Kosmici w Egipcie, czyli jak rozsądek przegrywa z szarlatanami
Jak zbudowano piramidy? Choć powstały dobrze udokumentowane teorie próbujące odpowiedzieć na to pytanie, to nie brak w nich słabych punktów. Skwapliwie korzystają z nich orędownicy pomysłu, że dawnym Egipcjanom pomagała jakaś zaawansowana technicznie cywilizacja, o – być może – pozaziemskim pochodzeniu. Wskazują nawet dowody, które mają podeprzeć tę opinię.
06.08.2013 | aktual.: 13.01.2022 10:57
Jak zbudowano piramidy? Choć powstały dobrze udokumentowane teorie próbujące odpowiedzieć na to pytanie, to nie brak w nich słabych punktów. Skwapliwie korzystają z nich orędownicy pomysłu, że dawnym Egipcjanom pomagała jakaś zaawansowana technicznie cywilizacja, o – być może – pozaziemskim pochodzeniu. Wskazują nawet dowody, które mają podeprzeć tę opinię.
Miliony wyznawców Dänikena
Poglądy te znalazły rzesze wyznawców i orędowników, funkcjonujących gdzieś na obrzeżach nauki. Do najbardziej znanych należy bez wątpienia Erich von Däniken – szwajcarski zarządca hotelu, który zasłynął wydaną w 1968 roku książką „Rydwany bogów”.
Stwierdził w niej (i w kilkudziesięciu kolejnych), że przed laty ziemię odwiedzili przybysze z innej planety, którzy m.in. pomogli prymitywnym Ziemianom zbudować piramidy. Poglądy te, stanowiące fundament paranauki nazywanej paleoastronautyką, spotkały się z bardzo ciepłym przyjęciem czytelników.
„Rydwany bogów” sprzedały się w nakładzie około 60 mln egzemplarzy, a kolejne dziesiątki milionów czytelników zdobyły inne książki Dänikena. Skąd bierze się tak wielka popularność fantastycznych i bardzo mocno oderwanych od rzetelnej wiedzy teorii?
Pytania bez odpowiedzi
Nie bez znaczenia jest fakt, że dotychczasowe próby wyjaśnienia, jak zbudowano piramidy, mają kilka słabych punktów. Jakich? Przykładem może być choćby ustalenie, jak dokładnie wznoszono piramidy. Choć istnieje kilka pomysłów wskazujących na użycie gigantycznych, prostych ramp czy spiralnych nasypów, to nie ma stuprocentowej pewności, w jaki sposób to robiono.
Równie ciekawy jest rozmach budowli, który uświadomimy sobie, gdy zestawimy kilka liczb dotyczących największej z piramid, piramidy Cheopsa. Budowano ją przez około 20 lat, zużywając około 2,4 mln kamiennych bloków.
Jeśli założymy, że budowano ją przez całą dobę bez żadnej przerwy (co wydaje się mało prawdopodobne), to co niecałe 4,5 minuty układano kolejny wielotonowy kamienny blok. W takim samym tempie obrobione kawałki skał musiały być dostarczane na plac budowy z kamieniołomów w Tura, zlokalizowanych po drugiej stronie Nilu, około 15 kilometrów od miejsca budowy.
Przyznacie, że to robi wrażenie. Jeśli dodamy, że przecięcie jednego bloku za pomocą dostępnych wówczas narzędzi zabierało około tygodnia (a przynajmniej tyle zabrało to współczesnym rekonstruktorom), to logistyczny rozmach wystawia starożytnym kierownikom budowy naprawdę doskonałą ocenę.
Pracowici i mądrzy ludzie? Niemożliwe! To musieli być kosmici!
To, co dla archeologów jest wspaniałym przykładem ludzkiego geniuszu, pomysłowości i zaradności, dla zwolenników paleoastronautyki stanowi dowód na ingerencję przybyszów z Kosmosu. Bez nich – zdaniem Dänikena i jemu podobnych – budowa piramid byłaby niemożliwa.
Tezę tę ma popierać wiele osobliwych założeń dotyczących zakodowanych w piramidzie Cheopsa (tak, jakby była jedyna na świecie…) masy naszej planety, odległości Ziemi od Słońca czy liczby pi. Wszystkie te wyliczenia opierają się na bardzo dowolnym traktowaniu rzeczywistych wymiarów piramidy i naginaniu ich w taki sposób, by otrzymać pożądany wynik.
Jeszcze zabawniejsze są obliczenia, których autorzy zupełnie serio próbują wykazać, że piramida Cheopsa leży na południku dzielącym deltę Nilu na idealne połówki i na równoleżniku dzielącym na połowę masę wszystkich lądów. Albo że masa piramidy stanowi jakąś okrągłą część masy Ziemi. Albo że egipska Dolina Królów to odwzorowanie gwiazdozbioru Oriona. Albo inne dalekie od warsztatu naukowego koncepcje, popularyzowane przez cieszące się wielką popularnością w Sieci filmy z żółtymi napisami.
Nawet jeśli zostawimy na boku te osobliwe pomysły, zwolennicy paleoastronautyki mają w zanadrzu jeszcze jeden argument. Są nim stworzone przez starożytnych Egipcjan wizerunki latających machin czy nawet portret najbardziej stereotypowego ze stereotypowych obcych, czyli tzw. szaraka, zwanego w serii gier XCOM sectoidem. Warto przyjrzeć się tym „dowodom”.
Egipski helikopter
Zacznijmy od „helikoptera” i innych maszyn latających. Koronnym dowodem jest zdjęcie inskrypcji ze świątyni w Abydos w Górnym Egipcie, które ma przedstawiać helikopter, a niektórzy dostrzegają na nim całą kolekcję różnych latających maszyn.
Problem w tym, że trudno o większą bzdurę. Dlaczego? Na początku warto zobaczyć, jak wygląda napis i jego otoczenie. Warto przy tym zauważyć, że wyraźny obraz śmigłowca zobaczymy tylko pod pewnym kątem. Gdy spojrzymy pod innym, okaże się, że tworzą go znaki o różnej głębokości. Dlaczego?
Wytłumaczenie jest całkiem proste: rzekomy śmigłowiec i reszta kształtów to tak naprawdę efekt nałożenia na siebie dwóch napisów, wzmocniony przez erozję. Pierwszy i wcześniejszy napis to tytuł faraona Setiego I, a drugi, wyryty na nim i wyraźnie głębszy, dotyczy jego syna i następcy, Ramzesa II. Rzekome latające machiny, które starożytni mieli wyryć pod stropem swojej świątyni, to w rzeczywistości nałożone na siebie napisy, poświęcone kolejnym władcom Egiptu.
Wazon czy ufok?
Równie ciekawie wygląda rzekome przedstawienie kosmity. Warto zwrócić uwagę, że zazwyczaj fotografia prezentująca egipskiego szaraka jest dość marnej jakości, tak aby w kompresji i niewielkim rozmiarze zdjęcia zaginęły wszelkie szczegóły i został jedynie ogólny zarys. Patrząc na taką fotografię, można w pierwszej chwili rzeczywiście przetrzeć oczy ze zdumienia – z egipskiej ściany gapi się na nas klasyczny ufok. Tylko czy aby na pewno widzimy kosmitę?
Pierwsza lampka ostrzegawcza powinna zapalić się w głowie, gdy przypomnimy sobie, jak Egipcjanie przedstawiali postaci ludzkie. W dużym skrócie można powiedzieć, że namalowane postaci miały twarz przedstawioną z profilu, korpus ustawiony przodem i nogi namalowane z boku. Wizerunek kosmity nie spełnia tego założenia. To jednak żaden dowód.
Dużo poważniejszym ciosem wymierzonym w sugestie o kosmicznym portrecie jest bardziej szczegółowe zdjęcie oraz inne podobne obrazy. Okaże się wówczas, że rzekomy kosmita to po prostu wazon z kwiatami.
Pozostaje pytanie: czy kogokolwiek może to przekonać? Nie jest przecież tajemnicą, że tam, gdzie pojawiają się wątpliwości, zwolennicy paleoastronautyki bez trudu znajdą jakieś mniej lub bardziej fantastyczne wyjaśnienie. Rzetelni badacze nie mają, niestety, tak łatwo.