Pismo odręczne zanika. Po co nam umiejętność, której nie używamy?

Pismo odręczne zanika. Po co nam umiejętność, której nie używamy?

Czy pismo odręczne jest nam jeszcze potrzebne?
Czy pismo odręczne jest nam jeszcze potrzebne?
Łukasz Michalik
17.07.2013 15:00, aktualizacja: 10.03.2022 12:02

Różne media od kilku dni emocjonują się powstaniem pióra korygującego błędy piszącego. O tym wynalazku mogliście przeczytać na Gadżetomanii już prawie pół roku temu („Sposób na błędy ortograficzne – długopis Lernstift z autokorektą”). Prototyp został dopracowany i trafił na Kickstartera. Tylko czy odręczne pisanie ma jeszcze jakikolwiek sens?

Różne media od kilku dni emocjonują się powstaniem pióra korygującego błędy piszącego. O tym wynalazku mogliście przeczytać na Gadżetomanii już prawie pół roku temu („Sposób na błędy ortograficzne – długopis Lernstift z autokorektą”). Prototyp został dopracowany i trafił na Kickstartera. Tylko czy odręczne pisanie ma jeszcze jakikolwiek sens?

Nowoczesny gadżet pomnikiem niepotrzebnych umiejętności?

Pióro Lernstift wydaje się spełnieniem marzeń wszystkich tych, którzy z obrzydzeniem wspominają szkolne dyktanda i konieczność wkuwania zasad ortografii. Sprowadza lata nauki do niewielkiego technologicznego gadżetu.

Użytkownik pisze nim jak każdym innym piórem czy długopisem, jednak dzięki sensorowi ruchu Lernstift analizuje wpisywane znaki, odczytuje słowa i porównuje je z wbudowanym słownikiem. Gdy wykryje, że zamierzamy popełnić błąd, daje o tym znać wibracjami.

W teorii brzmi to świetnie, ale praktyczne zastosowanie tego gadżetu wydaje mi się dość dyskusyjne – trudno mi uwierzyć, by przy szybkim pisaniu wibracja zdążyła powstrzymać rozpędzoną dłoń przed nawet nie popełnieniem błędu, ale rozpoczęciem pisania niewłaściwej litery. Gdyby jednak udało się dopracować go na tyle, by na papierze nie pozostawał żaden ślad po błędzie, to wynalazek wydaje się rewelacją.

Lernstift. The first pen that vibrates when you make a mistake. Crowdfunding Video.

Warta uwagi jest za to kolejna funkcja elektronicznego pióra - nauka kaligrafii. Zamiast reagować na zamiar popełnienia błędu, pióro może – analizując kształt liter – ocenić, czy pismo jest czytelne, i zasygnalizować ewentualne problemy.

Mimo wszystko gadżet zapowiada się ciekawie. Problem w tym, czy rzeczywiście rozwiązuje jakikolwiek problem. Z pozoru wszystko jest jasne – uczy ortografii i kaligrafii, jednak warto zadać sobie w tym miejscu zasadnicze pytanie: po co?

Umiejętności, z których nie korzystamy, zanikają

Patrząc na tę sprawę z czysto utylitarnego punktu widzenia, umiejętność ręcznego pisania jest nam współcześnie potrzebna na równi z umiejętnością reperowania kolczugi, ubijania masła czy wybierania miodu z barci. Dla pokoleń, które rozpoczynały edukację od stawiania w zeszycie w linie koślawych liter, może to zabrzmieć jak zamach na świętość, ale pismo odręczne przestaje być do czegokolwiek potrzebne.

Tak przynajmniej dwa lata temu stwierdził Stanowy Departament Edukacji z amerykańskiej Indiany, który dał szkołom wolną rękę w kwestii nauczania pisma odręcznego. Podobnie postąpiono na Hawajach, gdzie zamiast poświęcać czas na naukę kreślenia liter, uczniowie mogą ćwiczyć szybkie pisanie na klawiaturze, gdzie ewentualne błędy zostaną podkreślone albo poprawione automatycznie.

Choć może to oburzać tradycjonalistów, decyzje te tylko potwierdziły stan faktyczny. Świetnym przykładem jest scena z niedawnego głośnego w Stanach Zjednoczonych procesu, w którym uniewinniono George’a Zimmermana – członka straży obywatelskiej, który miał bez powodu zastrzelić czarnoskórego nastolatka.

W sądzie doszło do bardzo wymownej sceny. Gdy występująca jako świadek Rachel Jeantel została poproszona o odczytanie listu, stwierdziła:

Nie rozumiem pisma odręcznego.

Nie piszemy, bo tego nie potrzebujemy

Jak się okazało, średni czas, jaki upłynął od momentu, w jakim uczestnicy badania napisali coś na kartce papieru (nie list czy wypracowanie, ale cokolwiek!), wynosił 41 dni. To nie wszystko – aż jedna trzecia z nich nie pisała od co najmniej pół roku!

I nie wynikało to z jakiejś awersji do słowa pisanego czy niechęci do tradycji. Współczesny świat, poza czasem nauki w różnych szkołach, po prostu nie wymaga od nas umiejętności odręcznego pisania, z małym wyjątkiem w postaci podpisu, czyli bardzo często po prostu jakiegoś zawijasa, w którym nie widać żadnych liter. Jak stwierdził w jednym z wywiadów Morgan Polikoff, profesor z University of Southern California's Rossier School of Education:

Podobnie jak zrobiliśmy z liczydłem I suwakiem logarytmicznym, czas odesłać na emeryturę naukę pisania odręcznego. Niezwykle mała część społeczeństwa używa jeszcze pisma odręcznego (…) w większości sytuacji używana jest klawiatura i wydruki.

Na zmieniającą się sytuację zareagowała niedawno Common Core State Standards, amerykańska instytucja odpowiedzialna za standaryzację programów nauczania. Choć z programów nauczania nie wyrzucono nauki odręcznego pisania, to pominięto wymóg, by szkoły uczyły tej umiejętności.

Uczyć czy nie uczyć?

W tym miejscu warto postawić pytanie, czy praktyczni Amerykanie nie wylewają dziecka z kąpielą. Choć nie ulega wątpliwości, że współcześnie niemal nie potrzebujemy pisma odręcznego (i dotyczy to zarówno mieszkańców Stanów Zjednoczonych, jak i nas wszystkich), to warto zastanowić się, czy umiejętność pisania nie niesie ze sobą jakichś innych, mniej oczywistych korzyści.

Pisanie odręczne to nie tylko forma komunikacji
Pisanie odręczne to nie tylko forma komunikacji

Choć pismo odręczne nie ma już znaczenia w procesie komunikacji, to okazuje się, że kreślenie liter na kartce papieru wpływa na to, jak pracuje nasz mózg. W przeciwieństwie do wpisywania tekstu za pomocą klawiatury pisanie odręczne sprzyja uczeniu się i zapamiętywaniu zapisywanych treści.

Co więcej, osoby częściej korzystające z odręcznego pisania łatwiej kojarzą różne symbole i znaki – dotyczy to zarówno egzotycznych alfabetów, jak i np. symboli używanych w różnych schematach.

To nie koniec korzyści – pisanie wpływa również na łatwość formułowania myśli i styl wypowiedzi. Badania przeprowadzone przez Uniwersytet Waszyngtoński wskazały, że uczniowie piszący swoje prace ręcznie robią to szybciej (choć od strony technicznej wklepywanie tekstu na klawiaturze pozwala na szybsze pisanie) i używają bogatszego słownictwa.

Historia kołem się toczy

Rezygnując z pisania odręcznego, rezygnujemy zatem z kilku dość istotnych korzyści. Czy warto? Sądząc po zmianach, jakie zaszły w tej kwestii w ciągu ostatniej dekady, to chyba nieuniknione. Ale nie sądzę, by odręczne pisanie miało po prostu zniknąć.

Sztuka pisania była przed laty znana tylko nielicznym
Sztuka pisania była przed laty znana tylko nielicznym

Bardziej prawdopodobny wydaje mi się scenariusz podobny do innych reliktów analogowej przeszłości. Przykładem może być to, co dzieje się z książkami czy muzyką. Gromadzenie domowej biblioteki czy audioteki w fizycznej postaci staje się świadomym wyborem, a zarazem czymś elitarnym - z praktycznego punktu widzenia jest przecież bez sensu. Wymaga poświęcenia zasobów w postaci miejsca, dokupienia odpowiednich sprzętów, jak regały czy sprzęt audio, a w przypadku przeprowadzki staje się utrudnieniem i generuje dodatkowe koszty.

W podobną stronę wydaje się zmierzać pismo odręczne – jest przecież mniej efektywne, wolniejsze i w gruncie rzeczy mało praktyczne. Choć – rzecz jasna – w wielu przypadkach po prostu piękne, o czym zaświadczą entuzjaści kaligrafii.

Wygląda na to, że historia powoli zatacza wielkie koło. Umiejętność pisania i odczytywania pisma była przed wiekami znana tylko nielicznym. Niewykluczone, że tak właśnie będzie wyglądała również przyszłość, z masową umiejętnością szybkiego pisania na klawiaturze (o ile nie wyprą jej aplikacje rozpoznające głos czy inne interfejsy) i rzadką sztuką pisania odręcznego. A panie Rachel Jeantel przestaną budzić czyjekolwiek zdziwienie.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)