Xbox Live ma 10 lat. Wspominamy konsolową rewolucję sieciową

Xbox Live ma 10 lat. Wspominamy konsolową rewolucję sieciową

Xbox Live ma 10 lat. Wspominamy konsolową rewolucję sieciową
Redakcja Gadżetomanii
15.11.2012 18:13, aktualizacja: 10.03.2022 12:43

Z okazji okrągłej rocznicy powstania usługi (i nieco mniej okrągłej rocznicy pojawienia się na rynku pierwszego Xboxa) przypominamy początki działania Live'a. I podajemy 10 powodów, dla których warto go kochać.

Z okazji okrągłej rocznicy powstania usługi (i nieco mniej okrągłej rocznicy pojawienia się na rynku pierwszego Xboxa) przypominamy początki działania Live'a. I podajemy 10 powodów, dla których warto go kochać.

Trudne początki

Granie na konsolach w sieci wydaje się dziś normalne. Kiedyś - nie do pomyślenia. Owszem, niektórzy próbowali przed Microsoftem, ale przeważnie nie kończyło się to dobrze. Sega wprowadziła dla Dreamcasta usługi SegaNet i Dreamarena. Ba, można było nawet ściągać z sieci dodatki, ale co z tego, skoro ich zapis na karcie pamięci... powiedzmy, że nie pozwalał przesadnie poszaleć. O pierwszych próbach Sony pisaliśmy ostatnio przy okazji wspomnienia PlayStation 2. Trzeba było dokupić specjalną przystawkę... Rewelacyjny pomysł, prawda? A i tak nie za bardzo było w co i z kim grać.

[solr id="gadzetomania-pl-315656" excerpt="1" image="1" words="20" _url="http://gadzetomania.pl/4501,wielki-powrot-master-chiefa-halo-4" _mphoto="czif-315656-270x151-13a097960445.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]4656[/block]

To właśnie Microsoft dopieścił swoją usługę, a potem spopularyzował. To dzięki Xbox Live graliśmy, ściągaliśmy dodatki. To Xbox Live przetarło szlak i zmusiło konkurencję do działania, a potem wokół i dzięki niemu pojawiły się kolejne sieciowe bajery. Na początku konsolowcy narzekali, że Xbox za bardzo przypomina peceta, że przez możliwość ściągania łatek twórcy nie muszą się starać, żeby dopieścić grę na premierę... Ale dziś chyba już nikt nie żałuje.

Nazwa po raz pierwszy pojawiła się na E3 w 2002 roku, choć już wcześniej było wiadomo, że Microsoft pracuje nad usługą sieciową. Wystartowała ona wprawdzie w czasach pierwszego Xboxa, ale dopiero wraz z premierą 360, po zupełnej przebudowie, stała się tak fajna. Tak jak przy pierwszej konsoli Microsoft dopiero się uczył, by przy drugiej uderzyć z grubej rury, tak przy pierwszej wersji usługi raczej rozpoznawał teren. Przy drugiej: zmiażdżył konkurencję i zmusił do działania.

Obraz

Zresztą pierwszy Xbox też obchodzi dziś urodziny, choć mniej okrągłe, bo jedenaste. I gdybyśmy mieli wybrać jedną rzecz, za którą jesteśmy mu wdzięczni i za którą go zapamiętamy, to głos zostałby oddany właśnie na Xbox Live.

A zatem... Przedstawiamy 10 rzeczy, za które kochamy Xbox Live.

1. Achievementy zachęcały do szaleństwa

Jakiegoś rodzaju systemy osiągnięć towarzyszą grom od dawna, ale to achievementy były wyraźnym krokiem do przodu i sprawiły, że ludzie robili szalone rzeczy tylko po to, żeby coś sobie udowodnić i pochwalić się punktami przed sieciowymi znajomymi. Czy ktoś, gdyby nie one, próbowałby przejść całe Dead Space, używając tylko jednej broni? Albo zgnieść wszystkie larwy w Half Life: Episode 2? A może wytrzymać 14 realnych godzin w hipermarkecie w Dead Rising? Ja chyba bym odpuścił.

Achievementy stały się faktyczną motywacją nie tylko do grania, ale wręcz do grania w sposób, który by nam nie przyszedł do głowy. Upowszechniły się tak bardzo, że niektórzy twierdzą nawet, że nazwa pierwszego achievementu, który zdobędą w zaczynającym się roku, jest swego rodzaju wróżbą...

Mój ulubiony aczik? Ten za "press START to play" w The Simpsons.

2. Zabawne wspomnienia z londyńskiego i tokijskiego hotelu

Z okazji urodzin wybaczamy nawet Xbox Live, że tak długo trzeba było na niego czekać w naszym kraju. Przez długi czas po premierze Xboxa 360 usługa nie była oficjalnie dostępna w Polsce. Doprowadzało to do zabawnych sytuacji - żeby z niej korzystać, trzeba było się zarejestrować, używając adresu na przykład z Wielkiej Brytanii. Pamiętam, że miałem wtedy bardzo wielu znajomych mieszkających na brytyjskich lotniskach, w bibliotekach i przypadkowych hotelach... Nie żeby było to wygodne rozwiązanie, ale z dzisiejszej perspektywy - na pewno śmieszne.

Co ciekawe, dla różnych regionów dostępna była różna zawartość na Xbox Live Marketplace. Zdarzyło mi się w związku z tym zakładać konto japońskie, by dorwać się do jakiegoś demka. Czułem się prawie jak haker.

  1. Setki godzin w sieciŁańcuchowy bagnet na lancerze. Przecinanie wroga na pół. Każdy, kto przeprowadził tym narzędziem tę operację po raz pierwszy, na innym graczu, pamięta ten dreszcz. Multiplayer w kolejnych odsłonach Gears of War wciągał na długie godziny. Halo też przyłożyło się do misji udowadniania, że konsolowe granie sieciowe nie musi być gorsze niż na PC. A te dwie serie to przecież tylko początek.4. Krzyk amerykańskich nastolatków
  1. Wirtualne targowiskoDema gier. To coś, czego konsolowcy zazdrościli pecetowcom. Były wprawdzie jakieś płytki dołączane do czasopism, nawet w Polsce ukazywał się Oficjalny Polski PlayStation Magazyn z nimi, ale jednak możliwość ściągania demek nowości to zupełnie co innego. Jak również innych przyjemnych dodatków, które znajdowały się na Xbox Live Marketplace, choć płacenie za tapetę może do dziś wydawać się absurdalne.6. Wiadomości od znajomych
  1. Perełki z Xbox Live ArcadeZnam osobiście człowieka, który w dość krótkim czasie po nabyciu Xboxa 360 przestał zupełnie kupować gry na płytach i przerzucił się całkowicie na Xbox Live Arcade. Nawet nie dlatego, że to wygodne. Po prostu te pozycje idealnie trafiały w jego gust: odświeżone klasyki i mniejsze gry, często oparte na staroszkolnej mechanice pojawiały się na XBLA w dużych ilościach, wśród nich wiele perełek. Hipnotyzujące neonowymi kolorami Geometry Wars: Retro Evolved wciągało na godziny, Shadow Complex przywróciło wiarę w gry 2D, a Castle Crashers na zawsze odmieniło kanapowe granie.8. Partyjka z Megan FoxPamiętacie akcję Play with Fame? Ci, którzy mieli złoty abonament, mogli pograć po sieci z celebrytami. Mnie wprawdzie od gwiazd Hollywood bardziej jarają te, koło których przemyka USS Enterprise, ale muszę przyznać, że możliwość pogrania z Megan Fox** to jednak jest coś**. A ci, którzy interesują się tą całą piłką, pewnie docenili możliwość pyknięcia meczyku z Kubą Błaszczykowskim.9. Granie tuż po wejściu do domu
  1. Konferencje z targów w salonie

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Xboxie Live!

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)