Galeon Vasa. Szwedzki okręt, który miał zniszczyć polską flotę

Galeon Vasa. Szwedzki okręt, który miał zniszczyć polską flotę

Vasa - dziób galeonu
Vasa - dziób galeonu
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons, Jorge Láscar, Lic. CC BY 2.0
Łukasz Michalik
09.01.2021 13:36, aktualizacja: 08.03.2022 14:23

Gdyby budowano go dzisiaj, byłby potężniejszy od amerykańskich lotniskowców. Największy galeon swoich czasów, pływająca potęga i wizytówka szwedzkiego króla był arcydziełem sztuki szkutniczej. Był też bezużytecznym bublem. Dowiódł tego podczas pierwszego i ostatniego rejsu.

  • Wasza królewska mość jest głupcem! – to zapewne najłagodniejsze słowa, jakie cisnęły się na usta Henrika Hybertssona. Ten holenderski konstruktor statków byłe jednak zarówno utalentowany, jak i rozsądny, więc uwagi co do królewskiego intelektu zachowywał dla siebie.

Choć Hybertsson milczał, miał powody do irytacji. Na jego oczach arcydzieło sztuki szkutniczej, które zaprojektował z pasją, znawstwem i talentem, stawało się własną karykaturą.

Okręt na miarę króla

Szwedzki król, nazywany Lwem Północy Gustaw Adolf, zamówił okręt, jakiego Bałtyk jeszcze nie widział. Galeon był większy i potężniejszy od wszystkiego, co pływało po pobliskich wodach. Nic dziwnego – konflikt z potężną wówczas Polską był dla ambitnego króla przepustką do budowy północnego imperium i opanowania wybrzeży Bałtyku.

Potrzebna była broń, która zmiecie z powierzchni morza polską flotę. Umożliwi blokowanie portów, wymuszanie ceł i samym swoim istnieniem sprawi, że wrogie okręty nie będą w stanie podjąć równorzędnej walki.

Armaty okrętu Vasa. Uzbrojenie galeonu było wyjątkowo potężne
Armaty okrętu Vasa. Uzbrojenie galeonu było wyjątkowo potężne© Wikimedia Commons, Richard Mortel, Lic. CC BY 2.0

Więcej armat!

Henrik Hybertsson, budowniczy, a zarazem syn budowniczego okrętów, taką broń zaprojektował. Zgodnie ze sztuką nakreślił pękaty kadłub i solidne burty, kryjące pokład ze stanowiskami potężnej artylerii.

Ale królowi było mało. Chciał nie tylko skutecznej broni. Planował, by nowy galeon był pływającą wizytówką swojego władcy. Nie tylko potężną, ale i olśniewającą, budzącą respekt samą sylwetką.

Zażądał od projektanta zmian. I domagał się, by nowy okręt uzbroić w 72 24-funtowe, ciężkie armaty, strzelające około 12-kilogramowymi kulami. Król każe, projektant musi. Zgodnie z poleceniem króla, galeon zyskał jeszcze jeden pokład. Podniesiono burty, a na górnym pokładzie zmieściło się dodatkowe uzbrojenie.

Rufa okrętu Vasa (zdjęcie modelu w skali 1:10)
Rufa okrętu Vasa (zdjęcie modelu w skali 1:10)© Wikimedia Commons, Peter Isotalo, Lic. CC BY 3.0

Szkutnicze arcydzieło

Galeon Vasa – od królewskiej dynastii Wazów – prezentował się wspaniale. Był to jeden z największych, o ile nie największy okręt wojenny swoich czasów. Większych nie zbudowali ani Anglicy, ani Holendrzy, ani nawet Japończycy, którzy nieco wcześniej zadziwili świat wodując 55-metrowy galeon Date Maru.

Szwedzki okręt miał 69 metrów długości i 11 szerokości. Wysokość od stępki do szczytu największego z masztów sięgała 52 metrów. Same burty okrętu wznosiły się wyżej, niż sięgał maszt najsłynniejszego polskiego okrętu tamtych czasów, galeonu Wodnik. Vasa wypierał ponad 1200 ton (Wodnik około 200), a powierzchnia żagli sięgała 1275 metrów.

Polacy w latrynach

Kolos? To mało powiedziane. Olśniewający kolos! Vasę zbudowano bowiem nie tylko z najlepszego drewna, ale ozdobiono tak, że przypominał – według dzisiejszych standardów – bożonarodzeniowy jarmark. Okręt pełen był zdobień, rzeźb, ornamentów. Nawet pod latrynami umieszczono rzeźby – polskich szlachciców, kryjących się ze strachu pod stołami.

Najważniejszym atutem Vasy było jednak uzbrojenie. Zgodnie z poleceniem króla okręt był artyleryjską potęgą. Choć nie udało się w pełni wypełnić królewskiego rozkazu, Vasa miał na pokładach 48 dział 24-funtowych i liczne działa innych wagomiarów. Szacunkowa salwa burtowa, a więc oddawana przez działa z jednej strony okrętu, mogła ważyć nawet około 270 kg.

Burta okrętu. Widoczne otwarte furty działowe na dwóch pokładach
Burta okrętu. Widoczne otwarte furty działowe na dwóch pokładach© Wikimedia Commons, Hanay, Lic. CC BYSA 3.0

Jaka piękna katastrofa

10 sierpnia 1628 roku Vasa wyruszył z portu w Sztokholmie w pierwszy, próbny rejs, obserwowany z brzegu przez tłumy mieszczan. Dowodzony przez kapitana Sofringa Hanssona okręt odcumował, oddał salwę honorową i zaczął niespiesznie podążać w stronę wyjścia z portu.

Gdy tylko wypłynął za osłaniające go od wiatru skały, boczny podmuch przechylił go, a przez otwarte furty artyleryjskie wdarła się woda. Pływający kolos, potęga i duma szwedzkiego króla, zdołał przebyć około 1300 metrów. Zatonął zanim w ogóle zdołał rozpędzić się podczas pierwszego rejsu.

Pływający bubel

Bo – z czego wielu współczesnych doskonale zdawało sobie sprawę – Vasa był ledwo pływającym bublem. O tym, że do niczego się nie nadaje, wiedział dobrze dowódca floty, admirał Klas Fleming. Wcześniej, na jego oczach, aby pokazać stateczność okrętu, grupa marynarzy biegała z jednej burty na drugą, próbując go rozbujać.

Test przerwano po trzecim takim przebiegu – nie miał sensu. Zanim marynarze zdążyli się zmęczyć bieganiem, Vasa przechylał się tak bardzo, że groziło mu zatonięcie w porcie. Mimo tego admirał Fleming wydał zgodę na próbny rejs.

Vasa (model) - widoczna bardzo wysoka burta okrętu i wyniesiona w górę rufa
Vasa (model) - widoczna bardzo wysoka burta okrętu i wyniesiona w górę rufa© Wikimedia Commons, Jorge Láscar, Lic. CC BY 2.0

Miało być tak pięknie

Okręt był imponujący. Miał wysokie burty i dwa pokłady artyleryjskie. Oznaczało to, że miał też wysoko położony środek ciężkości, a zarazem niewielki balast. Trudno dociekać, czy była to wada wynikająca z błędu projektanta (i jego następców, bo Henrik Hybertsson zmarł przed zakończeniem budowy), konieczności wypełnienia zaleceń króla czy może – jak sugerowali wówczas Szwedzi – efekt sabotażu polskich agentów, którzy podmienili plany.

Jest jednak faktem, że Vasa był niestateczny. Zbyt wysoki, źle wyważony, zanadto obciążony potężną, wyniesioną za wysoko artylerią. Jako jeden z pierwszych okrętów z dwoma pokładami artyleryjskimi cierpiał na typowe dla nowatorskiej broni przypadłości, "choroby wieku dziecięcego". Był imponującym, bezużytecznym kolosem, dla którego szczytem możliwości był postój w spokojnym porcie.

Vasa mógł być superbronią. Okręt miał potencjał, by zmienić reguły gry – jeśli nie na morzach w ogóle, to na samym Bałtyku z pewnością. Nigdy nie dowiemy się, jak wyglądałaby mapa XVII-wiecznej Europy, gdyby Szwedzi wprowadzili do walki swoją machinę zagłady. Niewykluczone, że losy państw nad Bałtykiem potoczyłyby się nieco inaczej.

Muzeum Vasa
Muzeum Vasa© Wikimedia Commons, Hanay, Lic. CC BYSA 3.0

Największa atrakcja Szwecji

24 kwietnia 1961 roku Szwedzi wydobyli okręt. Zachował się w doskonałym stanie, co było wypadkową zarówno jakości użytych do budowy materiałów, jak i warunków panujących w miejscu, gdzie przez ponad trzy wieki spoczywał pod wodą.

Dla pieczołowicie odrestaurowanego okrętu zbudowano specjalny gmach – Muzeum Vasa. Można tam podziwiać zarówno oryginalny, XVII-wieczny galeon (szacuje się, że Vasa jest oryginalny w imponujących 95-proc.!), jak i bogatą wystawę, poświęconą okrętowi i wszystkiemu, co z nim związane.

Muzeum Vasa jest dziś najchętniej odwiedzaną atrakcją turystyczną Szwecji. Całkiem nieźle jak na coś, co zaczęło się od kompromitującej katastrofy, o spowodowanie której oskarżano Polaków.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)