdaje się mieć oczywistą odpowiedź. Ale na czym ta różnica faktycznie polega?

Kolejny raz postanowiłem przyjrzeć się bliżej tematowi związanemu z muzyką. Zadane w temacie pytanie zdaje się mieć oczywistą odpowiedź. Ale na czym ta różnica faktycznie polega?

Tak właściwie to pytanie powinno brzmieć – czy faktycznie wzmacniacz lampowy gra lepiej? Niestety, ale jest to mój kolejny artykuł w którym mogę się narazić pewnej grupie osób. Dlaczego? Otóż będę się starał dokładnie przeanalizować miłość wielu osób do wzmacniaczy lampowych. Czy jest ona poparta dowodami, czy może została im wmówiona?

Obecna tendencja rynkowa pokazuje, że marketowy sprzęt audio, tzw. masówka, to wzmacniacze tranzystorowe. Są przede wszystkim tanie, każdy egzemplarz ma powtarzalne parametry, mogą być bardzo małe, nie grzeją się. Wygląda więc na to, że są idealne. Ale jest jeszcze jedna, najistotniejsza sprawa – co z jakością dźwięku?

Zanim przejdę do analizy dźwięku, jeszcze dwa słowa na temat wzmacniaczy lampowych. Przede wszystkim są bardzo drogie, ciężkie, grzeją się, nie znajdziemy ich w supermarkecie. Ich produkcją zajmują się obecnie praktycznie tylko firmy z środowiska tzw. audiofilskiego.

No właśnie – prosta konkluzja jest taka, że skoro hi-endowcy produkują sprzęt na lampach, jednoznacznie wynika z tego, że takie systemy grają po prostu lepiej. Właśnie, tylko co to niby oznacza w praktyce? Czy przeciętny słuchacz usłyszy różnicę?

Udało mi się dotrzeć do ciekawych badań prowadzonych przez pana Marka Klimczaka dla czasopisma Elektronika dla Wszystkich. Porównywał on dwa wzmacniacze – tranzystorowy i lampowy na oscyloskopie. Jako sygnał wejściowy podawał idealne przebiegi sinusoidalne, prostokątne i trójkątne.

Wyniki końcówek mocy wyświetlone na oscyloskopie nie były specjalnie zaskakujące. Generalnie, nie wdając się zbyt w szczegóły można powiedzieć, że wzmacniacze lampowe bardzo zniekształcają sygnał. Sinusoida jest odrobinę przesunięta, wypłaszczona, dodają się wyższe harmoniczne.

Przebiegi trójkątne i prostokątne są zdecydowanie wygładzane i również przesunięte w czasie. To wszystko oznacza jedno – sygnał wejściowy jest zniekształcany. Czy to świadczy o tym, że wzmacniacz lampowy gra źle?

Zwolennicy sprzętu „bańkowego” bronią go twierdząc, że muzyka z niego się wydobywająca ma duszę, klimat, jest ciepła. Czy da się takie wrażenia przenieść na wyniki doświadczalne?

Niedoskonałości, które wykazuje oscyloskop, paradoksalnie działają na korzyść wzmacniaczy lampowych. Zniekształcanie i wypłycanie „kanciastych” przebiegów wygładza brzmienie.

Dodatkowo zjawisko obcinania amplitudy silnych sygnałów nie pojawia się w przypadku sygnałów cichych. Nazywane jest ono kompresją dynamiki. W praktyce oznacza to, że głośne dźwięki są odrobinę wyciszane, podczas gdy te najcichsze pozostają bez zmian.

Dzięki temu zupełnie zmienia się dynamika nagrań – mogą zacząć być słyszane odgłosy niepożądane, jak odbicia, czy szelesty, które miały miejsce w studio nagrań. To pozwala na poczucie atmosfery nagrań, odkrycie właśnie ich duszy.

Tranzystory audio (fot. digital-vision.pl)
Tranzystory audio (fot. digital-vision.pl)

Idealne przenoszenie sygnału wejściowego przez wielostopniowe końcówki tranzystorowe, najczęściej działające jeszcze w oparciu o sprzężenie zwrotne nie zmienia dynamiki nagrań. Pozostają one suche i teoretycznie takie, jakie artysta chciał aby były.

Reasumując, dusza muzyki, o którą tak namiętnie walczą audiofile, wynika z niedoskonałości sprzętu konstruowanego w oparciu o lampy. Być może faktycznie opłaca się wydawać zdecydowanie większe kwoty oraz znosić resztę wad takiego sprzętu.

Do niedawna byłem dużym sceptykiem jeśli chodzi o fascynację lampami. Jednak z czystej ciekawości odwiedziłem kilka studiów odsłuchowych porównując dźwięk… I mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że gdybym dysponował odpowiednią gotówką, raczej wybrałbym wzmacniacz lampowy…

Wady i zalety wzmacniacza lampowego

[plus]pracują liniowo bez konieczności stosowania ujemnego sprzężenia zwrotnego,

[plus]są odporne na przeciążenia i zmiany napięcia,

[plus]parametry są niezależne od temperatury,

[plus]charakteryzują się większą dynamiką niż typowe układy tranzystorowe,

[plus]projektowanie układów lampowych jest prostsze,

[plus]transformator wyjściowy chroni głośniki w przypadku uszkodzenia lampy,

[plus]wymiana lamp nie jest skomplikowana i może być wykonana przez użytkownika,

[minus]droższe od tranzystorów,

[minus]wymagają wysokich napięć zasilających,

[minus]zużywają sporą moc, zwłaszcza na straty cieplne,

[minus]podatne na uszkodzenia,

[minus]krótka żywotność.

Wady i zalety wzmacniacza tranzystorowego

[plus]tańsze od lamp,

[plus]wzmacniacze tranzystorowe są mniejsze i lżejsze,

[plus]małe straty cieplne,

[plus]odporne na wstrząsy i wibracje,

[minus]układy bardziej złożone i wymagają zastosowania ujemnego sprzężenia zwrotnego,

[minus]wrażliwe na przeciążenia i skoki napięcia,

[minus]wymiana czegokolwiek możliwa właściwie tylko w serwisie.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (23)