Czy warto kupić Ultimate Marvel vs. Capcom 3? [recenzja]
Historia lubi się powtarzać, a Capcom lubi wydawać ponownie te same gry. W lutym zeszłego roku grałem w bijatykę tego wydawcy Marvel vs. Capcom 3: Fate of the Worlds. Dzisiaj mam deja vu, siadając do klawiatury, by zrecenzować nowe wydanie Ultimate tej gry. Starsza wersja wypadła świetnie (średnia na metacritic to 84), ale czy dzisiaj los będzie dla Capcomu tak samo łaskawy?
16.12.2011 13:46
Historia lubi się powtarzać, a Capcom lubi wydawać ponownie te same gry. W lutym zeszłego roku grałem w bijatykę tego wydawcy Marvel vs. Capcom 3: Fate of the Worlds. Dzisiaj mam deja vu, siadając do klawiatury, by zrecenzować nowe wydanie Ultimate tej gry. Starsza wersja wypadła świetnie (średnia na metacritic to 84), ale czy dzisiaj los będzie dla Capcomu tak samo łaskawy?
Dostając baty w Sieci, nauczyłem się jednej rzeczy o klasycznym Marvel vs. Capcom 3 – obowiązuje kilka stylów walki i albo się dostosujesz, albo zginiesz. Być może to mylne wrażenie, ale dużo większy nacisk został położony na walkę w zwarciu – Wolverine, Wesker czy nawet She-Hulk to dobre przykłady, jak nieprzerwanie atakować przeciwnika i zamknąć go na bardzo niewielkiej przestrzeni, żeby nie mógł odpowiedzieć. Jak dla mnie ten sposób grania zepsuł nieco zabawę w MvC3. Capcom w Ultimate zrobił wiele, żeby to się zmieniło.
Przeglądając listę nowych zawodników, z łatwością można zauważyć, że w zasadzie połowa to wojownicy długodystansowi, a pozostali mają predyspozycje do szybkiego przemieszczania się po polu gry, choćby za pomocą specjalnych teleportujących ataków. Wygląda na to, że koniec z jednym słusznym planem walki.
Do Ultimate dołączyło 12 nowych wojowników:
- Doctor Strange
- Firebrand
- Ghost Rider
- Frank West
- Hawkeye
- Nemesis T-Type
- Iron Fist
- Phoenix Wright
- Nova
- Strider Hiryu
- Rocket Raccoon
- Vergil
To bardzo dużo, ale liczba ta ma stanowić najważniejszy czynnik przekonujący Was do zakupu. Doliczając do tego podstawową obsadę, liczba postaci wzrosła do 48 wojowników. To raptem o osiem mniej niż w Marvel vs. Capcom 2, który - nie można o tym zapominać - był robiony zupełnie inną techniką.
Część z nowo przybyłych to tacy typowi, prości w obsłudze naparzacze, jak Iron Fist czy Nova. Na szczęście, jak już wspominałem, większość stawia na walkę na średnim lub długim dystansie i nieortodoksyjną taktykę. Dobry przykład to Doctor Strange, czarownik, który może miotać różnej maści pociskami – od powracających dysków po kule ognia odbijające się od krawędzi ekranu przed trafieniem w cel. Samo w sobie nie jest to nowością dla serii, ale wygląda na to, że w końcu będzie miało większe zastosowanie.
Oczywiście zmiany te są zauważalne dopiero jakiś czas po premierze. Sam początkowo trzymałem się tego, co znam, czyli standardowej i sprawdzonej taktyki Wolverinem, ale powoli zaczynam eksperymentować i widzę, że wcale nie idzie mi gorzej, a może nawet lepiej. To samo dzieje się w trakcie walk sieciowych, choć nie ukrywam, że nie jestem aż tak wielkim wyjadaczem, żeby oceniać, co będzie się działo na turniejach. W moich oczach wersja Ultimate sporo zyskała, bo jest więcej możliwości i nawet, jak wpadną do Ciebie kumple, to nie trzeba będzie im tłumaczyć, że lepiej wziąć Weskera, bo wybrany przez nich wojownik zupełnie się nie sprawdzi.
Od każdej zasady są drobne wyjątki, jak choćby Pheonix Wright, który przynajmniej w moim odczuciu jest tylko gestem w stronę fanów i raczej za wiele się nim nie zdziała, ale kilka jego animacji na pewno Was rozbawi. Ważne, że również powracającą obsadę poprawiono i dopasowano do standardów obowiązujących w Ultimate. Co przez to rozumiem? Przede wszystkim to, że zamiast osłabiać tych, którzy byli za mocni, skupiono się na podkręcaniu postaci słabszych. Widać to po nowych ruchach dostępnych u niektórych oraz drobnych zmianach właściwości ataków u innych. Przyznam, że aż takim specjalistą od liczenia klatek nie jestem, żeby móc tutaj czarno na białym napisać, iż wszystko zostało poprawione, ale moje odczucia są pozytywne, a zmiany idą w dobrym kierunku. Zresztą kto jak kto, ale Capcom naprawdę wie, co się dzieje w ich bijatykach.
Właśnie, odnosząc się do moich umiejętności, wróciłem do trybu misji i przeżyłem spory zawód. W poprzedniej odsłonie Marvel vs. Capcom 3 wypominałem grze, że nie każdy jest wyjadaczem znającym wszystkie nazwy ataków, a wyświetlenie komendy na ekranie i krótka prezentacja byłyby dużym ułatwieniem. Niestety nie wykonano w tym kierunku żadnego kroku. Dodano jedynie misje dla nowych postaci, więc każdy mniej obeznany będzie musiał mozolnie wciskać pauzę, by zobaczyć potrzebną listę ataków.
W zasadzie nie włożono dużo wysiłku we wzbogacenie wersji Ultimate, poza wspomnianymi wojownikami i nowymi arenami. Zabrakło nowych trybów - nawet Shadow Mode, dostępny jako DLC, nie trafił do tego ulepszonego wydania. To powoduje, że pomimo dopisku Ultimate gra wydaje się goła – tryb Arcade szybko zaczyna nużyć, więc pozostaje multi i tryb misji. Miło jednak, że Capcom popracował nad stroną artystyczną gry – pojawiły się nowe, jeszcze lepsze intro i dużo sensowniej posegregowana lista zawodników oraz komiks.
Mając to wszystko na uwadze, trudno nie odnieść wrażenia, że Capcom w tej chwili z pełną premedytacją daje skończoną wersję gry, by za jakiś czas zacząć pracę nad naprawdę sporymi zmianami. Było tak ze Street Fighterem i z Dead Rising 2. Można się z tą polityką nie zgadzać, nie lubić jej i nie wspierać, ale jako recenzent muszę podejść do sprawy sumiennie – wersja Ultimate jest lepsza niż jej poprzednik, a to już wtedy była świetna gra. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zagrać w najnowszą bijatykę z postaciami Marvela i Capcomu, to nie żałujcie tych kilkudziesięciu złotych i koniecznie wybierajcie najnowsze wydanie. Jeśli jednak trójka stoi na Waszej półce z grami, to sami powinniście podjąć decyzję, ile dla Was jest warte takie odświeżenie.
Wpis gościnny z: