Razer Nabu X – smartband z gamingowym rodowodem [test]
Nic tak bardzo nie motywuje do działania jak określony cel i monitoring. Nie dziwi więc fakt, że idea lifeloggingu zdobywa popularność, a sprzedaż trackerów rośnie. Podążający za trendami Razer również przygotował smartband – Nabu X – który to ma za zadanie mierzyć naszą aktywność, motywować do działania i przy okazji wyświetlać powiadomienia. Czy udało się i warto zainwestować w smartopaskę tego producenta? Zapraszam na test!
16.05.2015 14:40
Razer Nabu X – design i ergonomia
Ostatnimi czasy konsumenckie (warto to podkreślić: nie tylko dla graczy) produkty Razera zaczęły wyglądać naprawdę dobrze. Świetny soundbar Leviathan, znakomite słuchawki Adaro to dowody na to, że projektanci pracujący dla amerykańskiej firmy potrafią stworzyć coś naprawdę gustownego. Szkoda tylko, że smartband Nabu X nie będzie mógł posłużyć mi za kolejny przykład miłego dla oka, nowoczesnego i praktycznego designu. Opaska bowiem ani ładna, ani praktyczna nie jest, przynajmniej w czarnej wersji, którą do testów mi podesłano. Całość wykonana z gumy wygląda po prostu tandetnie.
Ponadto pokryta rowkami bransoleta brudzi się i konia z rzędem temu, kto ją potrafi szybko wyczyścić. Mimo, że smartband Razer Nabu X towarzyszy mi przy każdym prysznicu, wcale nie jest od tego czystszy. W dalszym ciągu świeci w moje oczy paprochami i szarościami, których nie chce mi się usunąć. Poza tym guma, co by nie mówić, jest może odporna na wodę (i czyszczenie…), ale miła w dotyku już nie. Gdy tylko na dworze robi się cieplej i podejmiemy jakąkolwiek aktywność, pod opaską robi się nieznośnie gorąco, skóra się poci i ma się ochotę jak najszybciej ją zdjąć. Ja tego w ramach testu nie zrobiłem, ale jako konsument nie zawahałbym się ani chwili.
Razer Nabu X – śledzenie aktywności
Śledzenie aktywności to kolejny temat, który w przypadku Nabu powinien być tabu. Smartopaska Razera nie dość, że ma raptem 1 czujnik, dostępny w każdym telefonie akcelerometr, to jeszcze nie robi z niego dobrego użytku. Dokładność pomiarów w wykonaniu Nabu X może zadowolić tylko patentowanych leni, którzy po całym dniu tarzaniu się po kanapie zechcą zaimponować znajomym na Facebooku wynikiem. Bo przyznać trzeba, że rezultaty są cokolwiek nieprzewidywalne. Ot, na przykład, po całodniowym wylegiwaniu się przerywanym wyjściami do toalety i kuchni okazało się, że przeszedłem kilka kilometrów i zrobiłem ponad 4000 kroków.
Jest to o tyle interesujące, że raptem kilkaset kroków więcej uzyskałem w pracujący dzień, nieustannie kursując między zespołami rozlokowanymi na 2 piętrach, gdy co najmniej kilkunastokrotnie pokonałem dystans 18 schodów. Wyjście na powolny spacer również znacząco nie podbiło wyniku. Choć przemierzyłem pieszo dodatkowo ok. 5 kilometrów, to Razer Nabu X doliczył się niecałych 4,5 w ciągu całego dnia. Powolny chód często jest pomijany, szybki natomiast duplikowany w pomiarach. W praktyce rzadko kiedy przejście 10 kroków w jakikolwiek sposób podbija licznik o 10. Czasami będzie to 3-5, czasami 15-30.
Monitoring snu sprawdza się równie kiepsko. Po pierwsze przejście w fazę „snu” możemy w opasce wyzwolić manualnie (komu by się chciało?!) lub automatycznie, ale ta druga opcja się średnio sprawdza. Przynajmniej u mnie, gdyż chodzę spać o różnych godzinach, a czasami jestem tak zmęczony, że potrafię zdrzemnąć się tuż po powrocie z pracy. Na takie scenariusze Razer Nabu X nie jest przygotowany. Można zdefiniować jedynie przedział od i do, w którym zwykle się śpi. Nie można za to zdefiniować chociażby 2 przedziałów – godzin od i do, kiedy się chodzi spać oraz od i do, kiedy się wstaje, by ułatwić pracę automatowi.
W praktyce drzemka po południu, nawet 3-godzinna snem nie jest. Poza tym wstawanie w nocy za potrzebą to dla opaski sygnał, że już nie śpimy. Zdarza się też, że jeśli położymy się zdecydowanie później niż zdefiniowana pora chodzenia spać i wstaniemy wcześniej, to opaska uzna, że nie spaliśmy w ogóle. Dodam jeszcze, że Razer Nabu X nie ma tak przydatnego sensora jak pulsometr. Choć na dobrą sprawę, jeśli miałby on działać równie dokładnie jak krokomierz, to w sumie chyba nawet lepiej, że go nie ma. Jakość wszelkich pomiarów tej opaski jest, niestety, słaba. Lepiej aktywność monitorują smartfony np. Galaxy S5, o opaskach Fitbita czy Jawbone'a nie wspominając…
W związku z tym informacje o przebytej liczbie kroków, dystansie, spalonych kaloriach czy w końcu przespanych godzinach traktuję, niestety, jako ciekawostkę. Nigdy nie wiem, z jaką dokładnością odbył się dany pomiar, czy przystaje on do rzeczywistości, czy nie. Musiałbym, dla porównania, mieć na ręce np. drugą opaskę, np. FitBita, by mieć pewność, że wskazania w Nabu Fitness są cokolwiek warte. A skoro potrzebna mi druga opaska, to może… tylko ta druga?
Razer Nabu X – powiadomienia i udostępnianie
Razer Nabu X nie ma wyświetlacza, ma za to 3 diody RGB i mechanizm wibracyjny. Mają one za zadanie informować nas o powiadomieniach, osiągnięciach czy np. stanie naładowania baterii. W praktyce użyteczność ich jest dyskusyjna. Dlaczego? Przede wszystkim diody przekazują zbyt mało informacji. Możemy zdefiniować, że zielone to SMS, czerwone Facebook, a niebieskie połączenie przychodzące. Tylko co z tego, jak w dalszym ciągu muszę sięgnąć po telefon by określić, czy dane powiadomienie jest dla mnie istotne, czy też nie?
Inna kwestia to taka, że jeśli chcemy korzystać z powiadomień z więcej niż 3 aplikacji, trzeba wykazać się dobrą pamięcią. Ja takowej, chyba nie mam, bowiem po kilku dniach nadal zastanawiam się, czy to mail, czy też SMS, a może Facebook? I ponownie muszę sięgnąć po telefon. A skoro tak, to po co mi coś takiego? Kolejny temat to udostępnianie danych poprzez uścisk dłoni. Nie wiem, czy i jak to działa, bo opaskę dostałem tylko jedną. Natomiast jeśli chodzi o wymianę danych z wykorzystaniem Nabu i serwisów społecznościowych, to taka opcja jest. Ja z niej nie skorzystam dopóki rejestrowane dane nie zaczną odzwierciedlać rzeczywistości.
Razer Nabu X – oprogramowanie
Oprogramowanie to kolejny, niestety, słaby punkt Nabu X. Po pierwsze dlatego, że aplikacji prawie nie ma – platforma Pulse Razera nie zdobyła zbyt wielkiej popularności wśród developerów. Po drugie – te, które są, działają kiepsko i nie grzeszą funkcjonalnością. I to nawet te przygotowane przez Razera. Nabu Fitness w zasadzie jedyne, co robi, to wyświetla dane z czujnika i prezentuje je w niezbyt wyszukanej formie graficznej. I, co gorsza, nawet tego nie robi jak należy. Czasami nawet kilka razy trzeba wyjść i wejść do niej, by zsynchronizować dane. Gest „pull to refresh” absolutnie w tym nie pomaga – pozostaje jedynie „kill & try again”.
Nabu X Utility pozwala na skonfigurowanie opaski. Możemy wybrać aplikacje, z których powiadomienia będą sygnalizowane, ustawić siłę wibracji i jasność diod, włączyć opcję wymiany informacji kontaktowych poprzez uścisk dłoni, połączyć opaskę z Facebookiem i Tweeterem, skonfigurować tryb snu czy włączyć alarm. Ta ostatnia funkcja mogłaby być ciekawa, gdyby miała ciut więcej opcji, jak np. czas drzemki czy kilka sposobów na wyłączenie budzika, np. przejście 100 kroków czy solidny wymach, choć przy tej dokładności mogłoby to nie zadziałać. I, oczywiście, gdyby wybudzanie następowało w trakcie fazy lekkiego snu. Tego jednak nie ma. Budzik jest jeden, wibruje zawsze o tej samej godzinie, a lekki ruch ręką go wyłącza.
Z innych aplikacji za bardzo nie skorzystałem. My Tracker For Nabu nie działa w ogóle – na starcie rzuca błędem i w nagrodę zbiera same 1 w Google Play Store, Nabu Timer jest… niedorobiony, Orion robi to samo w zasadzie co Fitness, Good Morning… W sumie szkoda słów. Krótko mówiąc, tylko to, co przygotował sam Razer do czegoś się nadaje, co nie zmienia faktu, że pod względem liczby zastosowań i funkcjonalności wypada to co najwyżej nie najgorzej. Dla mnie natomiast na tyle zniechęcająco, że po krótkim czasie poza Nabu X Utility i Fitness nie włączałem już nic, bo nie było to tego warte i tylko zaśmiecało mi siatkę z aplikacjami.
Razer Nabu X na co dzień
Jeśli chodzi o eksploatację, to Razer Nabu X jest, poza brudzeniem się, niemal bezproblemowy. Nie trzeba się z nim cackać, można śmiało iść na basen czy wziąć gorący prysznic. Na ładowaniu bez problemu wytrzymuje 7-8 dni, co jest wynikiem lepszym niż zadeklarowany przez producenta. Jak zwykle jest jednak kilka ale. Po pierwsze jeśli zdecydujemy się, by po dwukrotnym pacnięciu w opaskę pokazywał się stan naładowania akumulatora, to podchodźcie do niego z dystansem. Kiedy miga jedna kropka, a 2 świecą, to bateria jest prawie pełna. Gdy ubędzie jedna kropka, to jest jej między 1/3 a 2/3. Kiedy natomiast miga ostatnia, to znaczy, że trzeba rozglądać się za portem USB, bo opaska padnie niechybnie tego samego dnia.
Wskazanie jest więc pod koniec dość nieadekwatne, jeśli brać pod uwagę tempo ubywania poprzednich kropek. Kolejna kwestia to reakcja na podwójne tapnięcie. Ten gest działa w miarę dobrze tylko i wyłącznie wówczas, gdy moduł jest na górze. Jeśli jednak przechylimy rękę, to najczęściej można pacać ile się chce bez żadnej reakcji. Inna kwestia to sposób ładowania. Nie mamy tutaj klasycznego micro-USB, lecz customowe złącze, dlatego lepiej dbać o przewód dostarczony przez producenta i nie zapominać o ładowaniu przed wyjściem z domu lub wyjazdem – indukcyjnie się nie da, a inny przewód nie będzie pasował.
Czy potrzebujesz Razer Nabu X?
Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Ja przyznaję bez bicia, że smartopaski w tej postaci na pewno nie potrzebuję. Dokładność pomiarów jest mocno dyskusyjna, wygoda noszenia kawałka gumy również. Do tego funkcjonalność jest dość ograniczona, a oprogramowanie ubogie i niedopracowane. Mimo całego mojego entuzjazmu wiążącego się z lifeloggingiem, smartbandami i podobnymi gadżetami muszę powiedzieć jedno – jeśli rozważaliście wydanie 200 zł na Razer Nabu X, to rozważcie to jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze… A jak już dojdziecie do właściwych wniosków, to weźcie te dwie stówki i wyskoczcie w plener z przyjaciółmi.