Afrykańskie programy kosmiczne: ambitny plan lotu na Księżyc i kolonizacji Marsa
Klepisko na środku wioski w roli kosmodromu? Trzeba mierzyć siły na zamiary! Ambicje podboju kosmosu mają również te kraje, które - ze względu na problemy techniczne - wydają się ostatnimi miejscami, z których może zostać wysłana kosmiczna wyprawa.
16.03.2017 | aktual.: 16.03.2017 14:44
Ambitny program kosmiczny
Programy kosmiczne kojarzą się zazwyczaj z zaawansowaną technologią, rozbudowaną infrastrukturą, wielkimi kosmodromami i rakietami nośnymi. To częściowo prawda i tylko niewiele krajów na świecie jest w stanie samodzielnie wynosić w kosmos różne obiekty, sondy, aparaturę badawczą czy ludzi.
Pozostałe państwa są zmuszone uczestniczyć w różnych międzynarodowych projektach albo korzystać z komercyjnej oferty lotów kosmicznych, płacąc wyspecjalizowanym firmom np. za wyniesienie na orbitę naszej planety jakiegoś satelity.
Okazuje się jednak, że niektórzy postanowili mierzyć siły na zamiary i podbijać kosmos o własnych siłach. Przykładem może być Zambia, której ambitny program kosmiczny mógłby zawstydzić niejedno rozwinięte państwo.
Zambijscy afronauci
Gdy w połowie lat 60. dwa światowe mocarstwa, Stany Zjednoczone i Związek Radziecki, rywalizowały o prymat w eksploracji kosmosu, do wyścigu przyłączył się trzeci konkurent – niepodległa od niedawna Zambia.
Ambitny zambijski nauczyciel Edward Makuka Nkoloso ogłosił wówczas światu, że w tajnej bazie w pobliżu stolicy Zambii, Lusaki, trenuje właśnie grupa astronautów, których celem jest załogowa misja na Księżyc, a po osiągnięciu tego celu, misja na Marsa.
Pan Nkoloso rzeczywiście zorganizował ośrodek treningowy dla astronautów, gdzie dwunastoosobowa grupa śmiałków ćwiczyła przed kosmiczną misją.
Zambia's forgotten space program 1964
Zambijscy afronauci (takie słowo usiłował spopularyzować Nkoloso) korzystali ze sprzętu i kombinezonów lotniczych, pozostawionych przez brytyjskie wojska kolonialne. Trening polegał m.in. na umieszczaniu nieszczęśników w beczkach, staczanych następnie po stromym zboczu.
Najpierw Księżyc, potem chrystianizacja Marsa
Uczestniczką pierwszej z planowanych misji, lotu na Księżyc, miała być 17-letnia Matha Mwambwa, której w wyprawie towarzyszyć miały dwa koty. Był to jednak tylko wstęp do znacznie poważniejszej misji.
Jak wynikało z poczynionych przez Nkoloso obserwacji, na Marsie istniała jakaś prymitywna cywilizacja, dlatego po osiągnięciu Księżyca kolejna wyprawa afronautów miała skierować się na Czerwoną Planetę. Uczestniczący w wyprawie, chrześcijański misjonarz miał założyć tam misję, jednak – co podkreślał Edward Makuka Nkoloso – duchowny dostał zakaz nawracania Marsjan siłą.
Niestety, plany budowy statku kosmicznego o nazwie D-Kalu 1 spaliły na panewce – zambijski rząd zdystansował się od projektu, poproszone o fundusze UNESCO odmówiło wsparcia, a pierwsza afronautka zaszła w ciążę i zrezygnowała z uczestnictwa w programie kosmicznym.
Mimo tego zambijski program kosmiczny cieszył się przez krótki czas sporym zainteresowaniem mediów z całego świata.
Kenijski program kosmiczny
O ile zambijskie plany można opisywać głównie z przymrużeniem oka, to kenijski program kosmiczny nie tylko prezentuje się znacznie poważniej, ale ma na koncie konkretne sukcesy. Wszystko za sprawą szczęśliwego położenia Kenii.
Z punktu widzenia misji kosmicznych kosmodromy położone możliwie blisko równika oferują kilka istotnych zalet: rotacja naszej planety nadaje rakietom dodatkową prędkość, a wynoszenie na orbitę ładunków z okołorównikowych lokalizacji jest prostsze i mniej kosztowne.
Nic zatem dziwnego, że już w latach 60. na terenie Kenii, a konkretnie na jej wodach terytorialnych, powstało Centrum Kosmiczne Luigi Broglio, znane również jako platforma San Marco.
Budowa centrum kontroli lotów i kosmodromu była możliwa dzięki pomocy ze strony NASA i rzymskiego uniwersytetu Sapienza, a do 1988 roku wykonano stamtąd co najmniej 27 udanych startów.
Od tamtego czasu loty zostały wstrzymane. Kosmodrom jest jednak konserwowany i utrzymywany w stanie gotowym do użytku, a Kenia szuka zagranicznych partnerów, z którymi mogłaby rozwinąć program komercyjnych lotów kosmicznych w oparciu o technologię startów z powierzchni wody, oferowaną przez firmę Sea Launch. Wśród państw potencjalnie zainteresowanych współpracą wymieniana jest m.in. Ukraina.
Ugandyjski program kosmiczny
Kenijskie plany wypadają jednak bardzo skromnie przy ugandyjskim programie kosmicznym. Początki marzeń Ugandyjczyków o podboju Kosmosu sięgają jeszcze lat 70. i krwawej dyktatury Idiego Amina, który rozpoczął selekcję i trening potencjalnych astronautów, każąc im skakać po rozłożonych na ziemi oponach.
Bardziej współczesna wersja ugandyjskiego programu kosmicznego jest rozwijana przez Chrisa Nsambę, byłego żołnierza amerykańskiego korpusu piechoty morskiej.
Jej pierwszym etapem jest budowa samolotu African Skyhawk, zdolnego do osiągnięcia pułapu 24 kilometrów, a następnie skonstruowanie samolotu kosmicznego Dynacraft Spaceship, który - według ambitnych zapowiedzi - ma znaleźć się w kosmosie już w 2017 roku. Czasu do końca roku zostało niewiele, a przed ambitnymi konstruktorami wyzwanie w postaci zbudowania lub zdobycia takiej drobnostki jak silnik.
Ntinda youth move to assemble plane
Warte odnotowania są proponowane przez Chrisa Nsambę metody treningu ugandyjskich astronautów:
Najbardziej interesujące są jednak informacje, które znajdziemy na oficjalnej stronie programu kosmicznego, Ugandanway.com.
Wśród opisów projektu, planów, różnej dokumentacji i raportów znajdziemy tam – traktowany jak widać całkiem serio – dział ze zdjęciami ufoków, a wśród nich „prawdziwe” zdjęcie Adolfa Hitlera w towarzystwie stereotypowego Szaraka.
W takim kontekście trudno się dziwić, że skupieni wokół Nsamby wolontariusze nie szczędzą sił, by w końcu polecieć w kosmos. Kto by nie chciał, wiedząc, że można tam spotkać takie cuda?