Krajobraz po ACTA 2. Co nas czeka po przyjęciu nowelizacji?

Krajobraz po ACTA 2. Co nas czeka po przyjęciu nowelizacji?

Co się zmieni po ACTA 2?
Co się zmieni po ACTA 2?
Źródło zdjęć: © Pixabay, Lic. CC0
Łukasz Michalik
26.03.2019 13:28, aktualizacja: 26.03.2019 20:01

Debata nad ACTA 2 nie przyniosła rozstrzygnięcia. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy nowelizacji przedstawiali sensowne argumenty. Efekt? Ustawa o "Dyrektywa o jednolitym rynku cyfrowym" przeszła przez zaledwie kilka głosów. Co nas czeka po zmianie przepisów?

Walka o pieniądze – starcie dwóch modeli biznesowych – została w przypadku ACTA 2 przystrojona w szaty szlachetnej walki o wolność słowa. Zaryzykuję stwierdzenie, że w praktyce spór o "Dyrektywę o jednolitym rynku cyfrowym" (tak brzmi pełna nazwa) sprowadza się do konfliktu interesów pomiędzy wytwórcami treści a tymi, którzy żyją z ich recyklingu i agregowania.

Stąd tak duży niepokój serwisów takich, jak choćby polski Wykop, które bez możliwości darmowego korzystania z cudzych treści tracą rację bytu. Zasada jest tu prosta – serwis tworzący własne treści może istnieć samodzielnie. Agregator, który nie ma czego agregować – albo znika, albo przestaje być praktycznym narzędziem.

Legalny streaming i pirackie treści

Diabeł – jak zwykle – tkwi jednak w szczegółach. O ile próbę uregulowania agregacji treści, nazywaną szyderczo „podatkiem od linków”, jestem w stanie nie tylko zrozumieć, ale – o ile będzie sensownie wdrożona – również poprzeć, niepokój budzą inne zapisy dyrektywy.

Kontrowersje dotyczą algorytmów, odpowiedzialnych za filtrowanie treści. Duże serwisy, jak choćby YouTube, i tak stosują je od dawna. Mniejsze bazują na mechanizmie „notice and takedown”, który zakłada, że po zgłoszeniu naruszenia konkretna treść jest przez usługodawcę usuwana z jego zasobów.

Niekiedy zasada ta bywa jednak nadużywana, czego dobrym przykładem są różne, działające również w Polsce serwisy z filmami "online". Pod płaszczykiem legalnego streamingu czerpią korzyści z pirackich (przy całej niejednoznaczności tego słowa) treści, tłumacząc się, że przecież usuwają te zgłoszone.

Gdzie kończy się filtrowanie, a zaczyna cenzura?

Zastąpienie „notice and takedown” prewencyjnym filtrowaniem treści wydaje się jednak działaniem ryzykownym. O ile można zrozumieć je w przypadku praw autorskich, łatwo można wyobrazić sobie scenariusz, gdzie te same mechanizmy są używane do blokowania treści, które z prawami autorskimi nie mają nic wspólnego.

Mają za to wiele wspólnego z wolnością słowa lub poglądami, uważanymi przez aktualnych prawodawców za niepożądane. W praktyce „filtrowanie” może zatem oznaczać coś, czego chyba każdy wolałby uniknąć, czyli cenzurę prewencyjną.

Warszawa, nie Bruksela

Scenariusze, rysowane na wypadek przyjęcia nowelizacji, bardzo różnią się między sobą. Wszystko zależy od tego, kto je kreśli. Biegunowo odmienne są „przewidywania” zwolenników i przeciwników zmiany prawa, spośród których niektórzy wyszli na ulicę (przeczytajcie naszą relację z protestów przeciwko ACTA 2). Skąd cudzysłów przy przewidywaniach? Wynika to z faktu, że prognozy przypominają raczej wróżenie z fusów, niż faktyczną analizę możliwych następstw.

Przyczyna jest prosta – dyrektywa w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, znana pod nazwą ACTA 2 - to regulacje o bardzo ogólnych zapisach. Niektóre z nich, nawet w swojej ogólnej formie, mogą budzić kontrowersje i wywoływać sprzeciw.

W praktyce uczciwe będzie stwierdzenie, że wiemy, że nic nie wiemy. Jest tak dlatego, że ogólne zapisy muszą zostać przełożone na konkretny język prawa państw członkowskich, które mogą robić to po swojemu. Debata o kształt, realny zasięg i oddziaływanie nowych przepisów rozegra się zatem nie tyle w Brukseli, co w Warszawie.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)