"Cowboys & Engines", czyli steampunk rządzi na Kickstarterze
Dzięki Kickstarterowi udało się zebrać fundusze na steampunkowy film "Cowboys & Engines", w którym zagra Malcolm McDowell oraz aktorzy znani ze "Star Treka" i "Battlestar Galactiki". Czy niezależni twórcy pokażą swoim bardziej utytułowanym kolegom, jak zrobić coś fajnego za niewielkie pieniądze?
11.03.2013 | aktual.: 10.03.2022 12:21
Dzięki Kickstarterowi udało się zebrać fundusze na steampunkowy film "Cowboys & Engines", w którym zagra Malcolm McDowell oraz aktorzy znani ze "Star Treka" i "Battlestar Galactiki". Czy niezależni twórcy pokażą swoim bardziej utytułowanym kolegom, jak zrobić coś fajnego za niewielkie pieniądze?
Na Kickstarterze zdarzają się projekty bardzo udane i projekty naprawdę fatalne. Trudno to wszystko śledzić, bo pomysłów pojawia się mnóstwo i większość z nich po prostu przepada. Tym bardziej mnie cieszy, że mogę opisać projekt, któremu się udało.
100 tys. dolarów na "Cowboys & Engines"
"Cowboys & Engines", bo o tym projekcie mowa, to steampunkowy film, którego twórcami są m.in. Bryan Pryor, James Deen i Charles Mead. Film niskobudżetowy – panowie chcieli zebrać 100 tys. dol., co jest bardzo niską sumą w porównaniu np. z budżetem "Wild Wild West" (170 mln dol.). Zbiórka zakończyła się w ten weekend sukcesem: twórcy otrzymali od użytkowników Kickstartera prawie 115 tys. dol. i już mogą zabierać się do roboty.
Akcja filmu dzieje się w 1876 roku. Cade Ballard (znany z "Battlestar Galactiki" Richard Hatch), znużony wojną były ambasador z Teksasu, spotyka piękną i niebezpieczną Guinivere Wheeler (Libby Letlow). Razem poznają prof. Nicholasa Timéona (znany ze "Star Treka" Walter Koenig), który zbudował silnik czasu, maszynę o niesamowicie niszczycielskiej mocy. Maszyna zostaje skradziona przez złego dr. Claya (Malcolm McDowell), więc para bohaterów staje przed największym życiowym wyzwaniem, jakim będzie uratowanie San Francisco przed zniszczeniem.
Synopsis "Cowboys & Engines" nie brzmi może jak opis wielkiego dzieła, ale na pewno będzie miło zobaczyć Malcolma McDowella i aktorów znanych ze "Star Treka" oraz "BSG" w niezależnej geekowskiej produkcji.
Klimat jest najważniejszy
Twórcy filmu obiecują sterowce, rakiety, mechaniczne konie, napędzane parą roboty i piękne kostiumy. Obiecują maszyny, które będą zaprojektowane tak, jakby miały naprawdę działać, oraz niepozbawionych wad bohaterów, którzy będą zachowywać się jak normalni ludzie, a nie figury z kartonu.
To oczywiście na razie tylko piękne obietnice. Nie czytałam scenariusza, nie wiem, czy to się uda. Ale muszę przyznać, że ekipa, która tworzy projekt, jest silna. Rysunki zaprezentowane na stronie filmu też przedstawiają się całkiem obiecująco i każą mi myśleć, że jego twórcy wiedzą, co robią, i może całe przedsięwzięcie nie skończy się klapą. Wydaje się, że klimatu nie zabraknie – a to w steampunku jest najważniejsze.
Jeśli zaś twórcy "Cowboys & Engines" pokażą, że za 100 tys. dol. da się zrobić klimatyczny film w steampunkowej estetyce, może to pomóc w rozwoju całego gatunku.
Steampunk jeszcze nie wszedł na salony
Jeżeli jesteście fanami steampunku, to dobrze wiecie, że aż tak dużo dobrych dzieł w tej estetyce jeszcze nie powstało. Owszem, jest kilka znanych filmów, jak "Wild Wild West", "Liga niezwykłych dżentelmenów" czy japoński "Ruchomy zamek Hauru". Są też świetne książki, jak "Dworzec Perdido" albo "Maszyna różnicowa". Bliską steampunkowi estetykę możecie wreszcie odnaleźć w wielu grach, np. ostatnio w Dishonored.
Wciąż jednak nie można powiedzieć, żeby steampunk wszedł do mainstreamu. Ma grupkę fanów, którzy wypatrują wszystkiego, co zawiera maszyny parowe, zębate mechanizmy i wiktoriańskie gorsety. Ale nawet oni muszą przyznać, że niektóre filmy pięknie się prezentują ("Wild Wild West"), a jednak ich scenariusze nie powalają na kolana. Nie wiem, czy z "Cowboys & Engines" będzie inaczej, pewnie nie.
Bardzo bym jednak chciała, żeby projekt okazał się udany i zachęcił kolejnych twórców do sprawdzenia się w tej estetyce. Najbardziej brakuje mi jej w serialach. To naprawdę dziwne, że w czasach kiedy stacje potrafią wyłożyć nawet 10 mln dol. na pilota serialu, który okazuje się szybko klapą (np. "Pan Am" z zeszłego sezonu), nikt nie sięga po steampunk.
Wiem, na pozór to wszystko wygląda na strasznie drogie. Ale przecież nie trzeba od razu budować niesamowitych maszynerii, jak Tarantula z "Wild Wild West". Wystarczyłby dobry scenariusz i porządnie wykonane kostiumy. Badania dowodzą, że steampunkowe klimaty uwielbiają kobiety (jestem żywym dowodem), można więc główną bohaterką uczynić silną postać kobiecą. A gdyby była ładna i nosiła odsłaniające to i owo kostiumy, mężczyźni też by ją polubili. Pomysł nie jest specjalnie oryginalny, a jednak o podobnych projektach nie słychać.
Dziwi mnie to. A najbardziej mnie dziwi, że w czasach gdy mówi się o wielkim boomie na steampunk, fajne pomysły są finansowane przez użytkowników Kickstartera, a nie wielkie studia.