Jak rozbroić bombę, czyli o gadżetach sapera
Dziś rano mogliście przeczytać o wstrząsającym przypadku przyczepienia bomby do szyi nastolatki. Jesteście ciekawi, jak saperzy radzą sobie na co dzień z bombami różnego rodzaju i czego używają w swojej pracy?
04.08.2011 | aktual.: 11.03.2022 11:13
Dziś rano mogliście przeczytać o wstrząsającym przypadku przyczepienia bomby do szyi nastolatki. Jesteście ciekawi, jak saperzy radzą sobie na co dzień z bombami różnego rodzaju i czego używają w swojej pracy?
Zobacz także
W przypadku australijskiej nastolatki cała sprawa zakończyła się szczęśliwie - saperzy stanęli na wysokości zadania i poradzili sobie z niezwykle trudnym, okrutnym przypadkiem podłożenia bomby. Na co dzień muszą zmagać się ze wszelkiego rodzaju bombami, a najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu jest detonacja.
W USA zaledwie 10% podkładanych ładunków wybuchowych to improwizowane bomby w rodzaju chemicznych albo zrobionych z fajerwerków. Najczęściej wykonywane są one przez dzieci (podziękujmy za to Internetowi - znalezienie przepisu na bombę jest banalnie proste), które w ramach zabawy wysadzają skrzynki pocztowe lub powodują inne niewielkie zniszczenia. W tych przypadkach bomby najczęściej wybuchają, zanim oddział saperów przyjedzie na miejsce. Niestety, pozostałe 90% ładunków to tzw. rurobomby (ang. pipebomb), które stanowią prawdziwe zagrożenie.
Rurobomby, jaka sama nazwa wskazuje, składają się z rury, w której znajduje się ładunek wybuchowy. Szczelne zamknięcie ładunku powoduje wzrost ciśnienia przed detonacją i zwiększenie siły wybuchu. Gdy saperzy zostają wysłani do bomby tego typu, używają kilku ciekawych gadżetów.
Pierwszym zadaniem jest rozcięcie zamknięcia i opróżnienie rury z niebezpiecznej zawartości. Dokonuje się tego dzięki "działku wodnemu" składającemu się z tuby, ładunku wybuchowego i małej ilości wody (ok. 40 ml). Woda wystrzelona z niedużej odległości pod ogromnym ciśnieniem potrafi przeciąć grubą książkę telefoniczną, ale radzi sobie również z rurami.
Takie działko wodne nie jest najczęściej obsługiwane przez człowieka - zastępuje go specjalistyczny robot Remotec ANDROS F6A. Ten mały spryciarz potrafi nie tylko strzelać z działka, ale także podnieść i opróżnić ładunek. Jest wyposażony w kamerę z zoomem i stabilizatorem obrazu, niezwykle zręczne mechaniczne ramię, opony przystosowane do poruszania się po trudnym terenie i wiele innych ciekawych rzeczy. Można nim zdalnie sterować z odległości 800 metrów, dzięki czemu saperzy nie muszą się nawet zbliżać do ładunków.
Mike Jackson, dowódca oddziału saperów policyjnych w Oklahoma City, zaznacza jednak:
Jeśli decydujemy się na użycie działka wodnego, musimy sobie zadać jedno pytanie: czy dane miejsce wytrzyma detonację, jeśli coś pójdzie nie tak? Przykładowo, jeśli jest to szpital, z którego nie można ewakuować ludzi, trzeba ładunek wynieść z zagrożonego miejsca i rozprawić się z nim na własnych zasadach.
Czasem jednak nie da się użyć robosaperów. Wtedy do akcji wkraczają specjaliści w kombinezonach rodem z filmu "Hurt Locker". Nawet w takich przypadkach saper podchodzi do ładunku w ostateczności, kiedy wszelkie metody na odległość zawiodą. Czasami nie jest możliwa detonacja na miejscu i wtedy specjalna jednostka mobilnych saperów musi przewieźć ładunek w bezpieczne miejsce i tam go zdetonować.
W ten sposób działają profesjonaliści. Co prawda posługują się ciekawymi gadżetami, ale praca sapera zarezerwowana jest raczej dla prawdziwych bohaterów, z poczuciem misji. Pozostaje tylko podziwiać - zarówno ich poświęcenie, jak i to, w jaki sposób technologia pomaga człowiekowi w najtrudniejszych sytuacjach.
Źródło: gizmodo.com