George R.R. Martin pisze "Grę o tron" na komputerze z DOS‑em. I ma to sens!
Używanie komputera z DOS-em w dzisiejszych czasach wydaje się absurdalne, ale George R.R. Martin na takim właśnie sprzęcie lubi pracować. Robi to z wyboru i ma sensowne argumenty, które mogą sprawić, że sami zaraz zaczniemy się zastanawiać, czy aby na pewno nie mamy w pracy za dużo rozpraszaczy.
15.05.2014 | aktual.: 15.05.2014 13:28
G.R.R. Martin jest jednym z tych autorów, którzy każą bardzo długo czekać na każdą nową książkę. Ale być może czekalibyśmy jeszcze dłużej, gdyby pisarz używał nowocześniejszego sprzętu do pracy. Tak, dłużej! To wbrew pozorom logiczne.
Tajna broń autora "Gry o tron"
Autor "Pieśni Lodu i Ognia", która jest literackim pierwowzorem serialu "Gra o tron", nie musi martwić się o wirusy komputerowe, a kiedy pracuje, nic go nie rozprasza. Martin używa do pisania maszyny z systemem MS-DOS. W programie Conana O'Briena wyjaśnił, że nie jest wcale taki zacofany, tylko po prostu tak mu wygodnie.
"Mam dwa komputery. Jednego używam do przeglądania Internetu, rozliczania podatków czy odbierania poczty. Drugi służy mi tylko do pisania – to maszyna z DOS-em, która nie jest podłączona do Internetu. Używam edytora WordStar 4.0" – mówił pisarz.
Publiczność Conana dostała po tym wyznaniu ataku śmiechu, a Martin spokojnie wyjaśnił, że on tak lubi pracować. Jego stary komputer ma wszystko, czego potrzebuje. "Nie chcę żadnej pomocy. Nie cierpię tych nowoczesnych edytorów, które zamieniają małe litery na wielkie. Ja nie chcę wielkiej litery. Gdybym chciał mieć wielką literę, sam bym ją wstukał" – dowodził. I dodał, że sprawdzania pisowni też nie może znieść.
George R. R. Martin Still Uses A DOS Word Processor | CONAN on TBS
Praca bez rozpraszaczy? No pewnie, że ma to sens!
Brzmi to wszystko dość ekscentrycznie, ale jest całkiem logiczne. "Pieśń Lodu i Ognia" wypełniona jest nazwami i nazwiskami, które nowoczesny edytor chciałby poprawiać wbrew woli autora. Oczywiście, Martin mógłby wyłączyć autokorektę i dostosować program do swoich potrzeb. Tylko po co? Wszystko, czego potrzebuje, to prosty edytor tekstu – i maszyna z DOS-em to ma! Dodatkowo jego praca jest bezpieczna, bo wiadomo, że komputer nie złapie wirusa.
A i rozpraszacz w postaci Internetu nie jest mu do niczego potrzebny. To naprawdę ma sens – też już zdarzało mi się wyłączać Internet, kiedy musiałam zrobić na komputerze coś, co połączenia z Siecią nie wymagało. Okienko Twittera, powiadomienia facebookowe, ciągle przychodzące maile – tak się nie da pracować, kiedy musisz skupić się na dłuższym tekście (spróbujcie w ten sposób pisać magisterkę!). Pozbycie się tego wszystkiego to jedyny sposób, żeby mieć spokój.
Daleka jestem od śmiania się z Martina, bo zgadzam się, że komputer z lat 80. spokojnie wystarczy do pisania książek. Wiem, że praca bez rozpraszaczy jest dużo bardziej efektywna niż praca z migającymi ciągle powiadomieniami. Oczywiście, wielu z nas nigdy w życiu by się do tego nie przyzwyczaiło – i nawet gdybyśmy odłączyli komputer od Internetu na kilka godzin, wciąż byśmy sprawdzali w smartfonie, co się dzieje na świecie.
Moja twitterowa znajoma, która zawodowo zajmuje się pisaniem, wyliczyła niedawno, że napisała 33 tysiące tweetów w dwa lata. Nawet jeśli każdy miał nie 140, ale tylko średnio 100 znaków, wychodzi razem 3,3 mln znaków. Czyli kilka grubych książek, które nigdy nie powstały, bo była w tym czasie zajęta Twitterem. W tym kontekście używanie przez pisarza sprzętu z DOS-em do pracy to naprawdę rozsądny pomysł. Nie sądzicie?