“Weź swój długopis na wybory”. Jak ustrzec się przed sfałszowaniem głosów: poradnik spiskowca!
08.05.2015 08:33, aktual.: 10.03.2022 10:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czy wiecie, że ponad 150 tysięcy Polaków uważa, że wybory prezydenckie mogą być sfałszowane? Podpowiadamy więc, jak się przed tym uchronić! Zaznaczamy od razu: więcej w tym żartu niż powagi!
152 tysiące Polaków weźmie swój długopis na niedzielne wybory. Niecały tysiąc jeszcze się zastanawia, zachowując resztki nadziei, że może jednak będzie uczciwie. Zainteresowanie nie powinno nas dziwić, bo sprawa jest poważna.
“Długopis to niby drobny przedmiot – ale w procesie wyborczym posiadający kluczowe znaczenie” - piszą organizatorzy “akcji” i trudno się z nimi nie zgodzić. Nie dość, że w niektórych może być mocny, przebijający tusz, to jeszcze w komisjach mogą znaleźć się takie, w których ten… znika!
Znikający dusz w długopisach!
Wystarczy wstawić Rocketbook do mikrofalówki na 30 sekund, a magiczny atrament zniknie! Mazaki mają specjalny tusz reagujący na ciepło.
Warto więc rozglądać się po salach i sprawdzić, czy komisja nie ma mikrofalówki. Jeżeli jest - wybory na bank ustawione, będą wkładać karty i je podgrzewać. Jeśli nie ma - no cóż, kryją się dobrze.
Zdziwieni? Już dawno temu pisaliśmy o długopisach, których tusz można przy odpowiednich staraniach zetrzeć. A to przecież wierzchołek góry przekrętów, bo są też takie, które kopią prądem. Chcesz zagłosować na antysystemowego kandydata? Trach, poraziło! Kto spróbuje raz jeszcze?
Dlatego warto brać długopis, który nigdy się nie wypisze. Przynajmniej tak obiecywali twórcy:
Podczas pisania drobinki metalu pozostawią na kartce wyraźny i - co ważne - trwały ślad. Brak konieczności uzupełniania wkładów to nie jedyna przewaga gadżetu nad tradycyjnymi długopisami. Napisy wykonane The Inkless Metal Pen nie rozmazują się, a długopis na pewno nie będzie przeciekał i zadziała w warunkach zerowej grawitacji
Ciekawą opcją jest też Lernstift, czyli długopis z wbudowaną autokoretką. Ale tutaj szczerze ostrzegamy - sami podejrzewamy, że jedna z kluczowych opcji może być podatna na ataki hakerskie:
W przypadku wykrycia błędu lub stwierdzeniu małej czytelności tekstu, informuje o tym piszącego za pomocą wibracji. Ponadto potrafi - na razie w ograniczonym zakresie - sprawdzać poprawność gramatyczną.
Mnie zapaliła się ostrzegawcza lampka, kiedy pomyślałem o tym, że długopis zaczyna wariować i wibrować zbyt mocno, gdy zbliżamy się do skreślenia wybranego - wiadomo, opozycyjnego - kandydata. Trzeba uważać, więc to opcja dla ryzykantów.
Ale przynajmniej ma się pewność, że krzyżyk zaznaczony będzie poprawnie, bo “w przypadku wykrycia błędu lub stwierdzeniu małej czytelności tekstu, informuje o tym piszącego za pomocą wibracji”.
Przyda się na ewentualne procesy. “Panie sędzio, mój krzyżyk nie mógł być nieczytelny - długopis nie wibrował!”.
Długopis z kamerą
Najlepiej wziąć ze sobą taki długopis, który nie tylko robi fotki, ale też nagrywa - wtedy ma się dowód nie do podważenia. Przydałby się taki z opcją przesyłania notatek na smartfona lub do Internetu: można by zlokalizować, w którym miejscu postawiło się krzyżyk, a później porównało z kartą wyborczą. I prosto do sądu!
Oczywiście szpiegowski długopis to nie wszystko. Konieczne jest zrobienie selfie - najlepiej wykorzystując do tego kijek do selfie, żeby fotka była precyzyjna i wskazany kandydat był widoczny.
Zakazane selfie
Musimy korzystać z prawa, które jeszcze nam przysługuje. W Wielkiej Brytanii najwidoczniej szykują jakiś przekręt, bo tam selfie przy urnie robić nie można.
Komisja przypomniała jednocześnie, że robienie zdjęć w lokalach wyborczych jest sprzeczne z brytyjskim prawem, które wyraźnie broni zasady tajności głosowania. Tym bardziej złamaniem prawa jest publikacja takich obrazów w internecie, np. w mediach społecznościowych. Wyborcom, którym udowodni się taki czyn, grozi do pół roku pozbawienia wolności lub grzywna.
My próbujmy (ale wynikami dzielmy się po ciszy wyborczej!). A jeżeli ktoś będzie chciał nam kijka z ręki wyrwać, to mamy dowód jak na piśmie - oszukują!
Przed wejściem “za kotarę” warto umieścić gdzieś kamerkę nagrywającą obraz w 360 stopniach. Bo jaką mamy gwarancję, że kiedy my jesteśmy odwróceni, to za naszymi plecami ktoś nie podmienia właśnie urny, przez co nasz głos ląduje do tej fałszywej, która tak naprawdę jest koszem na śmieci?
Polecamy szczególnie 360cam, bo to gadżet, który można wmontować w miejsce żarówki. Trzeba tylko odwrócić uwagę komisji wyborczej, wymienić i gotowe - można przyłapać oszustów na miejscu zbrodni.
A najbardziej polecamy wziąć ze sobą... zdrowy rozsądek. Naprawdę uważacie, że wybory mogą być nieuczciwe? Mimo wszystko, odbiegając od wszystkich politycznych sporów, z takich sztuczek u nas nie trzeba korzystać. Są inne, legalne, sposoby.